NIM W KOŁOWROTKU PĘKNIE NIĆ…

Znacie te piosenki, które przyczepiają się rano i nawet jeśli Was wkurzają (albo wręcz wqr…), to jednak tkwią w tej głowie i zatykanie uszu, łomotanie się w czoło czy nawet walenie głową w mur nie pozwala się tej melodii wyzbyć. Tak dziś właśnie było ze mną. Piosenka jednak była z gatunku tych, które lubię. A nawet takich, które towarzyszą mi od kilku lat jako tzw. przypominacz. Przypomina mi o tym, że… życie przecież po to jest, żeby pożyć, nim w kołowrotku pęknie nić… Wiecie już, co to za piosenka?

A było z nią tak. W południe pojechałam z córką do galerii, bo wreszcie udało mi się ją namówić do zakupu ciepłej czapki, szalika i rękawiczek. Z ubiegłorocznych wyrosła, a na polski biegun zimna przecież jedziemy 😉 Dawno nie wjeżdżałam na parking na dachu, ale tym razem chciałam sobie ułatwić życie. I przyspieszyć sprawę. Ale słabo to szło już od początku. Od ruchomej platformy, którą ja zawsze – bez względu na to, czy w górę, czy w dół – zawsze raźno maszeruję. Nie dało się. Przed nami ojciec z córką. Stali z butami przyklejonymi do platformy i łokciami opartymi na poręczy, jakby ich ktoś zamroził w zabawie w „skałę”. Pamiętacie taką? 😉 I żeby jeszcze ze sobą rozmawiali. Nie! Stali tak po prostu. Jak zwykle, z moim dzieckiem, wymieniłyśmy między sobą kilka kąśliwych uwag na ten temat, ale… chcąc nie chcąc, też stałyśmy jak zamurowane 😉

W takich sytuacjach od razu mam nerwa. Jak to? Jak można się tak nie spieszyć? Jak można tak tracić czas stojąc na platformie, która zjeżdża około minuty, ale mnie się wtedy wydaje, że to wieczność…

Ale Anna Maria mi tu śpiewa: „Niech ktoś zatrzyma wreszcie czas, ja wysiadam…”

Podobnie kiedy jadę gdzieś samochodem i „ten przede mną” nie umie jechać 😉 Oczywiście to moje mniemanie, bo w jego własnym – pewnie umie 😀 Dziś w drodze do Wrocławia jakieś 91813297487652 razy złapałam nerwa, bo ten przecież jedzie za wolno, a tamten „bez sensu”… A potem miałam nerwa na siebie, bo nie trafiłam od razu tam, dokąd miałam trafić. I się spóźniałam na spotkanie ze znajomymi…

I znów Anna Maria wibruje mi w uszach: „A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!”

I powiem Wam – to straszne jest. Mam to od zawsze i choć próbuję z tym walczyć – wciąż przegrywam. Proszę kogoś, żeby coś zrobił i robi to wolniej niż zrobiłabym ja – robię sama. A jeśli nie umiem, a wiem, że można szybciej – łapię nerwa i choć nie duszę tych ludzi, to jednak się męczę jak jasna cholera. Bo ja bym to już zrobiła i poszła dalej. Bo życie takie krótkie…

„Nie” – wyśpiewuje mi Anna Maria – „Źle myślisz”: „Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć, nim w kołowrotku pęknie nić…

No i gnam tak przez to swoje życie, ale czasem, tak jak dzisiaj, dopada mnie Anna Maria Jopek i od rana truje w uszach, jak powinnam żyć. I kłócę się z nią i nie chcę, bo przecież szybkie życie jest fajne. Jednak kiedy wieczorem, ta jak dzisiaj, osiągam uroczą Przystań we Wrocławiu, z niesamowitym widokiem na Odrę i uniwerek, myślę sobie: „Jaka Ty głupia jesteś, babo…” 😉

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, bo wysiadam
Przez życie nie chcę gnać bez tchu

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubiąc wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie: mieć czy być?
Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić…