KRÓTKI TRAKTAT O MIŁOŚCI

Wsiadasz co dzień do fajnego auta, a kiedy z niego wysiadasz – oglądasz się, bo jest taaakie piękne (kolega Ci to przepowiadał, ale nie wierzyłaś). Przez rok od remontu szukasz właściwej komody do swojej sypialni, na którą czekałaś pół swojego życia, i teraz odkąd masz komodę, to wchodząc tam co dnia po pracy, uśmiechasz się do siebie. Kiedy kupowałaś kilka lat temu nowy komputer, obiecywałaś sobie, że kolejny to będzie MacBook. Bo jesteś gadżeciarą, bo lubisz rozwój, bo nigdy tak naprawdę niczego nie miałaś. I właściwie to nie chcesz mieć więcej niż Ci potrzeba, ale przyzwyczajasz się do komfortu, do tego spokoju w głowie, który mają tylko ludzie niemartwiący się o byt, do tego, że możesz sobie coś kupić, bo chcesz, a nie „bo musisz”, ale właściwie Cię nie stać, do życia, do jakiego całe życie dążyłaś…

I teraz siedzisz przed tym MacBookiem, w którym zakochałaś się od pierwszego wejrzenia, tak jak i w swoim nowym aucie, i widzisz w tej spokojnej głowie tamtą dziewczynę w hipisowskiej kiecce pożyczonej na tydzień od przyjaciółki, z walkmanem, który kupił Ci w prezencie chłopak harujący w RFN-ie od świtu do nocy, bo wiedział, jak wielką przyjemnością będzie dla Ciebie podróż ze Świdnicy do Wrocławia przy dźwiękach „Achtung Baby” U2, kasety, która do dzisiaj razem z walkmanem leży gdzieś na dnie szuflady… I zastanawiasz się, czy to wtedy narodziła się ta gadżeciara… a może materialistka? Ale tą drugą przecież nigdy specjalnie nie byłaś…

A potem Ty harowałaś w RFN-ie od świtu do nocy przez całe studenckie wakacje, bo chciałaś kupić sobie pierwszego peceta, na którym sama nauczyłaś się wszystkiego i napisałaś kilka niezłych rzeczy.

A potem oboje harowaliście, żeby utrzymać się na powierzchni, bo życie nie okazało się bajką… Żeby gdzieś mieszkać, coś jeść, w coś się ubrać, utrzymać siebie i dziecko.

A potem Ty harowałaś, już zupełnie sama, na wszystko, co dziś masz – na samochód, za którym się oglądasz, gdy go zamkniesz, na mieszkanie, które wyremontowałaś wbrew wszystkim prawom ekonomii, na to, żeby Twoje dziecko mogło realizować swoją pasję, bo przecież Ty nigdy nie mogłaś, bo musiałaś się martwić o całkiem inne rzeczy…

Widzisz tę dziewczynę w hipisowskiej kiecce ze słuchawkami na uszach stojącą na przystanku tramwajowym. I czy pamiętasz, jakie miała marzenia? Tak, pamiętam. Chciała godnie żyć. Inaczej niż jej rodzice. Inaczej niż w ogóle miała pojęcie, że można żyć. Bez ubrań „po kimś”, bez pożyczania pieniędzy, z więcej niż jedną parą butów na sezon, bez chodzenia spać głodną, z normalnym domem…

I myślisz, że masz to wszystko. A jednak czegoś Ci brakuje, prawda? Bo pamiętasz ten artykuł przeczytany gdzieś w „Wysokich Obcasach” wywiad z Bronnie Ware, autorką książki „Czego żałują umierający”, która zapytała osoby będące na łożu śmierci właśnie o to.

Tych 5 rzeczy to:

1. Żałuję, że nie miałem więcej odwagi żyć życiem prawdziwym dla mnie, a nie życiem, którego oczekiwali ode mnie inni.

2. Żałuję, że pracowałem tak ciężko.

3. Żałuję, że nie miałem odwagi wyrażać swoich uczuć.

4. Żałuję, że nie pozostawałem w kontakcie ze swoimi przyjaciółmi.

6. Żałuję, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwszy.

I wracasz do tamtej dziewczyny. Wciąż nią przecież jesteś! Tyle że „Achtung Baby” słuchasz już nie z walkmana, tylko przez iPhone’a z iTunes’a… I myślisz sobie, że nie jest źle, że przynajmniej 2-3 punkty z tej krótkiej listy Ciebie nie dotyczą. A co z resztą?

No skoro – jak wczoraj powiedziałaś mamie – „masz już wszystko”, to czas wreszcie znaleźć to, czego wciąż nie masz. Czas na prawdziwą MIŁOŚĆ! <3