Nie wierzę w takie rzeczy, jak prawo przyciągania, manifestacje, afirmacje, wizualizacje i inne tego typu. Zwłaszcza że jest w sieci wiele osób, które kroją ludzi na kasę obiecując im nie tylko życiowe zmiany, ale i pieniądze spływające z nieba za samą tylko sprawą myśli. Ale odkąd w mojej głowie powstała myśl o książce i podcaście, dzieją się rzeczy, które sprawiają, że czasem nawet ja zastanawiam się, jak to jest, że to wszystko się jakoś tak samo układa…
Pierwsza myśl
Kiedy w mojej głowie zrodziła się pierwsza myśl o tym, że powinnam napisać książkę dla wdów, jechałam akurat z moją przyjaciółką Anią na kolejną lekcję golfa. Było to chwilę po tym, jak przyjmowałam do grupy na Facebooku kolejną wdowę i po tym, jak uświadomiłam sobie, że nie ma dnia, żebym jakiejś kobiety do grupy nie przyjmowała. W jednej chwili dotarło do mnie, że skoro tak jest, to znaczy, że kobiety szukają takiego miejsca. A jeśli szukają i trafiają do zamkniętej, niepromowanej grupy, to znaczy, że takich miejsc nie ma albo jest ich bardzo mało. Głośno sama zadałam sobie wtedy pytanie: „A może ja powinnam napisać książkę dla tych kobiet?” A Ania powiedziała: „Powinnaś”. Rozwinęła nam się rozmowa i zanim wysiadłyśmy z auta na parkingu przy polu golfowym, Ania dodała jeszcze: „Najpierw książka, a potem może podcast?”
Najpierw podcast, potem książka
Zaczęłam pisać książkę, a w międzyczasie podzieliłam się moimi przemyśleniami z paroma znajomymi i przyjaciółmi. Jeden z nich powiedział mi: „Nie. Najpierw podcast, potem książka”. Przecież podcast zrobię szybciej, mam już w tym pewne doświadczenie z prowadzenia mojego, zamkniętego już, podcaściku słowotwórczego. Mam sprzęt, choć tylko dla jednej osoby. Większość życia przepracowałam jako dziennikarka. Mam prawie wszystkie atuty do tego, żeby prowadzić podcast, do którego będę zapraszać gości i rozmawiać. Pamiętam tamten moment. I moje obawy, że jestem za cienka sprzętowo. Dostałam wtedy nieźle po głowie, że sama sobie szukam przeszkód.
Ale że nie tylko szukam przeszkód, ale też przez całe życie specjalizuję się w ich pokonywaniu, to usiadłam, pomyślałam. I zrobiłam.
Prawo przyciągania istnieje… gdy nad tym pracujesz
Istnieje, ale przytaczanie dowodów zacznę od ostatniego, który jest z dzisiaj. Kończąc moją książkę, szukałam publikacji naukowych i badań dotyczących przeżywania żałoby przez dzieci. W którymś momencie w jakichś przypisach czy bibliografii zobaczyłam moje nazwisko. Co? Odachowska? Ktoś mnie cytuje? Myślałam, że może ktoś trafił na moją pracę magisterską o przemocy w filmie i jej wpływie na współczesną młodzież. Ale miejsce, do którego mnie ten przypis doprowadził, to jest coś absolutnie nieprawdopodobnego!
Doprowadził mnie do dr Ewy Odachowskiej-Rogalskiej, kierowniczki Zakładu Psychologii Klinicznej Dzieci i Młodzieży w Instytucie Psychologii na Akademii Pedagogiki Specjalnej! Rozumiecie to?! Szukając czegoś do książki trafiam na osobę o moim nazwisku i okazuje się, że ona zajmuje się dziedziną, która jest jednym z obszarów mojego zainteresowania w podcaście! Oczywiście, że od razu do niej napisałam. I co? I dzisiaj dostałam od niej odpowiedź. Zgodziła się być gościem jednego z odcinków.
I takich sytuacji jest mnóstwo, odkąd w mojej głowie pojawiła się ta pierwsza myśl. Nie nagrałam jeszcze ani jednego odcinka, a już zdobyłam zaufanie dr Halszki Witkowskiej, wykładowcy na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego, pomysłodawczyni projektu „Życie warte jest rozmowy”, który objął podcast patronatem. To pani Halszka „załatwiła” mi bezpłatną pomoc eksperta z Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, którym została nieoceniona Małgosia Łuba.
Nie ma przypadków
To nie wszystko. Zanim wystartowałam z podcastem Halszka Witkowska dzwoniąc z dobrą wieścią co do eksperta, powiedziała mi, że pisze kolejną książkę – o osobach, których bliscy popełnili samobójstwo – i czy ja bym się zgodziła opowiedzieć swoją historię. Oczywiście, że się zgodziłam. Z tych samych powodów, dla których prowadzę grupę dla wdów, postanowiłam napisać książkę i stworzyć podcast. Z Moniką Tadrą, która robiła wywiady do książki, którą wspólnie z Halszką Witkowską pisały, spotkałam się „pośrodku drogi”, w tym samym dniu, w którym nagrywałam moją drugą rozmowę – z Julią. Dlaczego tam?
Dlatego że wspomniałam o Julii w rozmowie z panią Halszką i skontaktowałam je. A mogłam to zrobić właśnie dzięki temu, że prowadzę grupę wdów i Julia jest jej członkinią. Tak więc Julia i ja mamy „swoje” rozdziały w tej książce. Książce, której premiera będzie 10 września w Warszawie w ramach konferencji „Wygraj życie”, która odbędzie się z okazji Światowego Dnia Zapobiegania Samobójstwom i na którą zostałam zaproszona. Jadę! Nie ma opcji, żeby mnie tam nie było.
To się samo napędza
Choć momentami nie jest łatwo, bo przecież pracuję na etacie, prowadzę własną działalność, projektuję wnętrza, mam problemy z kręgosłupem, jestem podcastowym laikiem i samoukiem, więc i problemy sprzętowe, i skopane nagrania, i inne takie. Bo czasem umówiony rozmówca odwołuje i trzeba szukać alternatywy. Jednak… Jednak mam wszechogarniające uczucie, że wszystko mi w tym moim projekcie książka/podcast sprzyja. Oczywiście, nie dzieje się to samo. To moja ciężka praca, dla której wykorzystuję niemal każdą wolną chwilę. To nieoceniona wręcz pomoc i wsparcie mojej córki, która pomogła mi ogarnąć całe przedsięwzięcie technicznie, graficznie i montując większość rolek promujących podcast. To wsparcie przyjaciół i znajomych, którym się karmiłam zwłaszcza na początku, kiedy dopiero raczkowałam.
Skończona książka
Kiedy to piszę, książka jest właściwie skończona, podcast ma na wszystkich platformach, na których jest, łącznie już prawie 3000 subskrybentów, a wszystkie odcinki mają łącznie prawie 32 000 wyświetleń. To może nie jest dużo w porównaniu do tzw. zasięgowców. Ale dla mnie to jest bardzo dużo. Zaufania. Wiary. Może też ciekawości. Jakiekolwiek są pobudki słuchaczy i subskrybentów, to wszystko daje mi ogromną moc do tego, żeby robić to dalej. To i opisana w poprzednim artykule wiadomość od Sylwii. To i wiadomości, takie jak ta dzisiejsza, którą dostałam na moim fanpage’u:
Albo taki komentarz kilka dni temu pod artykułem na blogu:
To i wiele innych rzeczy, które się od czasu tej pierwszej myśli w drodze na lekcję golfa wydarzyło.
Tak. Prawo przyciągania istnieje. Prawo przyciągania rzeczy i zdarzeń, które nie wydarzyłyby się, gdyby nie to, że zrobiłam kiedyś ten pierwszy krok w odpowiednią stronę. A potem konsekwentnie:
- krok za krokiem,
- litera za literą,
- słowo za słowem,
- strona za stroną,
- nagranie za nagraniem,
- dzień za dniem,
- telefon za telefonem,
- mail za mailem,
- spotkanie za spotkaniem,
- nagranie za nagraniem i tak dalej.
Gdyby nie pomysł, gdyby nie moja ciężka praca, gdyby nie pomoc mojej córki, gdyby nie wsparcie emocjonalne i merytoryczne, które dostałam i nadal dostaję od moich przyjaciół i znajomych, gdyby nie napisane maile, wykonane telefony, gdyby nie spotkania, korespondencja z wdowami, napisane scenariusze rozmów, nauka podcastowania, napisane strony książki, żadne prawo przyciągania nie miałoby prawa bytu. Samym myśleniem, afirmowaniem, manifestowaniem czy wizualizowaniem niczego się nie osiągnie. Po prostu – nic się samo nie zrobi.
PS Po zdaniu egzaminu golfowego w golfa do tej pory nie zagrałam. Ważniejsze były podcast i książka. I warte każdej wolnej chwili, jaką na nie poświęciłam.
Brak komentarzy