Czytam właśnie na hiro.pl o dwudziestoparolatkach, którzy „czują się staro” i… czuję się młodo! 😀 No bo jak mam się czuć, kiedy wreszcie osiągnęłam to, do czego oni chcieliby dojść w jakieś umowne pięć minut?! Skończyć studia, od razu mieć pracę, od razu świetnie płatną, od razu długie urlopy i właściwie to najlepiej, żeby od razu przejść na emeryturę… Heloł! A gdzie jakieś życie?! Gdzie czas na dziekanki, beznadziejne rozmowy kwalifikacyjne, narzekania na pensję i szukanie lepiej płatnej roboty, gdzie czas na marzenia o urlopach i gdzie czas na moment, w którym czujemy, że na emeryturę chcemy przejść możliwie jak najpóźniej? GDZIE CZAS NA ŻYCIE?!
Bo tym właśnie ono jest.
Życie to nie ten czas, kiedy wszystko idzie zajebiście i po naszej myśli. Życie to te momenty, kiedy się nie udaje, kiedy trzeba szukać wyjścia, kiedy musimy znaleźć alternatywę, kompromis, wsparcie innych.
Życie to te chwile, kiedy nie mamy czasu myśleć o życiu, bo mamy inne problemy. Życie to bieg z przeszkodami, bo to właśnie one uświadamiają nam, że żyjemy, a nie wegetujemy. Życie to naprawdę solidny wysiłek, jednak satysfakcjonujący tak samo, jak ten właśnie bieg.
Czytam ten tekst wspomniany we wstępie i zastanawiam się, jaka ja byłam, kiedy miałam dwadzieścia parę lat. Głupia i niedoświadczona. Bojąca się życia i niechcąca od niego zbyt wiele. Trochę miłości, trochę pieniędzy. Biedna jak mysz kościelna. Marząca o pracy, bo praca to przecież pieniądze. A pieniądze to mniej biedowania. O życiu na garnuszku rodziców czy jakimkolwiek wsparciu mogłam sobie tylko pomarzyć, tak jak i o pracy… Ale przecież
ani umiałam pracować, ani wiedziałam, co chcę w życiu robić.
Na studiach mi mówili, że będę świetnym krytykiem filmowym. Prenumerowałam „Film” i „Kino”, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby zgłosić się do którejś redakcji z propozycją. W przeciwieństwie do większości młodych, zaczynających zawodową karierę ludzi, których spotkałam na swojej drodze (wielu zrekrutowałam i dziś robią całkiem fajne kariery), nie wierzyłam, że jestem dość dobra. Ale miałam trochę szczęścia + chyba jednak byłam dość dobra, bo gdy przypadkowo trafiłam do gazety jako korektor, wkrótce zostałam jej redaktorem naczelnym.
Ale nawet wtedy nadal uważałam, że jestem głupia i niedoświadczona. Ba! Nadal tak w wielu dziedzinach, w których przychodzi mi się zagłębić, uważam. Różnica jest tylko taka, że dzisiaj już wiem dokładnie, w czym jestem dobra, a w czym słaba, w czym – mimo że się na tym nie znam – dam radę, a w czym nie. Bo uczę się przez całe życie – siebie, świata i ludzi.
I nigdy, ale to nigdy nie powiem, że jestem na coś za stara albo że czuję się staro.
Stara, bo starsza każdego dnia, to wiem, że jestem. I czasem tak nawet mówię, bo otaczają mnie w większości młodsi ludzie. Ale ZA STARA? Nigdy! I mam nadzieję, że nigdy nie poczuję się staro 🙂 A tym młodym, którzy się tak czują, radzę – zaakceptujcie, że życie to nie ta łatwa, tylko ta trudna część. I że jest piękne!
Brak komentarzy