CZIPSOWA PROHIBICJA. PLASTEREK NA OTWARTĄ RANĘ

Zakazanie sprzedawania w sklepikach szkolnych niezdrowej żywności to jak zaklejenie jątrzącej się rany plastrem i udawanie, że ma on działanie lecznicze. Co gorsza, takie działanie będzie dokładnie przeciwskuteczne. Wszak od zarania dziejów wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej. I przez tysiąclecia nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Prohibicja w Stanach Zjednoczonych uruchomiła czarny rynek alkoholowy kontrolowany przez zorganizowane grupy przestępcze, a nawet – według niektórych źródeł stała się przyczyną powstania mafii. Zakaz sprzedaży alkoholu w Polsce przed godziną 13.00 – spowodowała masowe pędzenie bimbru w domach i rozlokowane w Polsce liczniej niż teraz bankomaty meliny, w których można było kupić go nielegalnie. Jedna taka jeszcze kilka lat temu wciąż istniała u mojej sąsiadki w bramie, a policja poradziła sobie z nią i jej klientami dopiero wtedy, kiedy ona na to pozwoliła… umierając 😉

Bo zdobywanie tego, co zakazane, jest wpisane w ludzką naturę. Niby dlaczego Ewa zeżarła to jabłko w raju? „Co? Ktoś mi tu będzie czegoś zakazywał? Po moim trupie!” – myślała zapewne. No i trupem się ostatecznie za przyczyną tego jabłka stała, pociągając za sobą cały rodzaj ludzki.

Zakazy bez odpowiedniej edukacji nic nie dadzą. A edukacja w kwestii zdrowego żywienia jest w szkołach powierzchowna. Rysowanie plakacików, przynoszenie do szkoły owoców, pogadanki. Uaaaaa! Aż sama ziewnęłam. Zresztą – to nie szkoła się powinna o to troszczyć, bo takie nawyki to my wynosimy z domów.

sandwich-890823_1280

Jeśli w domu takiej jednej grubej Kasia czy Basi jada się tłusto, dużo i niezdrowo, popijając coca-colą, a one dostają czipsy i batoniki kiedy zechcą, to nie ma szans, żeby weszły do szkolnego sklepiku, z którego wycięto wszystko, co niezdrowe, i zakupiły kanapkę z ciemnego pieczywa i mineralną wodę, która według nich jest pozbawiona smaku. Gorzej –

one sobie te czipsy czy batoniki oraz coca-colę przyniosą z domu od razu, gdy tylko zorientują się, że ich w szkole nie kupią. I jeszcze wezmą dla koleżanek i kolegów.

Niby to ma być element walki z coraz częstszą u Polaków, już od dziecka, otyłością. Ale chyba nie tędy droga. A którędy? Nie wiem, ale wiem, że lepiej byłoby zainwestować w porządną, ciekawą, zabawną i wciągającą edukację w tej kwestii niż wprowadzać jakiekolwiek zakazy. Bo może sklepikarze szkolni, którym za lewego batonika z nadmiarem cukru grozi nawet 5 tysięcy grzywny, ich nie złamią, ale dzieciaki – z pewnością sobie poradzą. Jestem tego absolutnie pewna.

SZUKAJĄC MAGII ŚWIĄT

Tegoroczne święta spędzam na polskim biegunie zimna – na Podlasiu., a właściwie u jego wrót. Siedzę sobie o poranku w miejscowości Stawiski (nieco ponad 7 tys. mieszkańców), 20 km od Łomży (dziś u jednej z moich ulubionych ciotek będzie tam wigilijny łomżing całej rodziny), 16 km od Jedwabnego (gdzie w 1941 roku doszło do pogromu ludności żydowskiej), i rozmyślam nad magią świąt…

Szukam jej, bo… nie ma śniegu za oknem. A przecież to polski biegun zimna! Buuu… Co to za święta bez śniegu? Przecież „I’m Dreaming of a White Christmas”, przecież „Let It Snow”, przecież „Z kopyta kulig rwie”… Też tak myślicie? No to wybiję Wam takie myślenie szybko z głowy. Otóż miałam niedawno okazję przeczytać lekturę, która mną wstrząsnęła, żeby nie powiedzieć „wszcząsnęła”, bo tak dziś często mówi młodzież. Otóż w jednej z dolnośląskich lokalnych gazet młodzież postanowiła zapytać młodzież, czy… święta bez śniegu mają to „coś”. Pomijam już pytanie, które hmmm… nie wiem, czy przedszkolak by wymyślił, bo przedszkolak skupiłby się na Jezusku, opłatku czy choince, a w najgorszym razie – na prezentach. Ale odpowiedzi zwaliły mnie z nóg. Sto procent oscylowało wokół narzekania, że święta bez śniegu to nie to samo, że nie ma atmosfery, że nie ma magii, że ogólnie – słabo… A do tego były zdjęcia jakieś Kasi czy Zosi siedzących gdzieś tam w czasie wakacji na przykład i podpisy w stylu: „Kasia także uważa, że święta bez śniegu nie mają atmosfery”. O!My!Gy! – jak by powiedziało moje dziecko. Boże, czytasz i nie grzmisz!

Jechałam wczoraj przez Polskę ponad pół tysiąca kilometrów – w deszczu, wietrze, w ciemnościach. Śniegu – ani widu, ani słychu. A jednak ja w każdej minucie dostrzegałam magię świąt. Na S8 czy A2 – w autach z różnymi rejestracjami pędzących w tę i z powrotem, by zdążyć ze wszystkim na święta lub dojechać, tam dokąd zmierzają. W Łodzi, gdy czekałam na światłach – patrząc na pieszych, skulonych, zakapturzonych, pod parasolami, z siatkami pełnymi zakupów, zamyślonych nad tym, co jeszcze mają do zrobienia, a może… jak pojednać się z rodziną albo… jak wypełnić samotność czy pustkę. W Warszawie – w gigantycznym korku przy wjeździe na S8, gdy już trochę zmęczona słuchałam w radiu świątecznych piosenek, a moje pasażerki spały w najlepsze, ufne, że dowiozę je szczęśliwie do celu. Widziałam magię świąt w oknach, ogrodach, na podwórkach – rozświetlonych tysiącami światełek. Wreszcie – zobaczyłam ją w domu mojej ciotki w Łomży, gdy tak po prostu wykrzyknęła od progu z uśmiechem: „No, nareszcie przyjechałaś!” A nie byłam tu 25 lat 🙂

Wreszcie widziałam magię świąt, a nawet czułam ją – w cierpnącej skórze, we łzach wzruszenia cisnących się do oczu, w guli rosnącej w moim gardle na widok tylu osób szczęśliwych, uśmiechniętych, zaskoczonych, płaczących ze szczęścia, gdy przedwczoraj rozwoziliśmy dary w ramach akcji „Podziel się!”. Dla większości samotnych nie było najważniejsze to, co im przynieśliśmy w naszych po brzegi wypełnionych pudłach, ale to, że ktoś do nich przyszedł, że ktoś o nich pomyślał. „Przez całe życie nie przydarzyło mi się coś tak wspaniałego” – mówiła pani Teresa. Chcieli się odwdzięczać, częstować, płacić. I nie kryli łez, a my z trudem połykaliśmy własne – no bo trzeba było jechać dalej „z kolędą i uśmiechem”.

TO JEST MAGIA ŚWIĄT! Nie śnieg i nie pędzący tir z coca-colą, ale drugi człowiek i dzielenie się z nim, pokazanie mu, że nawet obcy ludzie potrafią o nim ciepło pomyśleć i zechcieć przynieść trochę świątecznej atmosfery.

No i nie zapominajmy o najważniejszej rzeczy – co świętujemy. Jeśli nawet jesteście niewierzący, warto pomyśleć o paru faktach: narodziny i życie Jezusa z Nazaretu to zdarzenia historyczne, Jego nauka, zawarta w Nowym Testamencie, to elementarz dobra, miłosierdzia i prostych, ludzkich gestów. Jeśli tak na to spojrzeć, w Boże Narodzenie świętujemy istotę człowieczeństwa. Tacy w gruncie rzeczy jesteśmy, choć w ciemnościach zimowej nocy naszego życia czasem się pogubimy. Zawsze jednak niech nam świeci symboliczna betlejemska gwiazda wskazująca to, co w życiu najważniejsze.

Tego Wam, drodzy Czytelnicy, życzę z okazji tych pięknych świąt, które rozpoczniemy dziś wieczorem tradycyjną wieczerzą. Dziękuję Wam, że jesteście i że chcecie czytać te moje wypociny. Odpocznijcie, nabierzcie siły do życiowych zmagań, doceńcie wartość rodziny, nie zapomnijcie o przyjaciołach, pomyślcie odrobinę cieplej o nieprzyjaciołach, wybaczajcie, kochajcie się i poczujcie PRAWDZIWĄ MAGIĘ!

Wesołych Świąt!