Jak dziennikASZ wkurzył prezesa, czyli bawmy się w chowanego

Byłam w totalnym, ale pozytywnym szoku, kiedy moja córka po powrocie z urodzin koleżanki oznajmiła mi kilka dni temu, że… bawiła się w chowanego! Na dworze! Wow! Co prawda odchorowała tę nie-wirtualną aktywność, ale co tam! Ekscytacja w jej głosie, kiedy mi o tym opowiadała, dowodziła, że było to nie lada przeżycie. I wielka radość przy okazji.

Ten wstęp jest całkiem nie w temacie, ale może się jeszcze nieoczekiwanie przydać 😉

Jestem fanką ASZdziennika.pl. To taki dziennikarski kabaret, ujście pary dla nabzdyczonych w poczuciu misji i zagonionych w poszukiwaniu sensacji, tego jedynego newsa, dziennikarzy. Ale też wentyl bezpieczeństwa dla zwykłych czytelników i widzów, którzy dzięki radosnej twórczości Rafała Madajczaka, mogą z dystansem, krytycznie, ale przede wszystkim z przymrużeniem oka spojrzeć na dziennikarską robotę. „Jestem prawdopodobnie jedynym dziennikarzem w kraju, który przyznaje się publicznie do pisania nieprawdziwych informacji” – pisze o sobie Madajczak, który jest także dziennikarzem natemat.pl. Prawda. Nie znam takiego, który się publicznie przyzna, że zdarzyło mu się „podkręcić” temat, wykreować newsa, wyreżyserować zdjęcie itd. A tak się dzieje.

I ten to ASZdziennik wzięła sobie na tapetę Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Za co? Za to, że w jednym z wpisów Madajczak natrząsa się z beznadziejnych spotów wyborczych (sama już drżę ;)), pisząc, że niektóre są tak słabe, że powinien je objąć zakaz publikacji: („KRRiT: Spoty Karskiego i Boniego dopiero po godz. 23. „Zagrażają psychicznemu rozwojowi małoletnich„). A Rada wzięła to na poważnie i protestuje. Nabzdyczony Jan Dworak, prezes KRRiT, pisze do natemat.pl, że „wpis podaje nieprawdziwe informacje o działaniach KRRiT w okresie kampanii wyborczej odwołując się do ustawowych uprawnień KRRiT, podając podstawy prawne i dążąc w ten sposób do jego uwiarygodnienia”.

„Helouuu!”, jak by powiedziała Mariolka… Przecież ASZdziennik to kabaret! Może nie taki sceniczny, ale jednak. Satyrą wieje na kilometr, a każdy wpis kończy tekst: „To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone”. Pan prezes Dworak, podobnie jak zdecydowana większość Polaków, zwłaszcza tych „żyjących publicznie”, ma jednak problem z dystansem do samego siebie i swojej działalności. To smutne, ale niestety, to prawda. Sama tak czasem mam. Niby mam dystans do siebie i umiem się z siebie śmiać, ale bywa, że nie umiem przeskoczyć „ponad czymś”. Ale uczę się i zalecam takie samokształcenie wszystkim. To bywa trudne, ale nie ma nic lepszego jak uczucie, gdy to „coś” się przeskoczy. Za każdym takim skokiem czeka coraz głębszy oddech, świat zaczyna mieć więcej kolorów, a życie powoli nabiera nowego sensu.

My, Polacy, ale właściwie nie tylko my, bo ludzie ogólnie, mają tendencję do kumulowania frustracji, utrzymywania napięć, pielęgnowania urazów, a jeśli nie, to do szukania dziury w całym. Mało kto ma do siebie taki dystans, że napięcie potrafi przekuć w radosny śmiech z samego siebie. Albo do siebie. Bo czemu nie?

Życie to przecież taka trochę zabawa. Jak gra w karty, warcaby, szachy… Tu mi się akurat „Siódma pieczęć” Bergmana przypomina, w której bohater gra ze śmiercią w szachy o własne życie. Ale nie bądźmy tacy poważni i porównajmy życie do… zabawy w chowanego! Ooo, przydał się jednak wstęp 😉

Rywalizujesz więc z innymi o to, kto pierwszy dotrze do wyznaczonego celu (choć w życiu, inaczej niż w zabawie, każdy ma swój własny). Chowając się szukasz właściwego miejsca, które daje odpowiednie schronienie, ale też jest idealne do tego, by jak najszybciej do tego celu dotrzeć. Przyczajasz się jak ten filmowy tygrys, by w odpowiednim momencie albo zaatakować przeciwnika, albo samemu osiągnąć cel… I Cię kolega znajduje! Niech to szlag!

Jak to w życiu… Ale czy ktoś po odniesieniu porażki w chowanego przestawał dalej grać? Zabierał swoje zabawki i szedł na inne podwórko? Pewnie nawet prezes Dworak będąc dzieckiem (o ile kiedykolwiek nim był) wracał do zabawy, a nawet przynosił nowe zabawki. Niestety, z wiekiem wszyscy (prawie) tracimy ten dziecięcy dystans – do świata, do ludzi, a najbardziej do samego siebie. I prezes Dworak stracił go również, choć śmiech budzi… tyle że swoim „napompowaniem” od środka. Tylko czekać aż pęknie jak purchawka.

Sama tak niekiedy mam. Pompuję się negatywnymi emocjami, frustracjami, stresami… Ale po chwili zastanawiam się, po co. Życie jest przecież tylko jedno. To owszem, gra, ale nie komputerowa. Nikt mi tu nie da dodatkowego życia za wynik, więc muszę zadbać, by osiągnąć jak najwięcej na każdym poziomie, tu i teraz. Dlatego tak się cieszę, że zdarzają się jeszcze młodzi ludzie bawiący się w chowanego. To uczy… dystansu, rywalizacji, umiejętności śmiania się z siebie, kontaktów międzyludzkich… życia, po prostu 😉