Skip to content

OKRUCHY ŻYCIA

W życiu ważne są emocje, smaki, zapachy i… okruchy. Te ostatnie zbiera się jak jagody do koszyka, czasem podjadając, ale zwykle idąc dalej z sukcesywnie zapełniającym się koszykiem. Permanentne szczęście bowiem nie istnieje. Prędzej czy później zacznie Ci brakować tego czy owego. Emocji, smaków albo zapachów. Ale jakiś okruch trafi się zawsze. Jest jak ta jagoda, którą zamiast wrzucić do koszyka, postanowisz jednak zjeść.

Trzeba przyznać, że moje życie nie szczędzi mi jagód, które aż proszą się o podjadanie. Idziesz przez ten las i trafiasz na sytuacje tak wyjątkowe, że aż trudno z nich nie czerpać. Jestem w pracy. Ale to żadna praca, bo przynosi mi tylko radość i satysfakcję. Jestem szczęśliwa biegając po schodowych labiryntach Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze, dokąd przeniosły się gale Festiwalu Reżyserii Filmowej, poznając kolejnych artystów, świetnych aktorów, robiąc sobie selfie z Sonią Bohosiewicz (przepraszam, ona robiła, ja się uczyłam ;)), myśląc raczej o pracy, gdy nagle trafia się okruch…

Oto wchodzi do garderoby wybitny aktor, polski amant wszech czasów, ale przede wszystkim przemiły człowiek i fantastyczny facet, z którym już miałam nie raz okazję rozmawiać, z którym przed chwilą ustalałam szczegóły makijażu, rozmowy, tematów itd., który w kuluarach gada z innymi facetami o parametrach auta, którym akurat jeździ…

Ten facet… Artur Żmijewski…, w którym jako pasjonatka kina podkochiwałam się już wtedy, kiedy grał w „Stanie posiadania” Zanussiego, podchodzi bezpośrednio do mnie, wręcza mi muchę i mówi: „Sam sobie z tym nie poradzę…”

Czujecie?! To nawet nie była borówka amerykańska, tylko gigantyczna, wyhodowana „na denaturze”, jak mówiła śp. babcia Kazia, po której mam mieszkanie w Rynku, JAGODA-GIGANT! Oczywiście, podkochiwanie dawno przeszło, ale…

No, fakt – potem przy najbliższej okazji zrobiłam sobie z panem Arturem zdjęcie. No, fakt – dostałam za nie wiele lajków i miłych komentarzy na FB. Ale nic nie przebije tego momentu, kiedy wiązałam mu muszkę przed galą FRF.

ON (wręczając mi muszkę): – Sam sobie z tym nie poradzę…

JA (w myślach): Qrwa, a czy ja sobie poradzę?

ON: (pachnie…)

JA: I jak? Dałam radę?

ON (po zerknięciu do lustra): Perfekcyjnie!

JA: Ufff, robiłam to pierwszy raz w życiu.

ON: Świetnie, dziękuję.

Bo nawet jeśli wiesz, że „ci aktorzy” to przecież ludzie tacy jak Ty. Nawet jeśli wiesz, bo – tak jak ja – przeprowadziłaś z nimi tyyyyle wywiadów, że prowadzą normalne życie, rozmawiają o samochodach, kosmetykach, biżuterii, butach, ciuchach, sklepach, miastach itd., to jednak zawsze coś takiego jest w Tobie, że – jak ja wczoraj – mówisz do Sonii Bohosiewicz: „Kurczę, to ciekawe doświadczenie gadać o pierdołach z osobą, którą zna się z kinowego ekranu”. I nawet kiedy ona odpowiada: „Przestań”, to myślisz dalej: „Jest zajebiście!” 😀

Bo jest. Bo czasem sobie nie zdaję z tego sprawy, ale moimi przeżyciami mogłabym obdzielić kilka osób. I wiecie, co jest najlepsze w moim życiu? Że jeszcze dwa, trzy lata temu mówiłabym, że tymi złymi przeżyciami. I też byłaby to prawda. Ale dziś – także tymi dobrymi. Dzielę się z Wami więc i… NA JAGOOOODY!!!!! 😀 Wkrótce sezon.

PS Czemu ten wpis tak strasznie „selfistyczny”? Bo cała akcja z Arturem Żmijewskim i to, jak mocno mnie przyciągnął do siebie (kto się teraz dziwi temu uśmiechowi?) w czasie tego najlepsiejszego jak dotąd w moim życiu zdjęcia, uświadomiła mi, jak wiele jest jeszcze ważnych i niesamowitych rzeczy przede mną. Tyyyle jagód do zebrania 🙂

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: