TAKIE PROSTE RZECZY…

Ech, muszę się oderwać na chwilę od tego, co tak naprawdę jest tylko niewielką częścią mojego życia. Są o wiele przyjemniejsze tematy. Jak choćby pomaganie…

Pomaganie jest proste. To dewiza Roberta Korólczyka i jego przyjaciół, do których i ja mam szczęście się zaliczać. Wystarczy chcieć i znaleźć odrobinę czasu, by spełniać marzenia innych, które czasem są tak błahe, że aż trudno uwierzyć. Bo kto z nas marzy o środkach czystości, ciepłych kapciach, zimowych butach, kołdrze, pościeli, żywności czy ciepłym rozpinanym sweterku?… Która rodzina marzy o tym, żeby kupić pampersy dla najmłodszego, kurtkę dla nieco starszego, duży czajnik, którym grzeje wodę do mycia dla siedmiu osób, czy dywan – żeby zakryć dziury w podłodze powstałe z powodu wilgoci?…

Wśród nas nie brakuje ludzi, których takie właśnie dary doprowadzają do łez szczęścia. Mieszkają czasem w naszej własnej bramie, czasem kilka budynków, niekiedy kilka ulic dalej… Są wśród nas. Samotni, opuszczeni, zdani tylko na wsparcie pomocy społecznej. Są rodziny, które – mimo że nie ma w nich alkoholizmu – zwyczajnie nie radzą sobie w życiu. Są bezdomni, którzy nie zawsze wpadli w alkoholizm – czasem pobłądzili w życiu. Po prostu. A więc my im pomagamy. Po prostu.

Pomagamy tak, żeby naprawdę poczuli to wsparcie. Pomagamy nie tylko rzeczowo, ale też po prostu będąc z tymi ludźmi. Zeszłoroczna wędrówka po mieszkaniach trzydziestu samotnych osób z kolędą i dobrym słowem była jednym z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających doświadczeń w moim (i na pewno nie tylko moim życiu). – Ja pana w telewizji oglądam, a pan tutaj przyszedł do mnie – ze łzami w oczach mówiła na widok Roberta Korólczyka jedna z samotnych staruszek, które odwiedziliśmy. – Że tacy młodzi, a myślą o starych… – nie kryła łez inna obdarowana przez nas i naszych darczyńców osoba. Kolejna, która marzyła o tym, by dostać pościel, tuliła się właściwie tylko do niej. Ktoś marzył tylko o zapasie jedzenia, ktoś inny – środków czystości, ktoś – po prostu o czystej, ciepłej bieliźnie. O spodniach, butach, kapciach. Choć jestem przekonana, że gdy usłyszeli, że chcemy ich odwiedzić, najbardziej marzyli o tym towarzystwie…

Dlatego w tym roku nasza akcja potrwa dwa dni. 22 grudnia odwiedzimy samotnych i świdnickie potrzebujące rodziny, a dzień później – zaserwujemy wieczerzę wigilijną bezdomnym i będziemy razem z nimi kolędować. Pomoc dla rodzin to pomysł tegoroczny. Mamy listę dziesięciu i nie możemy spełnić wszystkich marzeń całych rodzin (choć może zadziała cud Bożego Narodzenia?), ale postanowiliśmy obdarować wszystkie dzieciaki z tych rodzin (blisko 40) i kompleksowo zaopiekować się jedną z nich co roku.

Co w tej akcji jest najpiękniejsze, to jej zaraźliwość. Opowiesz komuś o niej i już jest w teamie. Rzucisz hasło „podziel się” i już się dzielą. Piękni ludzie w pięknej sprawie. Bezinteresownie, w większości anonimowo, z ogromnym entuzjazmem i… po prostu. Bo przecież… to JEST proste :)

Przyłącz się do nas: https://www.facebook.com/podzielsiezinnymi. To taaakie proste :)

FESTIWAL REŻYSERII FILMOWEJ – JAKIE HORYZONTY? ;)

Dzisiaj wyjątkowo nie mój wpis. Udostępniam apel, który wysłał m.in. do mnie (i chyba też do mediów, ale coś nie widzę, żeby publikowały) Stanisław Dzierniejko, pomysłodawca, producent i dyrektor Festiwalu Reżyserii Filmowej w Świdnicy. Udostępniam, bo podpisuję się pod każdym słowem. W Świdnicy jest miejsce i na FRF i na świetny Festiwal Filmów Dokumentalnych Okiem Młodych. Ale do tego trzeba mieć szerokie horyzonty, a nie perspektywę ściągnięcia do miasta popłuczyn z Festiwalu Nowe Horyzonty ;)

 

Szanowni Świdniczanie,

Kiedy osiem lat temu zwróciłem się do władz miasta z propozycją zorganizowania jedynego na świecie festiwalu poświęconego sztuce reżyserii filmowej, szczerze powiem, nie liczyłem na to, że Świdnica zdecyduje się na ten ryzykowny krok. Pamiętam, jak ludzie z branży pukali się w czoło i mówili, że chyba postradałem zmysły chcąc robić festiwal takiej rangi w mieście, w którym nie ma nawet kina z prawdziwego zdarzenia.

Pierwsza edycja mimo wszystko się odbyła i mówiąc delikatnie – ku zadowoleniu przeciwników pomysłu – spotkała się z umiarkowanym zainteresowaniem widzów. Na spotkanie z Panem Prezydentem, podsumowujące pierwszy Festiwal Reżyserii Filmowej, szedłem z teczką pełną krytycznych opinii ze strony mediów i opozycyjnych radnych. Druga teczka zawierała propozycje gruntownych zmian i nowe pomysły, które miały zapewnić sukces imprezie.

Przez całą drogę z Wrocławia do Świdnicy nurtowało mnie pytanie, na którą teczkę Prezydent się zdecyduje. Czy ulegnie wszechobecnej krytyce i wybierze święty spokój, czy może podzieli mój optymizm i – już bardzo ryzykując- da mi jeszcze jedną szansę.

Teraz, po siódmej edycji, obaj nie żałujemy, że wzajemnie sobie zaufaliśmy. Pełne sale, wspaniali, usatysfakcjonowani widzowie i znakomici goście- tak dziś wygląda świdnickie święto filmu. Święto miasta i publiczności, której nie przeszkadza, że musi stać w stumetrowej kolejce po bezpłatne wejściówki. Festiwal to także prestiż i coraz większa liczba nagród, które zdobywa Festiwal Reżyserii Filmowej. Z pełną świadomością mogę dziś powiedzieć, że to przede wszystkim zasługa Pana Prezydenta Wojciecha Murdzka, człowieka, który osiem lat temu podjął odważną decyzję.

Ale to także mój osobisty powód do dumy. Zaledwie kilka tygodni temu zdobyłem bardzo prestiżową nagrodę „PROFESJONALISTA ROKU 2014“. W tekście laudacji Związku Artystów Scen Polskich, który zgłosił moją kandydaturę można przeczytać: „Stanisław Dzierniejko potrzebował zaledwie trzech lat, żeby z nieznanej nikomu filmowo Świdnicy, zrobić stolicę reżyserii filmowej, do której masowo zjeżdżają najlepsi reżyserzy…”

Dlatego z zaskoczeniem teraz czytam, że Pani Radna Beata Moskal – Słaniewska, która aspiruje do roli Prezydenta, ma inny pomysł na filmową Świdnicę. Chce odebrać świdniczanom ich ukochany festiwal i zastąpić go, jak to powiedziała w jednym z wywiadów, o wiele, wiele lepszym Festiwalem Filmów Dokumentalnych „Okiem Młodych“ oraz nawiązać współpracę z festiwalem Nowe Horyzonty. W tym momencie przypomina mi się scena z filmu „Wyjście awaryjne“ w reż. Romana Załuskiego, w której pani naczelnik Gminy widząc olbrzymią kolejkę przed sklepem mięsnym, wpada na genialny pomysł: „żeby zlikwidować kolejkę, trzeba zamknąć sklep“.

Nie mam nic przeciwko filmom dokumentalnym czy niszowemu, egzotycznemu kinu np. o wypasie kóz w Azerbejdżanie, jednak czy rzeczywiście tego chcieliby świdniczanie? Czy takie pomysły faktycznie mają służyć mieszkańcom, miłośnikom kina i tym, którzy ten jeden raz w roku mogą sobie pozwolić na bezpłatne wyjście do kina, na spotkanie z wybitnym twórcą i swoim ulubieńcem z ekranu?

I ostatnia kwestia, którą często podnosi Pani radna Słaniewska. Chodzi o wysokie, zdaniem radnej, wynagrodzenie za moją pracę. Po pierwsze, nie jest to wynagrodzenie moje, ale firmy, którą prowadzę. Po drugie, miasto Świdnica przeznacza na festiwal kwotę 230 tysięcy złotych, z których moja firma nie otrzymuje nawet jednej złotówki. Po trzecie, wynagrodzenie mojej firmy zależy od hojności donatorów, których muszę sam pozyskać. Po czwarte, podam tylko kilka przykładów budżetów festiwali filmowych, które odbywają się w Polsce:
– Festiwal Nowe Horyzonty – 10 milionów złotych.
– Gdynia Film Festiwal – 5,5 miliona złotych.
– Festiwal Camerimage – 6 milionów złotych.
– Festiwal Filmów Animowanych – 1,2 miliona złotych.
– Festiwal Filmów Rosyjskich – 1,35 miliona złotych.
– Krakowski Festiwal Filmowy – 2,3 miliona złotych.
– Festiwal Filmu i Sztuki – 1,6 miliona złotych
– Festiwal Reżyserii Filmowej – 230 tysięcy złotych.
Jeśli chodzi o przelicznik budżetu festiwalu na ilość widzów, Festiwal Reżyserii Filmowej plasuje się na pierwszym miejscu w Polsce, wręcz deklasując pozostałych rywali.

Nie jestem mieszkańcem Świdnicy i nie mam wpływu na to, kto będzie decydował o losach tego miasta, jego rozwoju i propozycjach kulturalnych dla mieszkańców. Tylko symbolicznie mogę oddać mój głos i publicznie wyrazić poparcie dla pewnych myśli, idei i ludzi. I oddaję ten głos na człowieka odważnego, konsekwentnego, który wie, czego chce, który świetnie potrafi odróżnić profesjonalizm od amatorszczyzny, który robi wszystko, żeby Świdnica była miastem rozpoznawalnym, a jej mieszkańcy byli z tego miasta dumni. Dlatego wybieram Wojciecha Murdzka i proszę moich świdnickich przyjaciół oraz przyjaciół Festiwalu Reżyserii Filmowej, aby uczynili to samo.

Z wyrazami szacunku
pomysłodawca, dyrektor i producent Festiwalu Reżyserii Filmowej
Stanisław Dzierniejko

KANDYDAT I KANDYDATKA

Kandydat i kandydatka w jednym stali domu.

Kandydat na górze, kandydatka na dole.

Kandydat spokojny, nie wadził nikomu,

Kandydatka najdziksze wyprawiała swawole…

 

Jak widać Fredro, mimo że pisał o Pawle i Gawle, a nie o jakichś tam kandydatach, miał też co nieco do powiedzenia w kwestii polityki ;) Ale oto mamy kandydata i kandydatkę, chociaż może bardziej elegansio będzie – kandydatkę i kandydata. Byli sobie, żyli w tej samej czasoprzestrzeni i każdy robił swoje. Z tą jednak zasadniczą różnicą, że kandydat robił swoje dla ludzi, a kandydatka robi swoje dla siebie (i choć mówi ludziom, że będzie bliżej nich, to jednak ci, którzy poznali ją naprawdę dobrze, a nie są już kluczowi dla realizacji własnych planów pani kandydatki, wiedzą, jak to wygląda naprawdę). Że kandydat pracował własną głową i rękoma, a o kandydatce jej byli współpracownicy mówią, że żadnej pracy się nie boi, byleby miała ją kim wykonywać. Że kandydat ma ogromne osiągnięcia samorządowe, a kandydatka pochwalić się może jedynie tym, że dawała „lekcję samorządu” samorządowcom z SLD, z którymi teraz przestaje i jest ich kandydatką. Ot, ironia losu. Ale nie pierwsza w życiu kandydatki, która z niejednego politycznego pieca już chleb jadła. I miejmy nadzieję, że ktoś to wreszcie pokaże, żeby wszyscy ci zauroczeni obrazem z Photoshopa wiedzieli, z kim mają do czynienia. Swoją drogą, bieda będzie, jak ta pani, nie daj Boże, wygra i spotka się ze swoimi plakatowymi wyborcami twarzą w twarz – echo może się roznieść tak szeroko, jak niedawno w przypadku Renee Zellweger, która po operacjach plastycznych jest nie do poznania ;)

Pani kandydatki życiorys przejrzałam ostatnio – ten oficjalny, na jej stronie. I wynika z niego, że przez 20 lat pracowała w mediach. Dobre. Ja pracowałam „zaledwie” lat 17. Ale w większości w trybie ciągłym, więc mogę uczciwie powiedzieć, że naprawdę tyle przepracowałam. A pani kandydatka? Yyyy, no cóż… Tu też, podobnie jak w polityce, było skakanie z kwiatka na kwiatek, kłócenie się, odchodzenie, zakładanie konkurencyjnych gazet, godzenie i powracanie. Wszystko zależne od aktualnych stosunków z lokalnym potentatem prasowym. Historię, którą na temat swojej pracy w mediach kreuje pani kandydatka, można przyrównać do gościa, który co jakiś czas wyjeżdża za granicę i twierdzi, że mieszka za granicą ;) No chyba, że pani kandydatka za pracę w mediach uznaje wieczorne telefony do rzeczonego potentata, po których naczelni stawali na dywaniku, ale chyba jej za to nikt nie płacił. Chociaż…;)

A teraz pan kandydat (żeby nie było, że aż tak się uwzięłam)… Mam wiele zastrzeżeń. Wiele można by w nim poprawić, zmienić… Szklane wrota to był wielbłąd. Kościół? Ja też jestem katoliczką. Ale czy wszyscy muszą o tym wiedzieć? W mieście mieszkają też niekatolicy. Ale myślę, że kandydat sam już to wie. Jednak w przeciwieństwie do kandydatki – jest dobrym, szczerym człowiekiem. Nie działa z pobudek, o których coraz więcej osób, które poznają prawdziwą twarz kandydatki, może sporo powiedzieć. Ale nie będę tych pobudek nazywać po imieniu. Kandydat nie buduje sobie fasady, za którą stoi kolubryna gotowa wypalić w każdego, kto przeciwko niemu. Na zdjęciach jest sobą i nie udaje nikogo, kim nie jest. Nie poddaje się fotoszopkom. Jest prawdziwy.

Jeśli więc mam wybór między nieszczerością i szczerością, wyrachowaniem i prostolinijnością, udawaniem a byciem sobą, prawdziwością a totalną sztucznością, to… No jak to co? Stawiam na Murdzka :D

PS Qrczę, nie myślałam, że kiedykolwiek się tak zaangażuję, ale panią BMS, czy też BMX jak piszą niektórzy, znam jak zły szeląg. Albo jeszcze gorszy. Nie tylko zresztą ja…

PS 1 Aaa no i pani BMS naprawdę wygląda tak jak na tym zdjęciu powyżej, a nie tak, jak na plakacie wyborczym. Szczerość i prawda, w tym „prawda obrazu” to naprawdę wielka sztuka ;)

W DUPIE TEGO NIE MAM…

Taaak, mamy oto wybory, a że za niecałe 24 godziny zaczyna się cisza wyborcza, to jeszcze jeden wpis a propos wyborów. Ciekawy dzień dzisiaj, nieoczekiwanie pełen spotkań z samorządowcami, radnymi, kandydatami na radnych… Słuchanie opowieści o tym, jak chodzą po domach, jak namawiają, zapraszają do głosowania i… jak ludzie mają to totalnie w dupie.

Smutne to, ale prawdziwe. Piszę o tym od kilku miesięcy, a nikt mi nie chce uwierzyć. Nikt nie chce uwierzyć w to, że samorząd i życie miasta rozumie i analizuje grupa tak niewielka, że można by zaryzykować stwierdzenie, że rekrutuje się spośród samorządowców oraz przyjaciół i znajomych tego królika, który podawany jest zawsze tak jak wyborca chce ;)

Jedna z kandydatek, która po raz drugi wędruje po domach w swoim liczącym nieco ponad 2000 uprawnionych do głosowania okręgu, relacjonuje, że tylko jedna osoba zwróciła uwagę na to, że gromadzi ulotki i czyta programy. A reszta? Reszta ma pracę, dom, dzieci, rodzinę… Troski i radości. Sukcesy i porażki. Własne i osobiste. Co ich obchodzą jakieś wybory? Ale część z nich pójdzie zagłosować, bo czuje, że powinna. Inna część – spędzi 16 listopada taką niedzielę jak zwykle.

Zżymamy się na frekwencję wyborczą, a powinniśmy się cieszyć z tej, która jest. Polacy najwyraźniej uważają, że raz zagłosowali – w 1989 roku. I wystarczy :) Gdyby wybory odbywały się latem, chętniej poszliby grillować niż głosować. A przy grillowaniu narzekaliby na to czy tamto w mieście. I czy ktoś im zabierze to prawo obywateli demokratycznego kraju? Tak! Ja! Bo nie narzekajcie potem, jeśli w dupie mieliście głosowanie w wyborach. Sami sobie zabierzecie prawo do narzekania. Ale jak Wam się podoba taka postawa, Wasz problem…

I jeszcze kolejna refleksja po dzisiejszych spotkaniach… Jesteśmy w środku nowego rozdania unijnych funduszy. Świdnica – wbrew temu, co rozpowiadają w swoich demagogicznych gadkach inni kandydaci – korzysta z nich po mistrzowsku, no… po wicemistrzowsku, bo na Dolnym Śląsku zajmuje drugie miejsce. Gdy przyjdzie nowy prezydent… to wierzycie, że będzie się zajmował funduszami unijnymi? Nie! Najpierw zacznie od czystek w urzędzie, obsadzania stanowisk „swoimi”, potem to samo zrobi w miejskich spółkach, a potem… zacznie uczyć się, jak być prezydentem. I tak zastanie go rok 2016. Kiedy już będzie za późno na cokolwiek.

Ja… nie mam tego wszystkiego w dupie, więc konsekwentnie… stawiam na Murdzka. Właśnie dlatego :)