22-letnia dziewczyna doświadcza nagłego niedowładu połowy ciała. Jej chłopak dzwoni na pogotowie, które odmawia przyjazdu, bo nie jest to sytuacja zagrażająca życiu. Bliscy zabierają dziewczynę do przychodni, gdzie lekarka po jej zbadaniu mówi, że to jakiś wirus i że przepisze jej antybiotyk… Rodzina upiera się, żeby wystawiono skierowanie do szpitala. Tam po dokładnej diagnostyce okazuje się, że ta dziewczyna (prywatnie przyjaciółka mojej córki) ma nowotwór mózgu. Młoda matka, która wyczuwa dużego guza pod pachą, idzie do przychodni i dostaje receptę na antybiotyk. Łyka go, ale guz nie daje jej spokoju. Kieruje się prywatnie do specjalisty. Ten po dokładnej diagnostyce informuje ją, że ten guz to już przerzut raka piersi… Wytłumaczcie mi, co w naszym systemie ochrony zdrowia działa nie tak? Bo nie chcę sama powiedzieć na głos, że WSZYSTKO.
Antybiotyk na guza
W najnowszym odcinku podcastu Po tej stronie rozmawiałam z założycielkami Fundacji eRAKobiet. To właśnie jedna z nich, Kasia Legiejew, dostała w przychodni receptę na antybiotyk, który miał wyleczyć jej raka. Od znajomych, którzy wysłuchali tej rozmowy, słyszę też inne historie pokazujące nie tylko, jak niedopracowany jest system ochrony zdrowia w Polsce, ale też jak wiele trzeba mieć szczęścia, żeby trafić na lekarza, dla którego wizyta pacjenta to faktycznie czas, który poświęca mu w pełni i który – co w przypadku tzw. lekarza pierwszego kontaktu jest szczególnie ważne – powinien mieć rozległą, choć wiadomo, że nie specjalistyczną, wiedzę z różnych dziedzin medycyny. Właśnie dlatego, żeby guza pod pachą nie diagnozować jako skutek wrośnięcia włosa (!) i leczyć antybiotykiem.
Antybiotyk na niedowład ciała
Antybiotykiem inna lekarka chciała leczyć wspomniany we wstępie niedowład całej połowy ciała u przyjaciółki mojej córki, który rzekomo miał być wywołany przez jakiś wirus. Nóż w kieszeni otwiera się nawet ten, którego w niej nie ma! Na świecie istnieje tylko jeden wirus, który wywołuje niedowład ciała, i jest to polio – choroba, na którą wszyscy jesteśmy szczepieni, a dodam, że opisywany przypadek to nie są antyszczepionkowcy. Co więcej, właśnie dzięki szczepieniom przeciw polio, ta choroba jest obecnie na końcowym etapie całkowitej eliminacji.
Wróćmy jednak do naszej drugiej pacjentki. Jest duże prawdopodobieństwo, że tylko dzięki nieustępliwości jej rodziny, która powiedziała, że nikt nie wyjdzie z gabinetu bez skierowania do szpitala, Ola wciąż jest po tej stronie. W szpitalu szybko zdiagnozowano u niej nowotwór mózgu i jak na polskie warunki, błyskawicznie, bo w ciągu niespełna dwóch tygodni od diagnozy całkowicie go usunięto. Dziewczyna dochodzi teraz do siebie, rehabilituje się i choć jeszcze czekamy wszyscy na wynik badania histopatologicznego, jesteśmy dobrej myśli. Wyobraźcie sobie jednak, co by było, gdyby taka pacjentka nie miała wsparcia rodziny w trakcie wizyty i posłuchała lekarza. Aż mnie mrozi na samą myśl!
Antybiotyk na wirusa
Zatrzymam się na chwilę przy samych antybiotykach, bo – odnosząc się do „diagnozy” postawionej przez lekarkę POZ – chciała nimi leczyć zakażenie wirusem. Nie trzeba mieć wiedzy (wystarczy szybki research w Internecie), żeby dowiedzieć się, że antybiotyki stosuje się wyłącznie w leczeniu zakażeń bakteryjnych. Na wirusy żadna antybiotykoterapia nie zadziała, bo są na nią całkowicie odporne. Wirusy leczy się objawowo, a zapobiega im za pomocą szczepień i leków podnoszących odporność. To ostatnie nawet ja wiem, bez żadnego wyszukiwania w Internecie. A więc kolejna rzecz – jak lekarz, który leczy ludzi, może tego NIE WIEDZIEĆ???
Powiem Wam, jak. Jedna z moich przyjaciółek kończy właśnie psychologię. W grupie, w której jest, są osoby, które kupują pisanie prac, ściągają na egzaminach i kombinują, jak tylko się da. I wszystkie te osoby, jak jeden mąż, deklarują, że zaraz po tym, jak się obronią i dostaną dyplom, otwierają gabinet! Tu już mi się otwiera nawet nie nóż, a seria z kałasznikowa. Tylko nie pytajcie, skąd mam kałasznikowa w kieszeni 😉
Co tu jest nie tak?
Ważna rzecz – nie twierdzę, że antybiotyki to coś złego, choć sama, jak tylko mogę, unikam ich zażywania (ale kiedy muszę, karnie wybieram całą serię). Zresztą aktualnie moja córka, leczona tydzień przeciwwirusowo, wylądowała na antybiotykach, bo poprawa była tylko chwilowa. I jestem pewna, że to ją postawi na nogi. Chodzi mi o co innego – o to, że jest ogromna potrzeba naprawy systemu ochrony zdrowia od podstaw, czyli od systemu edukacji lekarzy przez system weryfikowania ich umiejętności i wiedzy aż po system opieki nad pacjentem. To tylko trzy przykłady, a dwa – z ostatnich dwóch miesięcy – które pokazują, że coś tu ewidentnie jest nie tak. O czasie oczekiwania na różnych specjalistów czy badania finansowane przez NFZ nawet nie wspominam, bo to jest temat na całkiem odrębny artykuł.
Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń, więc dyskusja mile widziana. Dużo zdrowia!
Brak komentarzy