Moja mapa świata

Kiedy byłam nastolatką, nad moim biurkiem wisiała mapa świata. Taka polityczna. Z kolorowym podziałem, dzięki któremu dokładnie wiedziałam, gdzie znajduje się który kraj…

Kiedy byłam nastolatką, moje życie nie należało do najłatwiejszych. Nie dość, że zmagałam się z problemami nastoletnimi (brzydka, niezgrabna, z ubogiej rodziny), to jeszcze zmagałam się z problemami czysto egzystencjalnymi (bieda, brak pieniędzy na wszystko, czasem też brak jedzenia), a dodatkowo filozoficzno-religijnymi (czy Bóg istnieje?, po co żyjemy? czy to wszystko ma sens?). O tych pierwszych mogłam porozmawiać z przyjaciółmi. Drugich, takich jak brak jedzenia w domu, nawet oni nie rozumieli. Trzecie… Kto zna odpowiedź?

Ta mapa świata nad moim biurkiem to był mój wentyl bezpieczeństwa. Kiedy było mi bardzo źle, patrzyłam na nią i wyobrażałam sobie, że gdzieś tam na świecie – w Afryce, Azji, Ameryce, Australii… – też są tacy biedni, zagubieni ludzie. Którzy nic nie mają. Którzy nie mają co jeść. Którzy nie mają pomocy. Którzy – tak jak ja – mają marzenia. Którzy chcą się z tego wszystkiego za wszelką cenę wydostać.

Ta mapa świata nad moim biurkiem to był mój psycholog, mój coach, mój mentor, mój przyjaciel większy niż wszyscy inni przyjaciele. Była ze mną zawsze i zawsze dawała mi nadzieję. Że nie jestem sama, że na smutnej Polsce czasu przełomu świat się nie kończy. Że mogę coś jeszcze w życiu osiągnąć…

W ostatnich tygodniach obejrzałam dwa filmy, które wywołały we mnie to wspomnienie. Oba rozgrywają się na tej mapie świata. Jeden w Azji, a drugi – w Afryce. Bohaterami obydwu są mali chłopcy. Jeden to „Kafarnaum” (opisywany też jako „Chłopiec, którego nie było”), drugi – „Chłopiec, który ujarzmił wiatr”. Ci chłopcy nie godzą się na rzeczywistość, w której żyją. Zain z „Kafarnaum” pozywa swoich rodziców za to, że się urodził. Że żyje w biedzie, że musi pracować, że jego małoletnia siostra zostaje wydana za mąż i przedwcześnie zachodzi w ciążę, która ją zabija. William z „Chłopiec, który ujarzmił wiatr” za wszelką cenę chce się uczyć, a dzięki wrodzonej inteligencji, mimo przeciwności losu, buduje w zmagającej się z głodem rodzinnej wiosce wiatrak, który pompuje wodę ze studni na pola. Obie to historie prawdziwe. Pierwsza nie dlatego, że naprawdę się wydarzyła, tylko dlatego że po obejrzeniu tego filmu uświadamiamy sobie, jak wiele dzieci chciałoby tak jak Zain oskarżyć swoich rodziców za to, że przywiedli go na ten świat. Druga – wydarzyła się naprawdę.

Oba te filmy poruszyły mnie do głębi, przypominając mi o tej mojej mapie świata. Bo ja też byłam trochę takim dzieckiem. Kochanym jak William, ale rzuconym na głęboką wodę jak Zain. Pamiętam, jak w domu nie było nic do jedzenia. Bo moja mama nie radziła sobie ze światem po śmierci ojca w wieku lat 40. Na szczęście, nie było tak jak w krajach trzeciego świata. Mieliśmy trochę mąki. I jakieś dżemy w piwnicy. Mój młodszy brat był mistrzem w robieniu naleśników z tej mąki i wody. Jedliśmy je z tymi dżemami, jakby to było królewskie jedzenie. Albo – choć nie bez wstydu – korzystałam z uprzejmości rodziców moich przyjaciół, dojadając u nich.

Te filmy poruszyły mnie też dlatego, że obaj chłopcy coś osiągnęli. Tak, jak ja, dzięki właściwie nie wiadomo czemu – uporowi? wierze we własne możliwości? niezgodzie? – wydostali się z tego swojego bagienka. Jak ja i wiele innych dzieci. Pewnie miliony takich dzieci. I powiem Wam, że jestem dumna z każdego jednego z nich. Z nas. Bo to jest prawdziwy wyczyn. Nie wyrosnąć w kochającym, dostatnim i dbającym o Ciebie (czasem nawet do przesady) domu, ale wyrosnąć w domu, który nie umie o Ciebie zadbać, bo nie potrafi zadbać o siebie. To jest prawdziwy wyczyn! Czemu o nim ciągle zapominam?…

Ta mapa świata… to było też zawsze moje okno na świat. Marzenie, żeby je otworzyć, zobaczyć, co tam jest. Jak żyją ludzie gdzie indziej. Poznanie ich. Poczucie, jak to jest żyć w jakimś innym miejscu na tej wielkiej mapie. Z tego – nie mam co do tego wątpliwości – zrodziła się moja potrzeba podróżowania, poznawania świata, a przede wszystkim poznawania życia ludzi. Dziś nagle z tego wszystkiego zakiełkował w mojej głowie nowy pomysł. Odwiedzić wszystkie kontynenty. Zobaczyć, jak tam żyją ludzie. Napisać moją własną mapę świata…

Uda mi się?…