To dlatego ciągle robię zdjęcia i próbuję wycisnąć z życia tyle, ile tylko zdołam. Niedawno jedna z moich dwóch fantastycznych kosmetyczek powiedziała mi, że ona widzi mnie jako kogoś, kto się tego życia próbuje nachapać. Coś w tym jest.
Trochę ostatnio milczałam na blogu, ale milczałam w słusznej sprawie. Nie, żeby to był jakiś mój milczący protest. Zwyczajnie zaangażowałam się mocno w kilka przedsięwzięć – moich i cudzych, które mogą obrócić się w coś dobrego. Dla mnie i innych. I tak mnie to pochłonęło, że dopiero teraz łapię oddech. Próbowałam go złapać lecąc w maju do Egiptu, ale tam z kolei pochłonęła mnie prawie 30-osobowa nurkowa rodzina, która mnie przyjęła do siebie jak swoją, mimo że nie nurkuję. Tak więc dopiero dzisiaj – wdech… wydech… I czas nadrobić zaległości, bo sporo się działo.
YouTube – 1000 subskrypcji podcastu
6 maja mój podcast, który jest dostępny na kilku platformach, zyskał tysięcznego subskrybenta. Teraz już, oczywiście, jest ich więcej. Ale ten tysiąc to była jakaś magia. Ja wiem, że na YT są profile z milionami subskrypcji. Ale bądźmy szczerzy – podcast „Po tej stronie” to trudne i niszowe tematy. Bo kto chce słuchać o śmierci i cierpieniu innych, nawet jeśli każdy mój rozmówca to przykład tego, że można się wydostać z najgorszego bagna i żyć najpiękniej, jak się tylko da.
Między tym a poprzednim wpisem moimi gośćmi byli:
Mariusz Kędzierski
Niepełnosprawny artysta, który mając kilkanaście lat chciał odebrać sobie życie, bo przed sobą widział tylko ścianę mroku. Dziś jest wspaniałym partnerem i dumnym ojcem Franka. Jeździ po kraju, by opowiadając swoją historię motywować innych. A większość jego fanów to osoby całkowicie sprawne. Bo jego uśmiech, optymizm, pasja, jaką jest rysowanie i to, jak mądrze i odważnie kroczy przez życie, są po prostu zaraźliwe.
Posłuchaj odcinka Samobójcze myśli bez barier z udziałem Mariusza.
Robert Korólczyk
Z komikiem, artystą kabaretowym, współzałożycielem i członkiem Kabaretu Młodych Panów, a prywatnie moim przyjacielem wspólnie poszukiwaliśmy odpowiedzi na pytanie o to, czy ze śmierci można się śmiać. W tej rozmowie możecie poznać człowieka zupełnie innego niż ten, którego znacie z telewizji, mediów społecznościowych i tradycyjnych czy kabaretowych nagrań dostępnych na YT. Bo Robert to prywatnie bardzo refleksyjna dusza. Mądra, filozoficzna, uważna na drugiego człowieka. Wspólnie z nim i innymi naszymi przyjaciółmi organizowaliśmy przez kilka lat akcję „Podziel się”, która zaczęła się od pomocy bezdomnym, ale jej najpiękniejszym elementem było odwiedzanie z darami przed Bożym Narodzeniem osób starszych i samotnych. O tym też rozmawiamy.
Sylwia Kromka
5 lutego, niecałe dwa miesiące po uruchomieniu podcastu, dostałam takiego maila:
Dzień dobry Pani Anito,
W nawiązaniu do Pani podcastu i zainteresowań pragnę się przedstawić, gdyż czuję, że moja tragiczna wyjątkowość może być dla Pani inspiracją. Jestem wdową od ponad 4 lat. W grudniu 2019 roku mój ukochany mąż odebrał sobie życie. Ciekawym może być fakt, że jego mama również popełniła samobójstwo. Od momentu tej śmierci zaczęła się moja walka. O co? Myślę, że długo by wymieniać. Zostałam z 3 córkami, z jego firmą. Było bardzo ciężko, ale rana powolutku zamieniła się w bliznę. Wróciłam do świata. Do słońca. Poznałam Staszka. Zrobiłam studia podyplomowe. Dziewczynki rosły i osiągały kolejne etapy edukacji i dojrzałości. I w momencie, kiedy czułam, że zamknęłam pewien etap życia, mój „środeczek” poszedł za swoim tatą. Maja miała 21 lat i 27.12. 2023 roku odebrała sobie życie. I moja historia powraca. Mam w sobie ogromny lęk. Znam żałobę. Znam jej siłę. Znam też siebie. I znam myśli, które mi pomagają. Znam słowa, które mnie ranią.
Wiem, jak ogromnie dużo muszę dać z siebie, aby normalnie żyć. By się nie zapaść. I by w pełni uszanować to, co się wydarzyło.
Jeśli mogę jakoś pomóc, to proszę o kontakt.
Miałam ciarki, kiedy go czytałam. Bo zrozumiałam, że oto właśnie staje się coś, na co liczyłam uruchamiając podcast, ale w co nie bardzo wierzyłam, że będzie możliwe. Że moje rozmowy naprawdę do kogoś trafiają, komuś pomagają, może nawet kogoś ratują lub uratują. Już wtedy wiedziałam, że będę chciała Sylwię zaprosić na rozmowę. Przed wyjazdem do Egiptu zainstalowałam więc moje podcastowe „studio” w hotelu w Warszawie i spotkałyśmy się. Poznałam kobietę piękną wewnętrznie i zewnętrznie, pełną optymizmu i wiary w sens życia i tego, co nas spotyka, mądrą, dobrą, a przede wszystkim – mimo ogromu nieszczęścia, którego doświadczyła – uśmiechniętą. Rozmowa z Sylwią to odcinek czerwcowy Kiedy Twój mąż i córka nie potrafią dalej żyć, który opublikowałam niedawno, a reakcje – zwłaszcza te, które do niej docierają i które mi przekazuje – są niesamowite. Wspólnie udało nam się zrobić coś niesamowitego!
Żegnaj, przyjacielu!
Są w życiu przyjaźnie, które nie mają prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzają… Różnica wieku 43 lata, różne języki, różne religie i prawie 6,5 tysiąca kilometrów odległości. A my spotykamy się 25 lat temu w świdnickim Rynku, bo Larry szuka przez znajomych nauczyciela polskiego, który mówi po angielsku, żeby ktoś pomógł mu się odnaleźć w naszym dzikim jeszcze wtedy kraju… I trafia na mnie. W życiu nie ma przypadków.
Gdy wyjeżdża, bo zakończył już swoją służbę w Korpusie Pokoju, nadal korespondujemy. Przeżywa ze mną wszystkie wzloty i upadki, sukcesy i porażki, małe i wielkie chwile, narodziny mojej córki, a potem wraca, by zostać świadkiem na moim ślubie. I jako jedyny na sali ma przy sobie długopis, którym podpisujemy z mężem akt małżeństwa. Bo zawsze ma przy sobie długopis i maleńki notes, w którym zapisuje, co robił w danym dniu, co i gdzie jadł, ile wydał itd. Notuje, bo potem pisze wspomnienia. A gdy wzrok ma już tak słaby, że odbierają mu prawo jazdy, notują to jego najbliżsi. Zdarzało się i mnie.
Kiedy mój mąż odbiera sobie życie, Larry zabiera mnie i moją córkę do Florencji, żeby nas trochę oderwać od tego, co się wydarzyło. Bo wszyscy kochamy sztukę, a poza tym ze względu na swój wzrok zwyczajnie potrzebuje pomocy w tej podróży i chce być blisko, kiedy my potrzebujemy wsparcia. Zwiedzamy wszystkie możliwe galerie i najlepsze restauracje, choć pierwszego dnia większość czasu szukamy krawca, bo Larrego walizka nie dociera do Florencji, a pęka mu jeden szew w spodniach. Szukamy bezskutecznie. Ale przecież jestem córką krawcowej, więc biorę igłę i nitkę od konsjerża w hotelu, Larry przez drzwi podaje mi spodnie, a ja zaszywam problem.
Kilka lat później odwiedzamy go w jego ukochanym Amherst w Massachusetts. Wynajmujemy samochód i Larry pokazuje nam całą, przepiękną okolicę, a potem zwiedzamy Boston i Nowy Jork.
43 lata różnicy wieku, a nie zliczę, ile razy się śmialiśmy z głupot, z siebie samych, z zabawnych ludzi, z dziwnych sytuacji, w jakich się znaleźliśmy. I nie zliczę też tych refleksyjnych rozmów i korespondencji o życiu, świecie, relacjach i wszystkim, co ludzkie…
Larry odszedł 22 maja, spokojnie, w swoim domu, w otoczeniu rodziny, o czym powiadomiła mnie jego córka. Napisała też, że poprosił ich, żeby przekazali mi, jak wyjątkowa była dla niego nasza przyjaźń i to, że się poznaliśmy. Dla mnie też. Absolutnie wyjątkowa.
Larry, jestem pewna, że z ekscytacją zaczynasz swoją kolejną podróż, bo przecież tak je lubiłeś i tak wiele ich odbyłeś. Mam nadzieję, że kiedy spotkasz gdzieś w tej podróży jakiegoś Polaka, bez zająknięcia zaczniesz opowiadać o sobie po polsku, co wykułeś na pamięć na naszych lekcjach: „Urodziłem się w Chinach jako syn lekarza misjonarza…” Tak się to zaczynało.
Niech Ci tam będzie dobrze, gdziekolwiek jesteś. Wierzę, że jak mawiał nasz florencki konsjerż, to jest naprawdę „najse plejse”. Szerokiej drogi, Przyjacielu. I notuj tam wszystko skrzętnie do kolejnych wspomnień…
W lipcu Larry skończyłby 94 lata. Miał być pierwszym zagranicznym gościem podcastu. Razem z jego synem Markiem szykowaliśmy się do nagrania online. Nie zdążyliśmy…
2 komentarze
Tak przez przypadek, choć mocno wierzę, że przypadków nie ma, trafiłam tutaj i od pierwszych naglowkow, myślę, jak bardzo brakowało mi takiego miejsca w sieci… Bo to, że ludzie powstają po śmierciach bliskich jest oczywiste, niemniej jednak tajemnica jest jak to robią… Sama czasem nadziwić się nie mogę, że powstałam… I też mam taką przyjaźń, z dużą różnica wieku, taka, która podnosi kiedy skrzydła zapominają jak latać… Jutro przeczytam lub posłucham całości i na pewno się odezwę 🙂 Dziękuję
To ja dziękuję pięknie za te słowa. Mam nadzieję, że reszta treści też Cię nie zawiedzie. Dobrego dnia