MEMENTO… VITAE

Kiedyś nie znosiłam pogrzebów. Uważałam, że za dużo bliskich pogrzebałam, jak na mój młody wówczas wiek. I to jest prawda. Ale odkąd musiałam pogrzebać mojego męża (uwierzcie, że to jest nawet gorsze niż sama śmierć), przestałam. Nie znosić pogrzebów. Nie, żebym stała przed tablicą z nekrologami i wyszukiwała, w czyjej by tu ostatniej drodze wziąć udział 😉 Przeciwnie – nadal jak nie muszę, to nie idę. Ale wiecie… chyba się starzeję. Bo coraz częściej jednak zerkam na tę tablicę przy deptaku na Łukowej i coraz częściej przyłapuję się na tym, że Święto Zmarłych to ważne święto. To także nasze święto, jakkolwiek by to nie zabrzmiało 😉

Oczywiście nie jest świętem dlatego, że będę miała okazję poświecić na cmentarzu nowymi kozakami, zamachnąć się połą wczoraj kupionego płaszcza czy pofalować przed zgromadzoną przy tym czy innym grobie rodziną nowym blondem na moich puklach. I nie jest świętem dlatego, że cieszę się, że pogrzebałam tylu bliskich mi ludzi (ja i inni nasi wspólni bliscy). Ale jest świętem, jak wiele innych, stworzonym po to, żeby o czymś sobie przypomnieć. Jak Boże Narodzenie – co wiecie zapewne z hollywoodzkich filmów oraz „Opowieści wigilijnej” Dickensa – jest po to, żeby sobie przypomnieć, że jesteśmy ludźmi i jesteśmy z gruntu dobrzy i że chcemy być z innymi ludźmi, dzielić się z nimi, śmiać się z nimi, cieszyć się z nimi tym, co przeżywamy. Tak Święto Zmarłych (pamiętajcie – przypada jutro, nie dzisiaj) jest po to, żebyśmy pamiętali, jak krótki i kruchy jest ten czas, który mamy tu, na Ziemi. I jak ważne, żeby go naprawdę dobrze wykorzystać!

W liceum i na studiach zgłębiałam tajniki średniowiecznego zawołania „memento mori”. Dzisiaj spacerując po cmentarzach zastanawiam się, jakie zawołanie słyszymy najczęściej w dzisiejszych czasach. „Bądź sobą”? „Żyj, jak chcesz”? „To twoje życie i nikt go za Ciebie nie przeżyje”?

„Żyj wolniej”? (slow food, slow life, slow motion…) czy przeciwnie – „Żyj szybko, bo życie jest krótkie”? (gaz do dechy and… go get it!).

Ale właściwie nie wiem, po co się nad tym zastanawiałam. Bo to, co zostaje w literaturze czy na kartach historii, w większości rzadko jest tym, co było naprawdę. Naprawdę żyjemy, jak umiemy – ani jak chcemy, ani jak nie chcemy. Jak umiemy. Jak nam się udaje. Większość z nas po prostu płynie z prądem, bierze to, co przyniesie los. Dobre czy złe. Ale czy te życia są gorsze niż tych, którzy płyną pod prąd, którzy nie godzą się z losem?

W finale wszyscy znajdziemy mniej lub bardziej spokojną, mniej lub bardziej malowniczą, z biedniejszym albo bogatszym nagrobkiem przystań w jednym i tym samym miejscu.

Czym więc właściwie jest życie? I po co żyjemy? Może po to, żeby w tym miejscu, do którego trafią po śmierci nasze ciała, inni, którzy nas znali, NAPRAWDĘ chcieli nas odwiedzić? Nie po to, żeby pokazać nowe kozaki, płaszcz czy blond na włosach. Nie po to, żeby zapalić znicz (najlepiej jak najdroższy i najbardziej wypasiony), „bo tak trzeba”. I nie dlatego, że jest akurat 1 listopada. Ale dlatego, że o nas myślą, że im nas brakuje, że mimo że nas już nie ma, oni wciąż w jakiś sposób chcą być w pobliżu. Może właśnie po to… Jak na grób Emily Dickinson w Amherst przychodzą fani jej twórczości i zostawiają wiersze, ołówki, pióra oraz… szpilki. Nieważne co. Ważne, że przychodzą, bo chcą.

IMG_9355

Stojąc dzisiaj przy grobie mojego taty (zmarł mając równo 40 lat), patrząc na nagrobek i uświadamiając sobie, że przeżyłam już więcej lat niż dane było jemu, a potem – że jestem już nawet rok starsza niż mój mąż, kiedy zmarł… A potem, że mój szwagier przeżył swojego ojca o zaledwie dwa lata. A potem – że prababcia mojej córki żyła cztery lata dłużej niż jej babcia. A jeszcze potem, kiedy zobaczyłam nagrobek mojej zmarłej w tym roku samotnie cioci (to właściwie taka ciocia-babcia była)… Mówię Wam – wielka, granitowa nówka-nieśmigana z gigantyczną grawerką ŚP ODACHOWSCY… Najwyraźniej ciocia i wujek – brat i bratowa wspomnianej cioci-babci – przygotowali już także dla siebie… A jeszcze potem, kiedy pomyślałam sobie, gdzie ja bym chciała być pochowana i na szczęście trafiłam na fejsie na temat ekologicznych trumien, dzięki którym moje ciało może być (jak inne, ale jakby bardziej „świadomie”, jeśli w ogóle można użyć takiego słowa w tym kontekście) pożywką dla jakiejś roślinki, np. drzewa i już nie musiałam się nad tym zastanawiać, to…

To zrozumiałam, że cmentarze to jest w gruncie rzeczy mądra rzecz wymyślona przez ludzi. Jak nie znoszę stawiania pomników (wiecie zresztą, co na ten temat myślę), a im bardziej wypasiony nagrobek, tym bardziej jestem sceptyczna co do intencji tych członków rodziny, którzy pozostali, tak uwierzcie mi – cmentarze to naprawdę mądra rzecz. To takie miejsce, w którym w łatwy, bo bezpośredni (dosłownie!) sposób możesz się uziemić, docisnąć w wyobraźni swoje bose stopy do zimnej, wilgotnej ziemi i stanąć na niej naprawdę mocno. Rozejrzeć się i zrozumieć, że TO JEST TEN MOMENT! Na wszystko. Że nie będzie innego. Że jeśli chcesz coś zrobić, zrób to. Jeśli marzysz o czymś, zacznij działać. Jeśli chcesz uciec, uciekaj. A jeśli chcesz zostać, zostań. Jeśli marzy Ci się inne życie niż prowadzisz teraz, zmień je. Podróż dookoła świata – kiedy, jeśli nie teraz? Zmiana pracy – a na co czekać? Jeśli czujesz, że stoisz w miejscu, rusz się. Nie od dzisiaj wiadomo, że każda wielka podróż zaczyna się od małego kroku. Jeśli chcesz kogoś przeprosić – zrób to. Dzisiaj. Nie jutro. Jutro Ciebie albo jego może już nie być.

Jeśli pragniesz miłości – szukaj jej aż Ci tchu zabraknie. Bo nawet gdyby miał być to już ten ostatni oddech – warto.

Jeśli chcesz zrobić coś dobrego – do roboty! Jeśli złego – zastanów się dwa razy, ale gdyby okazało się, że ma Ci to sprawić radość – dawaj! It’s your life! To Twoje życie. Tylko jedno. Drugiego nikt Ci nie da, bo któż z nas, nawet gdybyśmy byli najzagorzalszymi katolikami, wie, jak wygląda życie wieczne? Ok – żeby pogodzić wierzących i niewierzących: TAKIE życie będzie tylko jedno. WASZE życie. YOUR way of living 😉

Tę piosenkę znacie dobrze – także z mojego bloga, ale przywołam ją znowu, bo jest wiecznie aktualna, a dziś – do tego wpisu – wręcz idealna:

Wiecie, co powtarzam tutaj bardzo, bardzo często? To nie tylko mój blogowy tekst. Powtarzam to też na żywo. „Dzisiaj jestem, a jutro…” Memento… vitae! 🙂

PS I wbrew pozorom, to nie jest pesymistyczny tekst!