DZIELMY SIĘ… NIE TYLKO OPŁATKIEM

Starszy pan dreptał sobie nóżka za nóżką w moją stronę. Dreptał to nawet za duże słowo – on drobił kroczki, pomaleńku maszerował tiptopkami. Kiedy otworzyłam drzwi samochodu, żeby wrzucić pranie odebrane z magla (używacie w ogóle magla? wyprasowana tam pościel to jest meeega czad! i ile czasu się zaoszczędza, a przy okazji daje sympatycznym paniom zarobić), staruszek zatrzymał się. W ręce trzymał reklamówkę, w której zawinięte w papier było nieokreślone coś – albo wędzona ryba, albo kawałek kiełbasy (jedno i drugie można było kupić w pobliżu, więc tak sobie wymyśliłam). „I jak? Chodzi maszyna?” – popatrzył na mnie z uśmiechem, cały skupiony na tej właśnie chwili. Odśmiechnęłam się odpowiadając, że pewnie, że chodzi świetnie jak spod igły.

Doprawdy, wszechświat zatrzymuje nas czasem w przedziwnych momentach…

Ten starszy pan, najwyraźniej samotny, wyszedł „na miasto” po swoją kiełbasę czy wędzoną makrelę, którą będzie jadł w samotności kilka dni, chcąc jednocześnie pobyć wśród ludzi. Popatrzeć, zagadać. A choćby i do mnie – babki, która wyszła właśnie w pośpiechu z magla i razem ze swoim samochodem stanęła na jego drodze. Ja, która uwielbiam prasować wszystko poza pościelą, gdybym nie odkryła kilka miesięcy temu instytucji magla, zapewne całe wieki nie zawitałabym na moje dawne osiedle, bo i po co? Ale odkryłam i być może – poza sprzedawczynią w sklepie – byłam tego dnia jedyną osobą, z jaką ten starszy pan rozmawiał. Czy to nie piękne?

Mam w sobie coś takiego, że cierpię, gdy inni cierpią z powodu samotności czy biedy, choć samotna nigdy nie byłam, to biedna – owszem. I to bardzo.

Dlatego wymyślona przez jednego z moich przyjaciół Roberta Korólczyka akcja „Podziel się!” skierowana do bezdomnych zamieniła się w akcję skierowaną także do samotnych, a potem także potrzebujących rodzin. Nie do zniesienia jest dla mnie myśl, że ktoś może być sam w ogóle, a zwłaszcza w święta. Wizyty u tych ludzi, ich ogromna radość i łzy wzruszenia dają wszystkim nam kopa na cały rok. I potem ktoś mnie pyta, skąd ja biorę siły na wszystko, co robię. Właśnie stąd. Ze wszystkich działań charytatywnych, jakie prowadzimy wspólnie z przyjaciółmi. Że mało czasu? Że każdy zaganiany? To nie ma znaczenia, bo w obliczu takich akcji wiesz, że ten czas po prostu musisz znaleźć – dla tych, którym pomagasz, ale chyba przede wszystkim dla siebie. Bo to jest taka moc, jakiej nikt, kto nie brał udziału w tego typu przedsięwzięciach, nie potrafi sobie wyobrazić.

A każdy ma coś, czym może się podzielić. Choćby tylko własnym czasem poświęconym komuś samotnemu. Zajrzycie na https://www.facebook.com/podzielsiezinnymi/?fref=ts