#niemusisz, ja pokręcę

Pierwsze zdanie zapisane w języku polskim brzmiało „Daj, ać ja pobruszę. A ty pocziwaj”. Zostało zapisane w tzw. Księdze Henrykowskiej napisanej w całości po łacinie i dotyczyło nieznanej z imienia żony niejakiego Boguchwała, który jak nic, musiał być pierwszym feministą wśród polskich mężów, o czym żadne księgi nie wspominają, więc chyba będę musiała pewnego dnia stworzyć apokryf 😉

Mówiąc dzisiejszą polszczyzną, tenże Boguchwał zaoferował zapracowanej żonie obracającej żarna, że teraz on pokręci, a ona niech sobie odpocznie. Nie mąż jest dla mnie ważny, ale żona. Ta żona to ja. Wciąż obracam jakieś żarna. Mielę mąkę. Na chleb. I na do chleba. I na NA chleb. I na inne rzeczy. Mielę i lubię to. Ale czasem mam dosyć.

Czasem nie chce mi się już być bohaterem we własnym domu. Ogarniać. Wszystkiego. Od mieszkania przez jedzenie po samochód i pracę. Od córki i jej spraw (ostatnio na odległość, więc jeszcze trudniej) przez sprawy mojej mamy po sprawy własne, których ciągle brakuje. Od napraw przez remonty, zakupy i wymianę zepsutych rzeczy, szukanie fachowców.

Jestem silną babką, więc ogarniam. Ale okupuję to. Pobudkami nad ranem, bo mój mózg już sobie nie radzi i budzi mnie, żeby poukładać sprawy, poprzypisywać priorytety, ponarzekać na wszystko, poniepokoić mnie… Zmęczeniem, kiedy nie powinnam być zmęczona. Niechęcią do działania. Niechęcią do czegokolwiek. To nie jest stan stały. Ale wiem na pewno. Potrzebny mi drugi bohater.

Chcę wrócić do domu i żeby mi ktoś powiedział: „siadaj, odpocznij, już nie musisz”. Chcę, żeby ktoś powiedział mi: „zapłaciłem rachunki, Ty nie musisz”. Chcę, żeby podsunął mi kolację, kiedy jestem zmęczona, bo „nie muszę” albo ucieszył się ze śniadania, które zrobię, „bo chcę, a nie muszę”. Chcę przestać myśleć ciągle, co muszę zrobić, o czym pamiętać, czego nie przeoczyć, jak zrobić to, jak ogarnąć tamto, jak wszystko spiąć, kiedy, co, jak i dlaczego.

Takie osoby jak ja myślą, że „niemuszenie” dzieje się, dopiero kiedy naprawdę już nic nie musimy. W grobie. Chciałabym jednak, po wszystkich moich dotychczasowych doświadczeniach, których po prostu było za dużo jak na jedną osobę, być teraz jedną z tych, które nie będą musieć za życia.

Tak, ja wiem, że to wszystko to właśnie jest życie. I że to jest moje życie. I że to jest życie, które tak patrząc z dystansu bardzo kocham. Zamieniłabym je tylko na życie bogatego podróżnika, który nie martwi się o pieniądze i zobowiązania hahaha 😀 A jednak czasem mi się to życie ulewa. Wychodzi bokiem. Siada na karku. Odkłada się w kręgosłupie. Budzi o świcie. Rzeźbi mi w twarzy zmarszczki. Maluje na siwo włosy. A nawet brwi. No, dyma mnie ogólnie rzecz biorąc, mimo że jest moje 😉

Dlatego coraz częściej chciałabym słyszeć #niemusisz. To moje tegoroczne marzenie. Niech ktoś przyjdzie i mi to powie.