Skip to content

MIŁOŚĆ DO CZERWONEGO BUTA

Mam świra na punkcie czerwonych butów. Oczywiście, inne kolory także noszę. Ale widok czerwonych ładnych szpilek działa na mnie jak kwiat na pszczołę – chciałabym od razu się rzucić i zapylać… w nich po rynkowym bruku 😉 Nigdy nie zastanawiałam się, czemu tak mam. Człowiek po prostu ma jakieś preferencje i raczej ich nie analizuje. Ale jedna rozmowa z moją córką – o butach właśnie – spowodowała, że moja pamięć odgrzebała traumatyczną, w gruncie rzeczy, jeśli się temu dobrze przyjrzeć, historię z mojego dzieciństwa z czerwonym bucikiem w roli głównej…

A było to tak.

Dawno, dawno temu, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, a właściwie nastolatką w wieku mniej więcej mojej córki, poszłam do sklepu samodzielnie kupić sobie buty. Dziś pozwoliłabym dziecku to zrobić, ale wtedy to był big deal, zwłaszcza w ubogiej rodzinie. Musiałam ostro negocjować z rodzicami, żeby dali mi pieniądze i pozwolili samodzielnie wybrać buty. Kupiłam. Najpiękniejsze buty w sklepie. Półbuty w kolorze czerwonym na maleńkim obcasie. Pamiętam, jak mierzyłam je w sklepie i jak pięknie wyglądały na moich stopach, nawet odzianych w grube granatowe rajstopy…

Wracając do domu niosłam pudełko z nabożną niemal czcią, szczęśliwa, że pierwszy raz (PIERWSZY RAZ) będę miała na jakąś szkolną uroczystość nowe, śliczne, czerwone buty. Dzień później, na szkolnej uroczystości, miałam nowe, ohydne, pomarańczowe buty. A jak to się stało?

Otóż po powrocie do domu zostałam poproszona przez ojca, abym zaprezentowała swoje nowe obuwie. Włożyłam je szczęśliwa, że dokonałam tak wspaniałego wyboru i pewna, że otrzymam zaraz pochwałę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy tata zawyrokował, że buty są na mnie za duże, że mi „klapią” i że absolutnie nie mogę w takich chodzić? Zapytał, czy nie było mniejszych…

Przyznam Wam się teraz po cichu, że też o to pytałam w sklepie. Nie byłam przecież głupia. To jasne, że widziałam, że buty są za duże. To oczywiste, że chciałam mniejsze.

Ale to była ostatnia para. A ja TAK BARDZO chciałam je mieć! Za wszelką cenę.

Umyśliłam sobie, że będę pakować do nich dużo waty, a wkrótce na pewno stopa mi dorośnie i będzie po sprawie.

Po watę poleciałam też natychmiast, gdy tata powiedział, że musimy je wymienić. Chciałam mu pokazać, że da się nosić takie za duże. No, nie dało się. Musiałam to sama przyznać. Zabraliśmy je z powrotem do sklepu. Tym razem tato poszedł ze mną. I wybrał. Takie, które były na mnie dobre, nie spadały, też miały obcas i które były najohydniejszymi butami, jakie w życiu miałam! Wstrętne skórzane mokasyny w zbyt pomarańczowym kolorze, na zbyt wysokim i zbyt topornym obcasie. Kto w ogóle pozwolił na taki design?! Na moich grubych granatowych rajstopach wyglądały jeszcze ohydniej. Jak ja się ich wstydziłam!!!

Ale cóż… Rodzice nas wychowują i czasem nie mamy wpływu na własne życie. Dlatego moja córka o swoich butach od dawna decyduje sama (choć faktycznie, odpowiedniego rozmiaru pilnuję ja). Pozwalam jej na to, choć dotąd nie pamiętałam tamtej historii. Pewnie wyparłam tamto traumatyczne przeżycie 😉 Ale dzięki tej obuwniczej rozmowie z córką przypomniałam je sobie. I wiem już, skąd moja miłość do czerwonego buta 😀

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: