Skip to content

Ludzie, którzy żyjąc nie żyją

Dziś są moje urodziny. Czterdzieste szóste 😱 Wiem, że nie wyglądam i nie będę się krygować, że tego nie wiem. Ale metryka nie kłamie. I bagaż, który przez te wszystkie lata zdarzało mi się dźwigać na moich mikrych plecach. Pamiętacie „W chmurach” z Georgem Clooneyem? Zwalniając ludzi serwował im bajeczkę o tym, że plecak im lżejszy, tym łatwiej go nieść. Ja nauczyłam się, na szczęście, co jakiś czas przepakowywać mój plecak i zrzucać nadmiar.

4 lipca 2019

Spędzam urodziny będąc na wakacjach. Tak sobie postanowiłam, że w tym roku ten czas będzie naprawdę tylko dla mnie. I dla mojej córki, która jeszcze w tym roku skończy 18 lat. Ona mówi, że co to jest osiemnastka, że przecież nic się właściwie, poza metryką, nie zmieni. Ma rację. I nie ma. Ale jeszcze o tym nie wie. Bo zacznie się zmieniać. Już w zasadzie się zmienia, odkąd przez większość roku każda z nas żyje oddzielnie, bo dwa lata temu Ola wybrała świetną szkołę, ale na drugim końcu Polski.

Hotelowa znajomość

Jestem w Grecji i poznałam tu pewną Polkę, która zatrzymała się w tym samym hotelu co ja. Przyleciała z rok młodszą od mojej córką. Ona sama jest trzy lata starsza ode mnie. Nie będę podawać więcej szczegółów, bo to w sumie nieistotne. Przypadkiem dogadałyśmy się na coś w rodzaju wakacyjnego car-sharing. Po prostu postanowiłyśmy, żeby było taniej, wynająć auto wspólnie i razem pozwiedzać wyspę. Decyzja była spontaniczna, zapadła w hotelowym lobby i potem już trudno było się z niej wycofać, chociaż nie powiem, że nie przeszło mi to przez myśl 😉

Za głośne fale

Rozstałyśmy się w lobby z planem, że się zdzwonimy koło 12.00 i umówimy, żeby zaplanować wszystko. Leżę na plaży. Fale łomoczą o brzeg i szumią tak głośno, że nie słyszę telefonu. Ale chciałam sprawdzić godzinę, więc jakoś parę minut późnej go wyjęłam. Dokładnie cztery minuty o 12.00. Dokładnie cztery minuty wcześniej dzwoniła. Oddzwaniam.

Pani: No, hej, Anita, dzwonię, tak jak się umówiłyśmy.

Ja: Hej, jesteśmy na plaży.

Pani: My przy basenie, bo na plaży za głośno. Tam nie porozmawiamy.

Ja: To porozmawiamy później. Znajdę was.

Pani niechętnie, ale się zgadza. Ja, coś już podejrzewam, ale ogłuszona szumem fal, nie zauważam tego.

Do spotkania, oczywiście, dochodzi. Obie z Olą mamy nadzieję, że poznałyśmy oto ciekawe kobiety, jak to zwykle mamy szczęście. Cóż…

Kulą w płot

Pierwsze spotkanie organizacyjne uświadamia nam, że niestety, ale chyba się myliłyśmy. Pani (celowo tak mówię, bo to taka „pani”, jak pani w szkole, ale nazwijmy ją na przykład E.)… a więc Pani E., mimo że jest ode mnie starsza o zaledwie trzy lata, kreuje się na starszą o 20, a właściwie kreuje mnie na młodszą o 50 🤣 Wobec mojej Oli z kolei przyjmuje mentorski ton, którego moja córka nienawidzi i unika ludzi rozmawiających z nią takim tonem, jak ognia. Jakoś się jednak, w dobrej wierze i z kolejnym kredytem zaufania, dogadujemy, idziemy wspólnie zarezerwować samochód w pobliskiej wypożyczalni i klamka zapada.

O wspólnych wyprawach już Wam nie będę opowiadać. Grunt, że chyba obie strony są średnio zainteresowane brataniem się, czy może w tej sytuacji powinnam powiedzieć siostrzeniem, więc po dotarciu do kolejnych celów umawiamy się tylko na konkretną godzinę powrotu przy samochodzie, ewentualnie na telefon, gdy okazuje się, że zwiedzanie zakończone wcześniej, i ograniczamy jedynie do car-sharing. Ja jestem kierowcą, bo Pani E. najwyraźniej się do tego nie pali, więc tym lepiej, bo uwielbiam jeździć i sprawdzać, jak się jeździ po drogach innych niż w Polsce. Ona jest pasażerką i nawet wybrała tylne siedzenie do spółki ze swoją córką, więc nawet nie mamy zbyt wiele interakcji w czasie podróży. Ot, takie tam „czy można zmniejszyć klimatyzację”, „tu masz miejsce do parkowania”. Jest ok.

Ludzie, którzy żyjąc nie żyją

Ale chcę Wam przy okazji tej znajomości i moich urodzin o czymś innym opowiedzieć. Zacznę jednak od wczorajszej anegdotki, którą już nazwałam anegdotką, mimo że nikomu jej jeszcze nie opowiedziałam, bo wiem, że zrobię to nie raz 😅

Czekamy w wypożyczalni na auto. Pan ma jakąś obsuwę, więc już mu zapowiedziałam, że oczekuję rabatu 😉 Mam dobry humor. Rozglądam się po całym miejscu i z radością głośno zauważam, że do wypożyczenia są też rowery.

Pani E.: Oj, ale jak rowerami w taki upał?

Ja: No jak? Normalnie? W czym upał przeszkadza? Ja wczoraj rano biegałam po plaży.

Pani E.: Ale ty to jesteś jeszcze młoda…

Ja: 🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️

Nie patrzę nawet na minę mojej Oli, która siedzi za Panią E., ale mogę sobie tę minę wyobrazić. Później powie mi: „Mamo, przecież to są tylko trzy lata różnicy? Jak to możliwe? Gdybyś była taka, to po każdym takim komentarzu wylewałabym ci kubeł zimnej wody z lodem na głowę” 🤣🤣🤣

Pani E. to przykład ludzi, którzy grzebią się za życia.

Pani E.

Przyleciała na urlop i jest ciągle zmęczona. Punktualna do bólu, chociaż jest w Grecji, gdzie siga-siga (powoli, powoli) nie wzięło się znikąd i jest to ogólnie obowiązująca norma obyczajowa. Kobieta w wypożyczali, gdy umawiałyśmy się, że chcemy auto o 9.00, wyraźnie powiedziała: „Nie musicie być dokładnie o 9.00. Spokojnie, na luzie”. Pani E. poprosiła, żebyśmy umówiły się za pięć dziewiąta pod recepcją. Ok. Byłyśmy o 9.00. Okazało się, że już zdążyła do mnie zadzwonić. Ale miałam wyciszony telefon.

Pani E. chodzi wszędzie z przewodnikiem w ręku, żeby przypadkiem nie ominąć zaliczenia jakiejś atrakcji. Kiedy nie wie, dokąd iść, stoi nad mapą i dalej nie wie, dokąd iść, bo nie może odczytać nazwy ulicy. No, raczej. W końcu w Grecji obowiązuje grecki alfabet ze wszystkimi alfami i omegami. Ja, mimo że ten alfabet poznałam i znam nieco zbliżoną cyrylicę, potrzebowałam kilku dni, żeby w miarę ogarnąć, która litera jest która i coś już tam z nich czytać. Lituję się wtedy, wyciągam telefon, włączam GPS, chociaż nam jest do niczego niepotrzebny, bo my po prostu się włóczymy i raczej nigdy nie gubimy, a jak się zgubimy, to i się znajdziemy, i podpowiadam, dokąd iść. Na szczęście, potem się rozdzielamy.

Pani E., z tego, co zdołała o sobie opowiedzieć na pierwszym spotkaniu, wiedzie od lat takie samo życie w tym samym miejscu pracując w tej samej pracy i robiąc to samo. Mną się w sumie mało interesowała, bo co może być interesującego w takiej gówniarze 🤣 I dobrze, bo jakoś nie miałam ochoty opowiadać jej o moim barwnym, pełnym upadków i wzlotów, głównie upadków, życiu. Interesowała się moją Olą, bo wtedy w lobby wymsknęło mi się, że nie wiem, co na ten car-sharing moja córka, bo ona jest artystyczna dusza i towarzystwo dobiera bardzo starannie. Ale moja córka stwierdziła, że jeśli mamy zaoszczędzić i jeszcze kogoś ciekawego poznać, to czemu nie? No, niestety…

Poznałyśmy kogoś nieciekawego z gatunku ludzi, których całe życie staram się unikać. Takich, którzy życie już przeżyli, a reszta to już ciągłe sterowanie życiem dzieci, mówienie im, gdzie mają się uczyć, jaki zawód zdobyć, bo popłaca i będzie praca po nim, i jak żyć. Takich, którym nic już się nie chce, a wakacje polegają na użalaniu się nad swoim zmęczeniem po całym roku i zaliczaniu turystycznych atrakcji z przewodnikiem w ręku.

Dziękuję, choć nie wiem komu

Nie wiem, komu mam dziękować, że taka nie jestem. Mimo moich 46 lat, siwych włosów, których z roku na rok przybywa i które mój fryzjer Karol potrafi farbować nawet o 21.00 przed moim wylotem, moich zmarszczek, których też przybywa, ale na szczęście, nie w takim tempie, jak tych siwych antenek, ton nadbagażu, którego życie mi nie skąpiło, ja nadal jestem głodna życia. Gotowa na siwe włosy, na zmarszczki i wszystko, co chce zrobić ze mną grawitacja, wiek mojego organizmu (bo w głowie to ja faktycznie jestem gówniara – może Pani E. coś jednak wyczuła 🤣😅), ale wciąż oczekująca, poszukująca, mająca nadzieję, AKTYWNA (to też ważne słowo). Bo nadal uważam, że wszystko przede mną. Bo wciąż mi się chce. Uczyć się, poznawać świat, próbować nowych rzeczy. Umarłabym, gdyby przestało mi się chcieć. Tak jak Pani E. Ona żyje, ale już umarła. Umarła dla siebie samej.

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: