Skip to content

ŻYĆ SZYBKO, UMRZEĆ STARO 😉

Co się z nami dzieje, kiedy dorastamy? Co robi z nami los? Życie? I ile możemy przeżyć ciesząc się nim? Dosłownie w dwa dni zrozumiałam, że przesłanie przyklejone do Jamesa Deana, zgodnie z którym trzeba żyć szybko i umrzeć młodo, może nabrać nowego znaczenia. Niekoniecznie się z nim zgadzam, bo jednak wolę żyć szybko i umrzeć staro, ale… Do rzeczy.

Mój bratanek Hubert, który ledwo co skończył trzy lata i jest najsłodszym dzieckiem na świecie, doskonale wie, czego chce. Gdy wpada do mnie, to choć jest jak Fred – postrach kotów (sierściuchy alarmowane jego radosnym piskiem na ich widok chowają się w najmniejsze możliwe dziury, a gdyby mogły, to pewnie wskoczyłyby do kibelka i spuściły za sobą wodę), jednocześnie wprowadza do domu nową jakość, w której wszystko jest możliwe. Mazanie palcem po oknie balkonowym – jedynym, jakie jest w zasięgu jego wzrostu – proszę bardzo. Bo w czasie remontu sama pokazałam mu, że można, a on świetnie zapamiętał. Wynoszenie wszystkich poduszek z salonu do mojej sypialni w celu „spania” – proszę bardzo, bo nie zaoponowałam, kiedy zrobił tak po raz pierwszy. Grzebanie w koszyku z owocami, który stoi na stoliku, i wybieranie tego, na co akurat ma ochotę – jak najbardziej. I zawsze, ale to zawsze Hubert wie, czego chce. A że te chcenia zmieniają się 9273418746318796 razy na minutę? To co? Kto dziecku zabroni poznawać świat?

Przepraszam, ale tym miejscu muszę przeprosić moją nastoletnią córkę, która jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie, ale najsłodszym maluchem stanowczo nie była 😉 I ona dobrze wie, o czym mówię 😀

Hubert żyje krótko. A chłonie świat wszystkimi zmysłami. Wczoraj wystarczyło go postawić na murek, po którym z moją asekuracją szedł inaczej niż chodnikiem (to cudowne uczucie, sama je pamiętam z dzieciństwa), żeby wywołać wielką radość z tak banalnej rzeczy. Hubert doskonale wie, że chce zjeść jabłko, a nie banana. Banana nie chce. Chce jabłko. Hubert chce usiąść w moim aucie. Nawet wie, jaka to marka. Ale nie może pojechać, bo nie mam fotelika. Więc chociaż wsiądzie na chwilę. Hubert nie chce usiąść za kierownicą. Chce posiedzieć obok mnie i posłuchać muzyki. Ten mały, proszę Państwa, doskonale wie, czego chce!

A czy Wy wiecie, czego chcecie? Bo ja nie. Każdego dnia budzę się i zastanawiam się, co jest w życiu najważniejsze. Myślę, co przyniesie dzień i czy uda mi się wreszcie odnaleźć ten absolut.

Bo niby wydaje mi się, że wiem – że miłość, że rodzina, że bliskość i to, żeby miało się zawsze na kogo liczyć. I żeby być dobrym. I pomagać. I dzielić się. I mieć fajną pracę. Ale te wszystkie rzeczy z biegiem lat tak się strasznie komplikują, tyle do nich dobudowujemy ideologii, tyle wokół nich narasta wahań, tyle pytań… Ciągle zastanawiamy się, czy postąpić tak, czy tak. Czy podjąć ryzyko, czy nie. Zmienić pracę czy nie. Odejść czy zostać. Ale trudno nam odpowiedzieć na te pytanie, bo ciągle gdzieś gonimy.

Do mnie odpowiedź przyszła w niespodziewany sposób. Po męczącym weekendzie, w czasie którego wspólnie z mamą i córką, ale głównie sama montowałam wielką szafę (ZMONTOWAŁAM!), poszłam z przyjaciółkami na kinowy relaks. „Wiek Adaline”. Właściwie zwykłe romansidło z jakimś metafizycznym sci-fi w tle, wbrew zachwytom – żadne to arcydzieło. Ale dość ciekawe, bo opowiada o kobiecie, która przestała się starzeć. I z każdym rokiem, z każdym mijającym dziesięcioleciem było jej coraz ciężej. Żyła jak uciekinierka. Trochę jak my – pędząc przez życie, tyle że jej życie było o wiele dłuższe niż nasze. Aż wreszcie, w dramatycznych okolicznościach, postanowiła przestać biec. Zatrzymać się. Żyć. No i kochać. Jak dziecko. Bo jak dziecko wreszcie wiedziała dokładnie, czego chce.

Czego sobie i Wam życzę 🙂

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: