OTWÓRZMY IM OKNO ŻYCIA

Męczą mnie konflikty i wojny. To, że są na świecie choroby. To, że są ludzie, którzy karmią się nienawiścią. I to, że istnieje bieda. I to, że dotyka dzieci. Serce zadrży mi na widok każdego żebraka (choć wiem, że nie powinno się i staram się nie pomagać). I jak moje dziecko płacze. I nawet cierpiące zwierzęta – też mnie męczy, że istnieją. Ale największym bólem wypełniają mnie żyjące w biedzie nie ze swojej winy dzieci. Dzieci w rodzinach i dzieci porzucone. Te mające rodziców i te będące sierotami. Te nasze, polskie. I te z całego świata. Bogu ducha winne małe istoty, o których zapomnieli najbliżsi… Dlatego podziwiam i wspieram Martę Majewską i wszystko to, co robi bardzo daleko stąd – w Ugandzie.

W 2011 roku Marta, która pochodzi z Bielawy, założyła tam dom dziecka dla ugandyjskich sierot. Niby idea, jakich wiele. Niezliczona jest liczba sierocińców na całym świecie. Prowadzonych przez misje, fundacje i zwykłych ludzi… A jednak Afryka to specyficzny kontynent, a Uganda to specyficzny kraj. Tam dziecko nie ma żadnej wartości. Można je po prostu wyrzucić na śmietnik i to na nikim nie robi wrażenia, jak u nas. Można je odesłać do dalszej rodziny, bo rodzice mają już za dużo dzieci. Można… wszystko z nimi zrobić. System edukacji państwowej to zwykła przechowalnia dzieciaków. Edukacja płatna kosztuje fortunę, o jakiej nikt nawet tam nie śnił. A Marta i jej przyjaciele to wszystko ogarniają!

Marta, Maria i mąż Marii, Joseph, dzięki wsparciu przyjaciół w Polsce i na świecie, ratują, wychowują i wskazują „Okno życia” tamtejszym sierotom, tworząc dla nich prawdziwy, ciepły, rodzinny dom. Co najważniejsze – nie tylko opiekują się dziećmi na co dzień, ale też pracują intensywnie nad ich przyszłością, za wszelką cenę wysyłając te starsze do prywatnych, lepszych szkół.

Marta poświęciła wszystko, żeby im ten cudowny dom stworzyć. Po to założyła fundację Window of Life i wciąż na całym świecie szuka pieniędzy na jej wsparcie. Nienachalnie, spokojnie, ale konsekwentnie i z ciągłą myślą o dobru dzieci. Nic dziwnego, że jej inicjatywa zaraża innych, jak choćby Kabaret Młodych Panów i zespół Ditroit. I wielu innych, takich jak ja. I cieszę się jak nie wiem co z tego, że wkrótce będzie nas więcej. Jestem tego absolutnie pewna.

Zresztą… wystarczy, że obejrzycie ten materiał.

https://www.youtube.com/watch?v=QnKefaMWP3g

I co? Jest już nas więcej?.. 🙂 To dobrze, bo Marta chce dla dzieci wybudować dom dziecka z prawdziwego zdarzenia. Na razie wynajmuje ciasne, małe pomieszczenia. No to co? Pomagamy? Zobaczcie, jakie to łatwe!!!

http://www.window-of-life.org

Muzyku, zrób to sam

Dzisiaj wyciągnęłam z szafy torebkę muzyczną. Tak się jakoś ciekawie zbiegło w czasie, że lokalne talenty, którym kibicuję i wspieram na różne sposoby, prawie w jednym czasie osiągnęły coś fajnego. Paulina Lenda, Ditroit, Natalia Widuto – miło pomyśleć, że każdy z tych talentów na różnych etapach promowałam, wspierałam albo pomagałam promować i wspierać. Nie! Na pewno będę tutaj pisać, że jestem ojcem, przepraszam, matką ich sukcesów. Daleko mi do tego. Raczej z muzycznej torebki wyciągnę słuchawki, podłączę do iPhone’a i z przyjemnością posłucham ich twórczości. Bo warto! A z historii tej trójki, a właściwie szóstki, płynie ciekawa nauka…

Paulina Lenda, największa nadzieja świdnickiej sceny muzycznej (nadzieja na zrobienie dużej kariery), wydała wreszcie płytę. Historia obdarzonej niezwykłym głosem i talentem młodej wokalistki, finalistki pierwszej edycji „Mam Talent”, to z jednej strony nadzieja, z drugiej – przestroga dla jej młodszych kolegów. Ale też w dużym stopniu – drogowskaz. „To były tak burzliwe lata… Najpierw wielkie zamieszanie związane z programem, połączone z moją maturą. Później kilka złych decyzji, które podjęłam i za które słono zapłaciłam. Skomplikowane relacje z najbliższymi, które musiałam wyprostować. Problemy, z którymi borykałam się przez kilka lat w życiu prywatnym i pewne tragedie, które mnie spotkały przez ten czas. Do tego miłość, z której nie mogłam się wyleczyć i która bardzo destrukcyjnie na mnie działała w tamtym okresie…” – wyznaje Paulina Lenda portalowi muzyka.interia.pl, odsłaniając także kulisy „pomocy”, której naobiecywano jej po TVN-owskim talent show, oraz polskiego biznesu muzycznego. O tym ostatnim można powiedzieć tyle, że ze swoim materiałem na płytę Paulina poszła do kilku rodzimych wytwórni. „W odpowiedzi usłyszałam tylko, że płycie brakuje „hitów”. Nie chcąc zmieniać tam ani jednego dźwięku, ani jednego słowa, by zostało to tak autentyczne, jak słychać na nagraniach – postanowiłam zrobić to sama, bez pomocy firmy, a z pomocą przyjaciół. Udało się, płyta została wydana” – opowiada. Chcąc wydać „Wolf Girl”, Paulina zrobiła to sama…

[embedyt]http://www.youtube.com/watch?v=LarKVdrh3fw[/embedyt]

Ditroit, z którym rok temu w moje urodziny rozmawiałam w trakcie nagrania ich pierwszego singla, kończy nagrywać płytę, a za miesiąc zagra pierwszy koncert. Ditroit to dość egzotyczny lokalny twór powstały z muzyków dawnego Zero Procent (finalisty programu „Śpiewaj i walcz” TVP 1 i laureata Pierwszego Wyróżnienia na opolskich Debiutach w 2010 roku, z którego ponad rok temu odszedł wokalista Kamil Franczak), czyli Krzyśka „Chrisa” Brzezińskiego, Daniela „Dady” Urbaniaka i Maćka „Maxa” Magocha oraz byłego wokalisty The Floorators Michała „Miśka” Kulniewa. Piszę „egzotyczny”, bo jeśli porównać raczej pop-rockową twórczość Zero Procent z hardrockową muzyką The Floorators, trudno go nazwać inaczej, ale… Ale! Już pierwszy singiel „Trefny klucz” pokazał, że ta egzotyka ma sens i że osiągnięcie złotego środka może przynieść nieoczekiwane efekty.

[embedyt]http://www.youtube.com/watch?v=0MiNGNI4d_4&feature=youtu.be[/embedyt]

„Kiedy się poznaliśmy przy okazji prac nad pierwszym utworem, który miał być tylko eksperymentem, okazało się, że większość naszego życia żyliśmy w błędzie. Misiek nie słucha tylko ciężkiej muzyki, a chłopaki – nie tylko lekkiej, rockowej muzyki” – opowiadał mi „Misiek” w wywiadzie kilka miesięcy temu. To on napisał teksty do wszystkich utworów z płyty, nad którą kończą pracę, a jak mówi Krzysiek Brzeziński, menadżer zespołu, każdy jest na wskroś przemyślany. „Myślę, że Misiek pisząc te teksty i pracując z nami przeszedł w krótkim czasie bardzo długą drogę. Każdy z nas się czegoś nauczył” – mówił mi niedawno „Chris”. Dziś możemy delektować się kolejnym singlem Ditroit – „Niewiele”, który tylko to potwierdza, i z niecierpliwością czekać na koncert grupy, który zagrają już 30 maja w pubie Highlander (tam zresztą powstała część zdjęć” do „Trefnego klucza”). A wkrótce zapewne, tak samo jak z Pauliną, będziemy cieszyć się z ich pierwszej płyty. I co? Oni TEŻ zrobili to sami!

[embedyt]https://www.youtube.com/watch?v=ENwHZ9hqqG8[/embedyt]

Na koniec najmłodsza z nich pod względem muzycznego stażu medialnego – Natalia Widuto, która wydaje się, że w porównaniu z Pauliną czy Ditrotit jest dopiero na początku drogi… Ale, ale… Czy to nie ona swoim wykonaniem coveru A Fine Frenzy „Almost Lover” nie podbiła przed rokiem światowego internetu? Czy to nie ta dziewczyna ćwiczy z najlepszymi, jak Mieczysław Szcześniak, i unika talent shows, bo jak rezolutnie mówi, „jeśli się nie ma warsztatu, to po co w ogóle startować?” Czy to nie ona niedawno została dzięki wspomnianemu coverowi odnaleziona na YouTubie i zaproszona do nagrania serialowej piosenki? Biorąc pod uwagę, że głos ten świat usłyszał niespełna rok temu… można powiedzieć, że milowymi krokami goni swoich starszych kolegów. W tym krótkim czasie Natalia zdążyła już (zresztą razem „Dadą” z Ditroit) zagrać recital podczas Świdnickiego Dnia Mody i koncert podczas ubiegłorocznej Juliady, tuż przed występem Sidney’a Polaka, a teraz – rzutem na taśmę – nagrać swoją pierwszą piosenkę „Spell of Rain” (przepiękną!), której mogliśmy posłuchać w jednym z odcinków „Przyjaciółek”. Ona też osiągnęła to sama… swoim głosem i systematyczną pracą.

[embedyt]http://www.youtube.com/watch?v=03x5taLEV10[/embedyt]

Kochani, życzę Wam wszystkim fajnych karier! 🙂