Stosunki bliskowschodnie (cz. 2)

Co łączy Polskę, Jemen, Ugandę i Wenezuelę? Co łączy Polki, wojny, sieroty i biedę? W świecie opanowanym przez pandemię są rzeczy, które czyni ona jeszcze trudniejszymi do zniesienia. I są cuda, które czyni fakt, że ona jest.

Podróże w czasach zarazy

Wiem, że nie czytaliście części pierwszej moich „Stosunków bliskowschodnich”, ale postanowiłam zacząć od części drugiej. Trochę dlatego, że pierwsza od parunastu tygodni czeka na dokończenie, a trochę dlatego, że dzisiaj obejrzałam coś, co każe mi napisać część drugą. I ona jest ważniejsza. Żebyście jednak wiedzieli, o co chodzi, to pokrótce… Od paru ładnych miesięcy intensywnie zgłębiam stosunki bliskowschodnie. Damsko-męskie, męsko-damskie, liberalno-ortodoksyjne, ortodoksyjno-liberalne, świecko-religijne, religijno-świeckie, demokratyczno-fundamentalistyczne i fundamentalistyczno-demokratyczne. Zgłębiam je nie osobiście, niestety, ale za pomocą Netflixa, który coraz bardziej intensywnie eksploruje kinematografię światową, wyszukując raz po raz kolejne perełki, z pomocą YouTube’a oraz z pomocą Facebooka. Takie moje podróże w czasach zarazy…

Przy wigilijnym stole

Odpoczywam teraz, więc mam więcej czasu na czytanie, oglądanie i myślenie… Właśnie minęło Boże Narodzenie. Chyba najpiękniejsze i najbardziej rodzinne, jakie przeżyłam od co najmniej dziewięciu lat. Niemal wszyscy, którzy siedzieli przy naszym wigilijnym stole, to osoby, które zaznały w życiu biedy, głodu, zła lub traumy. Możliwość spotkania się w tej części naszego życia, w której są one tylko smutnym, coraz bardziej odległym wspomnieniem, sprawiła, że te święta – przynajmniej dla mnie – były właśnie takie wyjątkowe. To było też pierwsze od paru lat Boże Narodzenie, którego nie zwiastowały mi aniołki z Fundacji Window of Life. Nie czekałam na to, ale właśnie dzisiaj sobie uświadomiłam, że tym razem nie przyszła doroczna kartka z odciskiem dłoni dziecka, które tę kartkę zrobiło, żeby mi podziękować za comiesięczną pomoc. Pandemia zostawia i takie ślady.

Taki kraj, daleko stąd – Jemen…

A uświadomiłam sobie to, bo rano, zanim wstałam, przeglądałam Facebooka i trafił we mnie jak grom z jasnego nieba post World Food Programme (WFP – Światowy Program Żywnościowy) i film o głodujących dzieciach w Jemenie. Nie jest to coś, o czym usłyszałam po raz pierwszy. Ale dzisiaj trafiło na moment, w którym zagłębiłam się bardziej i skończyłam na zaplanowaniu comiesięcznej pomocy. Jemen to kraj na Bliskim Wschodzie, przycupnięty na południu Półwyspu Arabskiego, w którym od końca 2014 bez przerwy toczy się wojna. Bez przerwy! Giną tysiące cywili, w tym dzieci. Nie tylko z powodu wojny. A nawet nie tyle z powodu wojny, co z głodu i braku pomocy medycznej. Organizacje pozarządowe z całego świata, w tym Polska Akcja Humanitarna, ogłosiły, że w Jemenie mamy do czynienia z największym kryzysem humanitarnym od czasu II wojny światowej. Potraficie to sobie wyobrazić? Ja chyba nie. Pomocy humanitarnej potrzebują 24 mln z 29 mln mieszkańców kraju.

Co dorośli robią dzieciom

Przypomniała mi się dzisiaj, nie wiedzieć czemu, historia Innocenta, jednego z chłopców, który trafił do Window Of Life w Masindi. Uganda leży nie aż tak daleko od Bliskiego Wschodu – we wschodniej Afryce. Maluszek był noworodkiem znalezionym siedem lat temu w latrynie. Matka porzuciła go, bo nie miała środków na jego wyżywienie i wychowanie. To zjawisko częste w Ugandzie. Odbyła za to karę, a dziecko zostało przekazane fundacji założonej przez Martę Majewską. Niestety, Innocent, zanim na dobre zagościł wśród innych dzieci, takich jak on – porzuconych na pastwę losu – zmarł. Ważył mniej niż 2 kg… Imię tego chłopca jest znaczące. Innocent znaczy Niewinny. Dzieci. Są niewinne. Niczemu. Nie będę się zagłębiać w grzech pierworodny, bo jest to tylko okrutna, baśniowa interpretacja tylko jednej religii. Dzieci. Są. Niewinne. Niczemu. Nigdy. Kropka.

Dlatego każda krzywda, jaka dzieje się dziecku, jest dla mnie niewiarygodnie bolesna. Muszę Wam to wyznać, zwłaszcza że tak rzadko się odzywam na blogu. Obojętnie, czy to krzyk matki, który przy odrobinie samoświadomości i dobrej woli mogłaby zamienić na spokojną rozmowę i tłumaczenie, czy to fizyczna przemoc, czy bieda, głód albo wojna. To wszystko jest bolesne dla dorosłego, ale dla dziecka to coś, co na starcie rujnuje mu świat, który dopiero zaczyna poznawać.

Moim ukochanym filmem o tym, jak dorosły może pomóc dziecku przejść przez nawet najgorszy świat, jest „Życie jest piękne” Roberto Benigniego. Jeśli nie znacie, to dobry czas, żeby nadrobić zaległości. Znajdziecie na HBOGO. Roberto to włoski aktor charakterystyczny i komik. W 1997 roku nakręcił film, w którym gra włoskiego Żyda trafiającego w czasie II wojny światowej z synkiem do obozu koncentracyjnego. Od pierwszej sekundy robi wszystko, żeby dziecko nigdy nie odczuło, w jak strasznym i nieludzkim znajduje się miejscu. Nie da się nie płakać, więc przyszykujcie wagon chusteczek i będzie w sam raz na refleksyjny wieczór tego dziwnego, zmierzającego już na szczęście ku końcowi roku.

Epilog

Napisałam ten ostatni akapit i zastanawiam się, do czego zmierzam. Jaka powinna być puenta? Co chcę Wam powiedzieć, poza tym, co już sami wyczytaliście między wierszami? A puenta, a właściwie epilog, jest całkiem z innego świata. Z drugiej półkuli. Z Caracas, gdzie jest Ada, pewna Polka, która – jak pisze – utknęła na moment w Wenezueli. Dzisiaj Ada z Gonna Travel wrzuciła podsumowanie przypadkowo zorganizowanej zrzutki, której celem była pomoc Robinowi – takiemu panu z Caracas, który jest jej sąsiadem i stał się przewodnikiem po stolicy kraju, w którym utknęła.

Ale obejrzyjcie od początku, mimo że to moja druga część „Stosunków bliskowschodnich” 😉

A tutaj epilog historii Ady i Robina;

No, i co ja chcę powiedzieć? Że może rozejrzycie się dookoła? Czy potrzebujecie tego wszystkiego, na co tak ciężko pracujecie? Czy za ścianą nie mieszka ktoś, komu można pomóc? Czy 10, 20, 50 zł z Waszej comiesięcznej pensji przesłane na konto Polskiej Akcji Humanitarnej albo World Food Programme albo do fundacji Window of Life albo na zrzutkę dla Robina zrobi różnicę? Może parę przekąsek mniej… Może zabraknie na nowy ciuch… Może rzucicie palenie i część zaoszczędzonych pieniędzy przeznaczycie na jakąś pomoc?

A teraz prawdziwa puenta…

Robin w pierwszej scenie pierwszego filmu o nim mówi:

„Zdałem sobie sprawę, że pieniądze to nie wszystko. Ja, na przykład, jestem milionerem, jeśli chodzi o pokorę. Tak. Milionerem pokory. I ja jej nie sprzedaję. Ja ją podarowuję (…). Wczoraj, jak wyszedłem z domu rano, wyszedłem kupić chleb. Pamiętasz tę panią, która wczoraj przyszła? (…) Dałem jej duży kawałek chleba. Kolejny chleb innej dziewczynie. I kolejny jeszcze jednemu chłopakowi. I nie czuję się źle z tego powodu (…). Ja dzięki temu nie zbiednieję”.

Kochani, wojny, choroby, głód, polityka, żądza władzy, całe zło tego świata – to było, jest i będzie. Choćbyśmy nie wiem, jak pragnęli, tego nie zmienimy. Ale możemy zmieniać takie małe rzeczy, jak Ada, która utknęła w Caracas. Może utknęła właśnie po to? Jeśli czujesz, że utknąłeś, może właśnie po to, żeby inaczej spojrzeć na świat wokół siebie?

Tego Wam życzę na cały nowy rok i kolejne. Oby wszystkie były lepsze niż ten, który właśnie mija…

Foto główne zaczerpnięte z Facebooka Window of Life.