NAJGORSZA PRACA NA ŚWIECIE

Bramkarz niejedno ma imię. I nie wymienię tu ani Szczęsnego, ani Szmala, ani nawet Borysa czy Wasyla spod dyskoteki. Jest bowiem jeszcze bramkarz na autostradzie – najgorsza praca na świecie…

Podróżując zaczęłam ich obserwować. Mężczyźni, kobiety, starsi, całkiem młodzi. Rzadko uśmiechnięci, widzimy ich w przelocie, bardziej patrząc nawet na ich dłoń, która wysuwa się z okienka, by wziąć od nas opłatę i oddać resztę, niż na twarz. W mundurkach, zunifikowani, wykonują swoje czynności automatycznie, jak na fabrycznej taśmie. Z tą tylko różnicą, że nawet słowa nie mogą zamienić z koleżanką czy kolegą obok. Jak by tego było mało, przejeżdżający kierowcy potrafią rzucać w nich przysłowiowym mięsem, ponaglać, obśmiewać itd.

Co pcha ich do takiej pracy? Płaca? Jest marna – 1,8 tys. zł, podczas gdy bramkarz w ekstraklasie, w zależności od klubu, w jakim gra, zarabia od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. A więc może potrzeba spokoju? Nie bardzo, skoro właściwie ciagle są narażeni na stres – trzeba utrzymać tempo, być przynajmniej neutralnym, jeśli nie miłym, no i nie wiadomo, na jakiego zawodnika trafi  się pod bramką. Co w takim razie? Zapewne przymus, brak innych perspektyw… Tak sobie właśnie myślałam jeżdżąc tu i tam. Tymczasem wczoraj…

image

Wczoraj byłam mieście Łodzi, jak to mówią, by obejrzeć wystawę mojego przyjaciela Jean-Marca Caracci „Homo Urbanus Europeanus”. Kto widział kiedykolwiek jego zdjęcia, ten wie, że są wyjątkowymi obserwacjami ludzi w wielkich europejskich miastach, w ogromnych, bezosobowych urbanistycznych przestrzeniach. Stoisz przed taką fotografią i zastanawiasz się, kim jest ten człowiek. Czemu tak siedzi? Dokąd idzie? Na co patrzy? I te niesamowite zderzenia. Człowieka z przestrzenią. Światła i cienia. Te symboliczne gry postaci i przestrzeni, jak w jednej z bardziej znanych fotografii z reklamą gum Orbit. Są naprawdę niesamowite!

image

A teraz wyobraźcie sobie, że Jean-Marc, zanim został znanym fotografem, był nieznanym bramkarzem na francuskiej autostradzie…

Kiedy więc przy obiedzie opowiedziałam mu o moich spostrzeżeniach co do tej pracy i że uważam ją za najgorszą pracę na świecie, usłyszałam ciekawą historię. Jean-Marc w mediach mówi, że porzucił pracę w korporacji, żeby zostać wolnym człowiekiem i realizować swoją pasję. Okazało się, że owa korporacja to firma obsługująca autostrady. Nie mogłam nie zapytać, jak wytrzymał w takiej pracy. Powiedział, że… lubił kontakty z ludźmi. Ja na to, że przecież to jest tylko moment, kilkadziesiąt sekund. To, co usłyszałam w odpowiedzi, chyba stanie się moim kolejnym życiowym mottem: „Nawet jeśli masz tylko chwilę, możesz zrobić wszystko, żeby była ona wyjątkowa”. Tak właśnie pracował. Szedł do pracy z uśmiechem, w przeciwieństwie do jego kolegów, i złośliwie pytał ich codziennie, „jak nie leci” („ne ça va pas” – trudno przetłumaczyć dokładnie) i żartował z tego, że potwierdzali, że nie leci 😉 „Jestem pewien, że wielu kierowców pamięta mnie do dzisiaj” – mówi. Z pewnością.

W filozofii Jean-Marca „chwytaj dzień” zmienia się w „chwytaj moment”. To widać też w jego fotografii. Potrafi siedzieć godzinami, gdy zobaczy dobrą scenerię, żeby właśnie TEN moment uchwycić. Zerknijcie zresztą sami (http://homo.urbanus.free.fr/europeanus/) albo wpadnijcie do Łodzi. Jeszcze do końca lutego w Galerii Atlas Sztuki tę niesamowitą wystawę można oglądać.