CIĘŻKI SPADOCHRON ŁATWIEJ OTWORZYĆ

Mijałam wczoraj kolarza, który miał prawdopodobnie 150 lat, jego kolarzówka – jakieś 130, jego kolarski strój – mniej więcej 155 (najwyraźniej był wielokrotnie używany przez kilka pokoleń), a  jego zwinność podczas jazdy na rowerze wskazywała na lat kilkanaście… O mało nie spowodowałam stłuczki, bo tak się na gościa zapatrzyłam.

Jak wiele musiała przeżyć jego kolarzówka i on sam? Ile systemów, polityków, prezydentów, burmistrzów, wójtów, radnych (bo nie wiem, skąd był ów dziwny, ale fascynujący człowiek) musiał w swoim życiu „przejść”? Jak często był prany, zszywany, łatany i reperowany jego strój? Ile klęsk urodzaju, kryzysów gospodarczych, ludzkich nieszczęść i śmierci bliższych lub dalszych musiał przeżyć? Można się tylko domyślać. Czy jadąc tak na tym rowerze pamiętającym czasy sprzed Królaka, Szozdy, a tym bardziej Szurkowskiego ściga się z czasem?

Mam bogatą wyobraźnię. Taka się już urodziłam 😀 Więc jadąc potem dalej i mając wciąż przed oczami tego człowieka wyobraziłam sobie go na tej kolarzówce, z początku nówce nieśmiganej, młodego, jak na owe czasy topowo ubranego sportowca, jak tak kręci tymi pedałami, a w tle – jak w dawnych filmach – zmieniają się krajobrazy, mijają lata, z każdym kolejnym rokiem rower nadgryzają kolejne zęby czasu, a strój kolarza blaknie, pojawiają się pęknięcia, zszycia, dziury, łaty. A on tak jedzie i jedzie i te obrazy się zmieniają. Staruszek Świat… – zabrzmiała mi w głowie piosenka, której często słuchałam w dzieciństwie, bo mama słuchała. Zresztą w radiu to był hit, bo kto tam wtedy słyszał o MTV? 😉

Wczoraj rozmawiałam też z jednym z moich przyjaciół o tym, ile w swoim życiu przeżył różnych historii i jak łatwo wypadają z pamięci. Zostają tylko jakieś pojedyncze obrazy, lepsze lub gorsze wspomnienia, rzadko ludzie. Czas mija, my idziemy do przodu, bogatsi o nowe umiejętności, różnoraką wiedzę i cały ten bagaż doświadczeń. Czasem nas on przygniata, a czasem unosi – jak nagle otwarty spadochron, rzucając w tę czy inną stronę. I nigdy nie wiemy, dokąd tak naprawdę zmierzamy, nawet jak wydaje nam się, że jest inaczej.

Pomyślałam sobie, że ten 150-letni kolarz to taki trochę symbol. Symbol tego, że choć idąc przez życie zmieniamy się, naszą kolarzówkę, jak i nasze ciało, nagryza ząb czasu, nasze ubrania, jak i nasz umysł, w wyniku kolejnych zderzeń z rzeczywistością odnoszą rany, pęknięcia, ale też potrafimy to pozszywać, połatać i nawet jeśli pod koniec życia jesteśmy już mocno pokiereszowani, to nadal chcemy w nim odnajdywać sens. A nawet widzimy go częściej niż kiedy jesteśmy młodsi. i wciąż, jak ten kolarz, jedziemy naprzód.

Ostatnio z moją córką zerkałyśmy na transmitowaną w TVN-ie galę Zwykły Bohater. Był tam taki starszy pan, 93-letni weteran wojenny Tadeusz Centek, wolontariusz w jednym z hospicjów, który oprócz pomocy, oddaje tam jeszcze połowę swojej renty. Akurat przemawiał dziękując za nagrodę, gdy moje dziecko, nie pierwszy raz w życiu, zaskoczyło mnie, mówiąc: „Jaki fajny dziadek. Starsi ludzie są tacy fajni. Takie mają miłe twarze…” Coś w tym jest, pomijając już fakt, że trudno dziś znaleźć trzynastolatkę, która tak by patrzyła na starszych ludzi. Jest coś w tym, że ten nasz bagaż doświadczeń, choć z biegiem lat staje się cięższy, to paradoksalnie coraz częściej otwiera się jak ten spadochron – stajemy się lżejsi, spokojniejsi, patrzymy na świat pogodzeni z nim i nie przeszkadza nam kompletnie, że nasza kolarzówka już prawie się rozpada, że dziur i łat coraz więcej. Bo wiemy o świecie i życiu więcej.