Skip to content

SŁOWO NA DOBRY TYDZIEŃ #3: O snach, pieczeniu chleba, sukcesach, których nie widzimy, i o tym, jak podświadomość wciska nam hamulec

dwa bochenki domowego chleba z formy

W weekend śniło mi się, że piekłam chleb… Taki prawdziwy, na zakwasie, z chrupiącą, popękaną skórką, która skrzypiała, gdy go wyjmowałam z pieca, i z miękkim, parującym wnętrzem. Sen był tak wyrazisty, że wręcz obudziłam się z tym zapachem w nozdrzach i od razu zrobiłam się głodna.

Sny fascynowały mnie od zawsze. A właściwie odkąd w liceum przeczytałam „Wstęp do psychoanalizy” Freuda i potem dzięki temu, że mój znakomity polonista, już nieżyjący Zdzisław Grześkowiak, uczył nas także filozofii – zagłębiłam się w myśl nie tylko filozofów, ale też psychoanalityków, jak Carl Gustav Jung czy Erich Fromm. Oczywiście, te sny interesowały mnie w kontekście psychologicznym, a nie filozoficznym.

Sennik jako szafka nocna

Taka anegdotka. Kiedyś dostałam od kogoś w prezencie sennik w formie książkowej, który uznałam za najmniej przydatny prezent jaki kiedykolwiek w życiu ktoś mi podarował. To była gruba księga, z którą nie wiedziałam, co zrobić, bo nie mam zwyczaju książek wyrzucać. Poza tym na co komu sennik w książce, skoro setki są w Internecie, prawda?

Ale jednak znalazłam zastosowanie dla tej księgi. W mojej sypialni nie mieści się szafka nocna. Mieszczą się za to stosy książek – takie trochę stosy hańby (kto czyta, ten wie, co mam na myśli), ale stopniowo przechodzące z kupki hańby na kupkę chwały. Wszystkie za wyjątkiem tego sennika. Jako gruba księga okazał się jednak solidną podstawą tych stosów, a czasem nawet służył mi jako stabilny „stoliczek” na kubek z herbatą. Zatem okazał się całkiem użytecznym prezentem. Koniec anegdotki.

Co znaczy sen o pieczeniu chleba?

Skoro jednak mówię o sennikach, to chociaż traktuję je z dużym przymrużeniem oka, kiedy mam taki wyrazisty i precyzyjny sen, czasem sobie do nich zerkam. Teraz też tak zrobiłam. I co się okazało? Że to, co powiedział mi przegląd od AI w Google, wypisz wymaluj idealnie pasuje do tego, co obecnie dzieje się w moim życiu.

Według senników sny o pieczeniu chleba symbolizują:

  • tworzenie i rozwój (są metaforą budowania czegoś trwałego od podstaw, np. nowego projektu, a ja przecież ciągle mam jakieś nowe projekty),
  • kreatywność i samodzielność,
  • cierpliwość i zaangażowanie, bo sukces wymaga czasu, cierpliwości i wysiłku, tak jak pieczenie chleba, a zadowalające rezultaty rzadko przychodzą od razu,
  • gotowość na zmiany i nowe role – okazuje się, że sen o pieczeniu chleba może pojawiać się u osób, które przygotowują się do ważnych życiowych zmian, nabierają gotowości na przyjęcie większej odpowiedzialności, i to jest totalnie o mnie teraz,
  • niezależność – okazuje się, że pieczenie chleba może symbolizować dążenie do własnej niezależności i samowystarczalności. I to już jest o mnie na 120%.

Co mam dalej w planach?

Przyznam, że jak sobie te urywki z senników przeczytałam, to dało mi to do myślenia. Bo sen przyszedł akurat po kilku dłuższych rozmowach ze znajomymi na temat moich planów co do podcastu, książki, stowarzyszenia „Po tej stronie”, którego niedawno zostałam prezeską… A ja, jak to ja, wolę robić niż planować. Wiem, jakie planowanie jest ważne i stosuję je, inaczej nie byłabym dziś w tym miejscu, w którym jestem. Ale jestem też niecierpliwa. To chyba skutek tego mojego życiowego ADHD, o którym często piszę na blogu. I to nigdy nie jest na zasadzie: chcę już jeść ten chleb, chociaż dopiero zrobiłam zakwas, tylko na zasadzie: mam już chleb, teraz chcę do niego ubić własne masło.

I tak sobie myślę, że tym snem, tym zapachem, z którym się w sobotni poranek obudziłam, moja podświadomość mocniej wciska hamulec tego auta zwanego życiem, którym próbuję kierować. Nie że mi zaciąga ręczny, bo kto mnie zna, ten wie, że zrobiłabym drifta i pojechała dalej.

Od zaczynu do pierwszego bochenka

I teraz wracam do tych interpretacji. W tych ostatnich dwóch, a właściwie trzech latach, bo przecież był jeszcze etap planowania i tworzenia bazy do tego, co miałam wypuścić w świat, ciężkiej pracy na pewno mi nie brakowało. Planowanie i tworzenie to był ten zaczyn, który zrobiłam pod uruchomienie podcastu i wydanie książki. Potem było żmudne wyrabianie ciasta – szukanie gości, produkcja kolejnych odcinków, przygotowywanie książki do druku, korekty, promocja, więc moje wyjście ze strefy komfortu i nagrywanie rolek. I wiele, wiele innych rzeczy, bo składników takiego chlebowego ciasta może i nie ma wielu, ale za to składowych, jak temperatura, otoczenie, czas, całe know-how, jak to zrobić, żeby wyszło, jest całe mnóstwo. To samo dotyczy i podcastu, i książki. Ile tam było prób po drodze, a ile błędów? Do niektórych nie wiem, czy prędko się przyznam 😉

Ale mam już swoje pierwsze bochenki i wiem, że są na tyle udane, że mogę otwierać piekarnię. A właściwie – już ją otworzyłam. Ale… no, właśnie. Co tam piekarnia! Przecież ja chcę do tego chleba podawać własnej roboty masło. A najlepiej jeszcze świeżo wytłoczoną z oliwek z mojej własnej uprawy oliwę, bo zdrowsza J

Ciągle mam jakiś czelendż

To właśnie ja i moje wieczne czelendżowanie samej siebie. A przecież samo otwarcie tej piekarni, kiedy pomyślę, że większość tej drogi przeszłam samodzielnie (nie mylcie tylko z tym, że sama, bo mam wokół fantastycznych ludzi, którzy mnie wspierają). Samo to otwarcie to już jest wyczyn. Więc może ten sen, który przyszedł po tych kilku rozmowach, to takie podświadome klepnięcie siebie samej po ramieniu, że „Anita, jest dobrze, trzymaj tak dalej, nic nie musisz, działaj, a będzie i masło, i oliwa”?

Kto wie, może nawet nasze świadome ja potrzebuje czasem takiego prostego, symbolicznego potwierdzenia, że to, co robimy, ma sens, zwłaszcza że przynosi owoce – w postaci rosnących subskrypcji podcastu, rosnącej liczby odsłuchań, w postaci opinii, które dostaję na temat książki, zaproszeń do reportaży, do podcastów. To tak wiele. A ja ciągle tylko to masło i oliwa 😉

Nie ma co, nawet w snach potrafimy sobie podrzucać takie małe, motywujące okruszki. I to jest chyba ten moment, kiedy zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno nie ma w tym wszystkim jakiejś ukrytej mądrości, którą dostajemy w pakiecie z naszymi nocnymi projekcjami. Ale zaraz, zaraz, bo jeszcze zacznę wierzyć w horoskopy, a do tego mi daleko!

„Słowo na dobry tydzień” także do posłuchania – co tydzień w poniedziałek na Spotify, YouTube i w Podcastach Apple.

Zapraszam!

Słowo na dobry tydzień

Ale wiecie co? Ta metafora chleba, choć przyszła do mnie we śnie, a senniki traktuję z przymrużeniem oka, nagle – jak tak sobie o tym wszystkim myślę – nabrała jakiegoś głębszego sensu. Bo przecież chleb to też symbol życia, podstawa wyżywienia niemal w każdej kulturze, choć w różnych formach, to coś, co karmi, daje siłę, ale też buduje wspólnotę. Zwyczaj dzielenia się chlebem nie wziął się znikąd.

I tak samo traktuję moją pracę – czy to w podcaście, czy przy książce, choć przecież to jest coś, co robię zupełnie dodatkowo, a hobby bym tego nie nazwała. To raczej misja, którą mam. Staram się, żeby to, co tworzę, było właśnie takim „chlebem” dla moich odbiorców. Czymś, co ich nakarmi, da do myślenia, a może nawet zainspiruje do własnego „pieczenia” – do tworzenia czegoś wartościowego w ich życiu. Bo przecież każdy z nas ma w sobie jakiś „zakwas” – pasję, talent, jakieś doświadczenie, może wiedzę, której wielu innych nie ma – które tylko czekają, żeby je przygotować i pozwolić im wyrosnąć. I nie ma znaczenia, czy to będzie chleb, podcast, książka, prywatne przedszkole czy cokolwiek innego. Ważne, żeby robić to z sercem i cierpliwością, bo wtedy efekty zawsze będą smakować najlepiej. Tak jak w życiu, tak i w kuchni – najlepsze rzeczy wymagają czasu i zaangażowania, ale za to smakują nieporównywalnie lepiej niż te, które powstają w pośpiechu. Bo to jest chyba najpiękniejsza nagroda za całą tę „piekarniczą” pracę. Za to, że mamy odwagę, że ja miałam odwagę stanąć przy tym piecu i zaufać, że z tych prostych składników powstanie coś wyjątkowego. Życzę Wam podobnej odwagi i najwspanialszych wypieków. A ja tymczasem powoli kieruję się… na południe, a gdzie. Przecież oliwa jest zdrowsza niż masło, prawda. Dobrego tygodnia!

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: