KIEROWCO, NIE BĄDŹ CH…

4 lipca. Upał niemiłosierny. Dwóch świdnickich rowerzystów, byłych kolarzy, wsiada na rowery, by trochę pojeździć. Pan Adam jeszcze rok temu potrafił zrobić 230 km dziennie. Tego dnia ktoś jednak postanowił mu na długo wybić dwa kółka z głowy. Skomplikowane złamanie spowodowało, że w tym sezonie raczej już nie pojeździ. A gość, który był przyczyną (celowo tak piszę) tego wypadku, cóż… zachował się jak zwykły ch… I nie wiem, czy to nie zbyt delikatne słowo. Pan Adam poprosił mnie dzisiaj o pomoc w nagłośnieniu sprawy, bo czuje się bezsilny.

Szok nr 1

Byliśmy z kolegą akurat w Bystrzycy Górnej na wysokości przystanku, kiedy jakieś auto za nami zaczęło agresywnie trąbić – opowiada pan Adam. – Nie przestawało, a kierowca ominął nas, zatrzymał się, więc aby uniknąć potrącenia, zahamowałem. I przewróciłem się. Doznałem skomplikowanego złamania łokcia. Trafiło się też parę siniaków. Kierowca otworzył drzwi, powiedział: „Dobrze wam, gnoje” i odjechał…

Szok nr 2

Tamtego dnia był ponad 40-stopniowy upał. Ale służby niespecjalnie spieszyły się, by pomóc świdniczaninowi. Karetka przyjechała po około pół godzinie (do Bystrzycy jedzie się jakieś 15 minut, uprzywilejowana karetka powinna pokonać tę trasę znacznie szybciej). Pan Adam leżał z wykręconą nienaturalnie ręką, osłaniany przez mieszkańców parasolkami przed słońcem. Policja też nie zdała egzaminu. „Zwijałem się z bólu, a oni zadawali mi pytania w stylu, jak do tego doszło, co się dokładnie wydarzyło i tak dalej – opowiada rowerzysta. – A na koniec rozłożyli ręce, no bo skoro sam się przewróciłem, to nie ma sprawcy!”

Kierowca pilnie poszukiwany

Przepisy nie regulują tego w żaden sposób. Ale wystarczy odrobina wyobraźni, żeby wiedzieć, że warto zatrzymać się i pomóc ofierze wypadku. Dlaczego? A co jeśli i my kiedyś będziemy na jej miejscu? Kilka lat temu policjanci zaaranżowali wypadek, by sprawdzić reakcje kierowców. Ocenili je na trzy z plusem. W większości ludzie nie zatrzymywali się, by pomóc! Nasz delikwent był jeszcze gorszy – zatrzymał się, ale tylko po to, żeby zwyzywać ofiarę. Dodajmy, że choć nie był sprawcą, pan Adam był ofiarą jego… nadpobudliwości. I dlatego chce sprawiedliwości.

„Chciałbym znaleźć świadków tego wypadku. Kierowca miał około trzydziestu lat. Jechał małym samochodem, chyba niebieskim, prawdopodobnie był to peugeot, na pewno na świdnickich numerach – wylicza pan Adam. – Być może jest ktoś, kto widział wówczas takie auto w okolicy. Może jest ktoś, kto widział wypadek, ale nie chciał się mieszać. Może ktoś zna takiego agresywnego kierowcę jeżdżącego podobnym samochodem? Nie wiem, czy coś zdziałam, ale może dzięki pomocy innych uda mi się go znaleźć”.

No to – pomagamy!

Wiem, że szanse są niewielkie. Ale może przynajmniej ten wpis da do myślenia innym takim draniom. Drodzy kierowcy, rowerzysta przy Waszym kilkutonowym aucie, nawet jadącym niezbyt szybko, znajduje się w sytuacji zagrożenia. Wystarczy chwila Waszej nieuwagi, żeby doszło do wypadku. A jeśli jesteście takimi ch… jak ten koleś z Bystrzycy, to obyście prędzej czy później przekonali się, że nie warto!

A na zdjęciu mamy łokieć pana Adama poskładany do kupy przez świdnickich medyków. „Na lotnisku będę już miał sporo kłopotów, by przejść przez bramkę” – śmieje się świdniczanin. Mnie jednak wcale nie jest do śmiechu…