MÓJ KONIEC ŚWIATA

Gdyby przyszedł armagedon, co chcielibyście jeszcze w tych ostatnich chwilach zrobić? Jak zakończyć swoją ziemską drogę? Kogo chcielibyście mieć tuż obok? Z kim chcielibyście się trzymać za rękę? Co chcielibyście wtedy robić? Wiem, że większość z nas nawet bez armagedonu nie może wybrać tej ostatniej drogi. Ale gdybyście mogli? To jak by wyglądały Wasze ostatnie chwile na Ziemi?

Kiedy byłam dzieckiem, a potem nastolatką, zaczytywałam się (jak przystało na prawdziwą obywatelkę kraju komunistów) w literaturze wojenno-obozowej. Nawet gdy rodzice już gasili światło, ja z latarką pod kołdrą nadal czytałam o okrucieństwie okupanta (a jak!) i o tym, jak nawet w czasach zagłady zwyciężało dobro i to, co najważniejsze – miłość. Wśród wielu życiowych rozmów w stylu „co by było, gdyby…” zawsze wiedziałam, co by było. Najlepiej, oczywiście, wiedziałam, co by było, gdybym wygrała w totolotka 😀 Ale jednego „gdyby” nigdy nie rozpatrywałam w kategoriach „wiem, co by było”, tylko „gdyby, to chciałabym, żeby…” To moje ostatnie chwile, gdyby Ziemię dopadł armagedon.

Miało się to już wydarzyć wiecie, ile razy 😉 I choć się nie wydarzyło, to ja zawsze wiedziałam, jak chciałabym spędzić te ostatnie chwile i z kim. Wiedziałam, bo wiem, że nie ma ważniejszej rzeczy, jaka się nam przydarza na Ziemi, niż…

MIŁOŚĆ

I możecie mi tu opowiadać o tym, że tak, tak, ale miłość to nie wszystko, tak, tak, ale inaczej się kocha, gdy się nie ma problemów, tak, tak, ale inaczej się kocha, gdy wszyscy zdrowi, tak, tak, ale przecież mamy dzieci, które kochamy i które kochają nas.

Ja Wam na to odpowiem: nie, nie – miłość to JEST wszystko, nie, nie – kocha się zawsze tak samo, mimo problemów i nawet w chorobie, nie, nie – nie macie racji, bo inna jest miłość do dzieci, a inna jest ta miłość, której każdy z nas (przyznaje się do tego czy nie) pragnie i szuka w swoim życiu (szczęściarze ci, którzy znaleźli!).

Gdyby nadszedł koniec świata, gdybym była w ogniu wojny, gdybym jechała samochodem, który ulegnie wypadkowi, i były to ostatnie sekundy mojego życia, gdybym umierała w hospicjum na raka, gdybym dowiedziała się właśnie, że niewiele mi dni na tej Ziemi zostało, chciałabym, żeby obok mnie był ktoś, z kim łączy mnie

MIŁOŚĆ.

Wierzę, że na dotychczasowej ziemskiej drodze zapracowałam sobie na przyjaźń i serdeczne gesty wielu ludzi. Przynajmniej staram się na nie zapracować 🙂 Ale – wybaczcie mi – Drodzy – to nie z Wami chciałabym być w tych ostatnich chwilach (choć byłoby pięknie móc myśleć, że mogłabym). W tych ostatnich chwilach chciałabym być z kimś, z kim najzwyczajniej w świecie łączy mnie uczucie, które jest w życiu najważniejsze. Z kimś, kto jest najważniejszy dla mnie i dla kogo najważniejsza jestem ja. Ci, którzy mnie znają, zapytają pewnie, co z córką, bo wiedzą, że to ona jest dla mnie najważniejsza. Jest i będzie. Bardzo ważna. Jedna z najważniejszych. Ale… ja też kiedyś byłam najważniejsza dla rodziców. A potem zaczęłam własne życie, więc… 🙂

MIŁOŚĆ

To powinno być pierwsze i ostatnie uczucie, jakie pamiętamy z Ziemi. Pierwsza – ta matczyna, rodzicielska, nieogarniona, ucząca się, wszechogarniająca i pełna zdziwienia, że można tak kogoś kochać. I ostatnia – ta między dorosłymi ludźmi, którzy mimo wielu przeszkód i przeciwności, odnaleźli się w czasoprzestrzeni przepełnionej milionami innych ludzi tylko dlatego, że byli sobie przeznaczeni. Czy to nie jest piękne? Najpiękniejsze! Tak właśnie chciałabym, żeby wyglądał mój koniec świata. Nawet gdyby to uczucie mogło trwać tylko w tej ostatniej chwili… I żeby chciało się wtedy krzyczeć: „Chwilo, trwaj! Jesteś tak piękna”.