Skip to content

Barbieheimer. Premiery w jednym dniu mają sens

grafika głowna z filmu oppenheimer

Barbieheimer, czyli konflikt płci

Gdy „Barbie” i „Oppenheimer” miały swoje premiery, ja w pocie czoła pracowałam nad podcastem „Po tej stronie”. Nie miałam czasu ani na oglądanie najnowszych produkcji, ani nawet na porządny urlop. Ale koniec tego, pięćdziesiątego roku mojego życia już jest inny. Ja też jestem po premierze. Zbieram same dobre recenzje podcastu, pracuję nad jego kolejnymi odcinkami, kończę pisać książkę, a w międzyczasie… w przerwie świątecznej, która u mnie potrwa do przyszłego roku i czuję, że jest baaardzo zasłużona, nadrabiam zaległości. Takie jak „Barbieheimer” 😉

Barbieheimer – nadrabianie zaległości

Wczoraj, w pierwszy dzień świąt, dosłownie połknęłam, mimo że trwa trzy godziny, „Oppenheimera”, a dzisiaj – już na pełnym luzie po sprzątnięciu świątecznego bajzlu – „Barbie”. Dwa filmy, totalnie różne, ale… nie dla mnie. Jako miłośniczka filmu i maniaczka wyszukiwania zbieżności nawet w totalnie niezbieżnych tematach dostrzegłam to i owo, co te filmy pozwala ze sobą połączyć nie tylko w social mediowej warstwie nazewniczej. Tym czymś jest odwieczny konflikt płci, który w „Barbie” jest głównym i oczywistym motywem, ale w „Oppenheimerze” już nie. A jednak.

Płciowe ambicje

Scena w „Oppenheimerze”, w której Robert wraca do domu i zastaje Kitty pijaną, podczas gdy gdzieś w tle słyszymy płacz małego dziecka, jest niczym innym, jak pokazaniem różnicy między światem męskim a kobiecym. Robert pyta wtedy Kitty, czy nie powinna być właśnie z dzieckiem, na co w odpowiedzi dostaje sarkastyczną uwagę, że faktycznie, może powinna i widzi, jak żona chwyta za butelkę whisky i wychodzi z kuchni. Kitty jest ambitna, inteligentna. Nie wiemy, co prawda, jakie ma ambicje życiowe (przed Oppenheimerem była zamężna z oksfordzkim naukowcem, radiologiem Richardem Stewart-Harrisonem, jeszcze wcześniej – z komunistą Johnem Dulletem Juniorem, a jeszcze wcześniej – z muzykiem Frankiem Ramseyerem), ale wiemy, że jest biolożką i botaniczką. A więc nie jest to typowa „kura domowa” ani „żona mężowi”. 

Ta scena to jest ewidentny obraz tego, jak bardzo zmaskulinizowany był XX wiek, o czym przecież wszyscy doskonale wiemy. Co więcej, po tej scenie Kitty angażuje się w karierę męża, bo wie, że poślubiła geniusza. Świadomie przyjmuje rolę „żony mężowi” i „matki dzieciom”.

Płciowe rozterki

W „Barbie” scen, w których widzimy rozterki dotyczące głównie traktowania płci żeńskiej przez męską, ale też w pewnym stopniu męskiej przez żeńską, jest od metra. W zasadzie chyba nie ma sceny, która nie byłaby właśnie o tym. W idealnym Barbielandzie rządzą kobiety, które są pewne siebie i ociekają przekonaniem, że mogą wszystko i mogą być, kim zechcą. Jednocześnie z tym przekonaniem widz dostaje obrazki, takie jak branie prysznica, z którego nie leci woda, morskie fale, które są nieruchomym i twardym plastikiem czy widok stóp Barbie, która zrzuciła buty, nie dotykając piętą podłoża. To zresztą stanie się początkiem rewolucji w Barbielandzie.

W tym wszystkim jest też Ken, który w świecie Mattela stał się „dodatkiem” do Barbie – lalki, która opanowała umysły i żądze dziewczynek na całym świecie, ale… czegoś jej brakowało. Tym „czymś” był Ken. Odkąd się pojawił, Barbie i Ken mieli być nierozłączni. I tak ten świat postrzega właśnie on. To obraz idealnego świata zupełnie inny niż ten, w którym wychowali się nawet dzisiejsi trzydziestolatkowie. Świata, w którym to on wzdycha do niej i od jej spojrzenia uzależnia swoje dobre samopoczucie. Świata, w którym jej odmowa jest możliwa i faktycznie następuje, mimo że Ken jest Kenem wyraźnie wyróżniającym się wśród innych Kenów (w końcu to Ryan Gossling, hello!).

Make …, not war

Samych filmów jako filmów porównywać nie będę, bo to totalnie odmienne gatunki. Chociaż co do „gatunkowości” też można by dyskutować, bo ani „Oppenheimer” nie jest typowym filmem biograficznym, ani „Barbie” nie jest typową komedią, dramatem czy fantasy. Oba na pewno są filmami głęboko humanistycznymi, choć co do tematyki dzieli je ogromna przepaść. „Oppenheimer” opowiada o zaangażowaniu nauki i geniuszu naukowców do budowy narzędzi masowej zagłady. „Barbie” to historia o tym, jak ludzkość buduje, wmacnia i utrwala różnice i podziały – w tym przypadku międzypłciowe. 

Symboliczna, i to dla obu filmów, jest scena z „Barbie”, w której Kenowie, zmanipulowani przez liczne zaangażowane w odzyskanie „swojego” świata Barbie, walczą przeciwko sobie, by nagle zacząć tańczyć razem w zgodzie. Jest to coś absolutnie niemęskiego, totalnie wyjętego z naszej możliwości pojmowania i rozumienia „męskości”. Potem Ken, który niedługo przedtem odkrył moc patriarchatu, zaczyna płakać, bo bez Barbie, dla której został stworzony, czuje się nikim. A na koniec Barbie mówi mu coś w stylu, że jest „Kenenough”, co zresztą zobaczymy potem na jego kolorowej bluzie. 

Dlaczego ta scena jest według mnie symboliczna dla obu filmów? No, bo… proszę Was! Jaka kobieta będzie agresywna czy zacznie wojnę? Agresja to cecha męska. I są na to badania. Wśród agresorów, zabójców kobiety to zaledwie 10 procent, pozostałe 90 procent to mężczyźni[i]

W tym miejscu i na koniec warto jeszcze dodać dwa elementy tej mojej „Barbiehaimerowej” układanki. Pierwszy – rachityczny zarząd Mattela w „Barbie”, w którym nie ma ani jednej kobiety (przy okazji szacuneczek dla marki, która współtworzyła film i to zaakceptowała) i drugi – naukowy zespół Oppenheimera pracujący nad bombą atomową w Los Alamos, o udział w którym jedyna w nim kobieta musiała sama się „upomnieć”.


[i] Abramowicz D., Wojna nie jest kobietą. Agresja to męska rzecz, Zawsze Pomorze. Niezależny Portal Regionalny, online: https://www.zawszepomorze.pl/wojna-nie-jest-kobieta-agresja-meska-rzecz, dostęp: 26.12.2023

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: