WSZYSTKO PŁYNIE. ŻYCIE TEŻ…

Nie ma to, jak nabrać odpowiedniego dystansu. Człowiek wyjeżdża, podgląda inną rzeczywistość, słucha innych ludzi, poznaje ich poglądy i problemy, przygląda się temu, jak oni patrzą na świat, a w drodze powrotnej zaczyna rozumieć… Sam jeszcze do końca nie wie dokładnie, co, ale pewne jest, że „coś” zaczyna rozumieć. Na przykład tę teorię, według której w życiu nie ma rzeczy bardziej pewnej niż zmiana. No, jeszcze śmierć, ale na koniec roku nie będziemy może podejmować ostatecznych – nomen omen – tematów 😉

Zajmijmy się więc zmianą, bo mijający właśnie rok zdecydowanie był rokiem zmian. Nie tylko w moim życiu, ale też w moim otoczeniu. Ja po latach tkwienia w jednym zawodowym miejscu postanowiłam porzucić świat dziennikarstwa na rzecz bliżej nieokreślonej zmiany, która wciąż trwa.

Decyzja ta była i łatwa, i trudna zarazem. Łatwa, bo to tak jak z toksycznym związkiem – dusisz się, śnisz o zmianie, marzysz o wyrwaniu się z niego, a jednak tkwisz. Bóg jeden jest w stanie zrozumieć, dlaczego. I trudna, bo jednak zostawiając „Wiadomości Świdnickie” zostawiłam w nich także spory kawał swojego życia i – nie będę się krygować – dobrej roboty, w czym i Wy do tej pory mnie utwierdzacie.

W życiu każdego człowieka, czy to zawodowym, czy prywatnym, przychodzi jednak taki moment, kiedy po prostu dochodzi do ściany. I wtedy nie ma co przebijać muru głową. Wtedy trzeba podjąć bardzo trudną decyzję – iść w prawo czy w lewo, bo nikt przecież nie chce się cofać. Dziś nie wiem, czy droga, którą wybrałam, a raczej która bardziej wybrała mnie, jest tą właściwą. Za każdym zakrętem może czaić się kolejny mur albo przeszkoda. Jak w życiu. A jednak przez ani jeden dzień, odkąd po 17 latach pracy w mediach, 13 latach pracy w „Wiadomościach Świdnickich” i 7 latach na stanowisku redaktora naczelnego „WŚ” odeszłam, nie żałowałam podjętej decyzji. Zmiana jest bowiem motorem napędzającym do innych zmian. A w moim życiu były i nadal są one bardzo potrzebne.

W nowy rok wchodzę z poczuciem gigantycznego zawodowego spełnienia. Od maja 2014, gdy zamknęłam rozdział pt. „Wiadomości Świdnickie”, do chwili obecnej zrobiłam w swoim życiu zawodowym więcej niż przez kilka ostatnich lat pracy w mediach. Na swoim koncie mam tak wysoko oceniane i wymagające pracy oraz kreatywności przedsięwzięcia, jak II Zjazd Świdniczan czy Miasto Dzieci (tu wielkie podziękowania dla wszystkich, z którymi współpracowałam przy tych projektach i którzy zaufali mi, powierzając ich koordynację). Miałam szczęście wziąć udział jako wykładowca w bardzo inspirującej Akademii Dziennikarstwa Obywatelskiego, dzięki której poznałam wielu fajnych młodych ludzi. Znów przeprowadziłam kilka wywiadów z gośćmi Festiwalu Reżyserii Filmowej, w tym być może (oby!) z laureatem Oscara Pawłem Pawlikowskim, reżyserem „Idy”… Udało mi się wymyślić kilka ciekawych przedsięwzięć realizowanych przez firmy, z którymi współpracowałam, również chwalonych, choć może dlatego, że nikt nie wie, że to ja za nimi stoję – ha ha 😉 Mam nadzieję, że będą kontynuowane, mimo że ja ruszam już do nowych wyzwań. Na koniec roku zdarzyła mi się dziennikarska wisienka na torcie, ale chwalić się tym będę w styczniu, już po publikacji. Tak, chwalić, bo naprawdę jest czym 🙂

No i mój blog – nie mogę o nim zapomnieć. Ktoś postanowił po prostu spełnić moje marzenie – o tym, żeby mieć własnego, naprawdę własnego bloga. Ktoś, kto docenił moją pisaninę. I tak się stało. Mikołaj przyszedł ciut wcześniej i przyniósł prezent od przyjaciół 😉 A fakt, że tylu jest czytających i że taki pozytywny feedback od Was otrzymuję, sprawia, że chce się więcej i bardziej. Krzysiu, Pani Krysiu – to, o czym do mnie pisaliście, że powinnam zrobić… to plan na 2015. Plan, żeby zaskoczyć samą siebie i spełnić kolejne swoje marzenie, które siedzi we mnie od lat. Od lat! I ciągle, przytłoczona zawodową codziennością, rutyną i kieratem, nie umiałam znaleźć na to czasu. Znajdę. Choć jeszcze nie wiem, jak 😉

Zmieniło się też moje otoczenie. To bliższe – kilkakrotnie w tym roku. Moja zmiana pokazała mi jak na dłoni wartość przyjaźni i koleżeństwa, chwiejność lojalności, interesowność ludzi, ich małość, a czasem przeciwnie – wielkość. Pisząc o wielkości muszę koniecznie wspomnieć o mojej „głównej” szefowej Kasi Mrzygłockiej. Kasiu, jesteś wielka! O małości co niektórych wspominać nie będę, bo to ma być pozytywny wpis.

To dalsze otoczenie zmieniło się tylko raz, ale za to o 180 stopni – w czasie wyborów samorządowych. Jak mało kto, wiedząc, z kim mam do czynienia w osobie kandydatki, która ostatecznie została prezydentem, wbrew sobie, uaktywniłam się politycznie. Pierwszy raz w życiu. Dziś nie powiem, że ostatni. Ale na pewno powiem, że mnie jako kandydatki na jakikolwiek polityczny urząd nie ujrzycie nigdy na żadnej liście. Tego jestem pewna, nawet gdyby okazało się, że mandat radnej to jedyna szansa na comiesięczne wynagrodzenie, jak u co niektórych 😉

Ten coming out to było – swoją drogą – ciekawe doświadczenie i wielce pouczające. Ciekawie się będzie też patrzeć na to, jak wypełnia się motto „zawsze blisko ludzi”. Oby nie kończyło się tak, jak zawsze – na dobrej gadce wypełnionej niezłym PR-em i czystym pustosłowiem. Ale i do tego udało mi się w czasie mojej świątecznej podróży do przeszłości zdystansować.

Wróciłam do miasta, które nadal jest moim miastem, choć rządzi nim nie mój prezydent. Mogę jednak wieść w nim moje życie, a gdy okaże się, że znów są tacy, którzy chcą nim żyć, jak własnym, wiem, że mogę równie dobrze zacząć je wieść za miedzą albo na drugim końcu Polski, Europy czy świata. Bo czy są jakieś ograniczenia? Chyba tylko w naszej głowie. A moja… moja w tym roku przeszła zabieg otwarcia… na świat. Otwarcia na życie. Wszczepiono jej takiego czipa. Uaktywnia się w momentach zwątpienia i wyświetla hasło, które poznałam śledząc karierę Mariusza Kędzierskiego: „it’s your life, just take it”. To trudne. I łatwe jednocześnie. Tak jak pomaganie – moja, oprócz pisania, największa pasja. Wystarczy chcieć…

I trzeba chcieć. Bo czas płynie. Bo wszystko płynie. Bo nigdy nie można wejść do tej samej rzeki. Bo Heraklit wiedział, co mówi. Bo zmiana to naprawdę jedyna pewna w życiu rzecz. Trzymajmy się jej więc i oswajajmy. Wtedy będzie nam sprzyjać. Tego Wam i sobie życzę na nadchodzący rok. I każdy następny, który dane nam będzie przeżyć. Oby jak najwięcej… Bo czas też na inne niż zawodowe spełnienia 😉

PS Jak widać na ilustracji, naprawdę trzeba się spieszyć. Czasem lód stopnieje, zanim zdążysz go spróbować. Jak z życiem 😉