SMAK ŻYCIA W ANANASIE

„Pa-i ko-ana, a so to jesss?” – poczułam alkoholowy oddech żulika stojącego za mną w kolejce do kasy. Było to jakąś chwilę po tym, jak z drugim żulikiem zastanawiali się nad czymś, pytając jeden drugiego, co to i że to chyba jakiś kwiatek. Uprzejmie odpowiedziałam, że ananas i panowie pokiwali do siebie głowami, jakby to była najbardziej oczywista oczywistość na świecie. „A-anas” – powtarzali 😉 „A proszę pa-i, jak to się je?…”

Niestety, nie podjęłam się tłumaczenia żulikom, jak się je ananasa, zwłaszcza że już docierałam do kasy. Ciekawie było jednak obserwować, jak panowie gestykulując zamaszyście i wlepiając wzrok w jadącego właśnie taśmą do moich jutrzejszych imprezowych szaszłyków owocowego bohatera dnia zastanawiali się, jak się do niego dobrać. Bo przecież są na świecie ludzie, którzy nie wiedzą, jak co się je. Ja sama zapewne, gdybym znalazła się w jakimś egzotycznym miejscu świata, musiałabym najpierw przejść podstawowe szkolenie z jedzenia takiej czy innej potrawy 😉 No, może byłoby mi łatwiej dzięki Anthony’emu Bourdainowi 😀 Ale na pewno dałoby się mnie na czymś „zagiąć”, jak tych panów na ananasie 😉

Przypomniało mi się kilka podobnych sytuacji, których byłam świadkiem, nie tylko robiąc zakupy. Jak choćby ta, kiedy mąż z żoną kłócili się zawzięcie przy regale z egzotycznymi owocami. Ona chciała kupić granat, a on nie – „bo wygląda jak z plastiku” i „co tu jest do jedzenia?”. Ona nie wiedziała, co, więc oglądali ten nieszczęsny granat, ze wszystkich stron, ale z taką ostrożnością, jakby miał za chwilę wybuchnąć 😉 Albo ta, kiedy zaprosiłam ubogą koleżankę mojej córki na weekend i ona nie wiedziała, jak posługiwać się nożem i widelcem. Albo milion takich, w których ktoś mówi, że czegoś nie lubi, a na pytanie, czy próbował, odpowiada, że nie 😉

Bo są ludzie, którzy – z różnych przyczyn – nie przekraczają własnych granic. Czasem nie mogą (choć chcieć to móc), a czasem po prostu nie chcą spróbować czegoś nowego, nawet jeśli mają ku temu okazję. Dzisiaj jedna znajoma zapraszała mnie na skok ze spadochronu. Oczywiście, po remoncie nie bardzo mogę sobie pozwolić na całkiem sporą inwestycję, jaką jest opłata za taką przyjemność. „Ale gdybyś miała pieniądze, skoczyłabyś?” – zapytała mnie? Jasne! A jakiej innej odpowiedzi mogłam udzielić? Żyje się tylko raz. W reinkarnację przestałam wierzyć gdzieś w okolicach liceum 😉 Dlatego jeśli okoliczności będą sprzyjały, na pewno skoczę. Zrobię też wiele innych rzeczy, których nigdy w życiu nie robiłam. Bo jak inaczej poczuć smak? Smak życia?…