Tytułowa fraza „50 lat czy to dużo”, wpisana w wyszukiwarkę Google, pokazuje ponad 60 milionów wyników! Temat osiągania tego wieku najwyraźniej mocno nurtuje sporą część ludzi na świecie. Czy 50 to dużo? Czy mało? Dziś, z okazji wkroczenia przeze mnie 4 lipca w tę część mojej własnej osi czasu, postanowiłam go bardziej zgłębić.
Niedawno, również z powyższej okazji, robiłam przegląd archiwum moich zdjęć. Wśród nich znalazłam fotkę mojej mamy z małą, mającą zaledwie kilka dni Olą. Mama wygląda na tym zdjęciu jak babcia, czyli prawidłowo, bo w końcu trzyma na nim swoją wnuczkę. Ale jak Ola, która zobaczyła to zdjęcie, zapytała mnie, ile babcia miała wtedy lat, i zaczęłam liczyć, to okazało się, że była rok młodsza ode mnie teraźniejszej. I to był szok dla nas obu.
Kiedyś ludzie starzeli się inaczej
Weźmy takiego Stefana Karwowskiego z kultowego serialu „Czterdziestolatek”. Przecież nie tylko wtedy, gdy oglądałam go jako dziecko, ale i teraz – gdy patrzę na wizerunek tej postaci jako osoba starsza od niej o dziesięć lat – on tam po prostu wygląda staro. Może Magda, jego żona, nieco lepiej, ale mimo wszystko – ubiór, fryzura, sposób bycia, życia i ogólnie wszystko, na co patrzymy, sprawia, że nawet z perspektywy pięćdziesięciolatki nadal patrzę na nich jak na ludzi starszych.
W czasach peerelu, ale też jeszcze w latach 90. XX wieku, a nawet w pierwszej dekadzie XXI wieku nie przywiązywaliśmy aż tak bardzo wagi do zdrowego stylu życia i wyglądu, jak to jest teraz. Oczywiście, były wyjątki, sama do nich należałam, choć nie zawsze konsekwentnie. Ale mimo wszystko – trendy na zdrowe odżywianie, fitness, uprawianie sportów, bieganie i wiele innych związanych z dbaniem o swoje ciało aktywności trendami stały się dopiero po dwóch dekadach ogarniania się w nowej, postkomunistycznej rzeczywistości. Ewa Chodakowska i Anna Lewandowska swoją publiczną działalność popularyzującą bycie fit i zdrowe odżywianie zaczęły w 2013 roku, czyli zaledwie 10 lat temu. Oczywiście, już wcześniej było dostępnych wiele zajęć fitness (Jane Fonda w latach 80. jednak zrobiła swoje). Ja sama długo chodziłam na aerobik, podobnie jak część moich koleżanek. Ale trudno to było nazwać trendem w dzisiejszym rozumieniu tego słowa.
Wiek to jest stan umysłu
Nie można się z tym nie zgodzić. Ja sama jeszcze siedem lat temu, kiedy znajomy zaprosił mnie na swoją pięćdziesiątkę, szykując się na nią, nie mogłam wyrzucić z głowy wrażenia, że wybieram się na jakieś party seniorów. A przecież to znajomi, z którymi spędzałam sporo czasu i byłam na niejednej imprezie czy wyjeździe, i którzy nie zachowywali się jak seniorzy. W głowie jednak tkwiła mi taka zdemonizowana i wyolbrzymiona myśl, że pięćdziesiątka to – ooo, panie! – przejście na drugą stronę.
A przecież mało kto z nas w tym wieku nie tylko nie przechodzi na drugą stronę (w sensie śmierci), ale też nikt nie zaczyna drugiej połowy życia, bo statystycznie patrząc Polak osiąga wiek średnio 74 lat, a Polka – 82 lat, więc pięćdziesięcioletni panowie mają już za sobą jakieś 67 procent na liczniku, a panie – 60 procent. Zabrzmiało pesymistycznie, jednak to tylko statystyki, więc pięćdziesięciolatki – looz 😉 Ale jak ktoś Wam życzy 100 lat, to nie bierzcie tego na poważnie i nie szykujcie się, jak serialowy Czterdziestolatek „na drugie tyle”. Bierzcie, bierzmy, ile los nam zechce dać. A zwłaszcza… bo już mamy tę, wiecie, pewną wiedzę i jakieś doświadczenie, bierzmy to i wykorzystajmy jak najlepiej.
Choćby i tak jak całkiem nowi influencerzy! Od jakiegoś czasu obserwuję, że Internet zalany jest profilami kobiet (ale i mężczyzn) po pięćdziesiątce, a nawet sześćdziesiątce, którzy udowadniają – w większości z niezłym skutkiem – że wiek to tylko liczba, a to, jak wyglądamy, jakie mamy ciało, czy jesteśmy zdrowi, jak się ubieramy, zależy w ogromnym stopniu od nas samych. Dokładnie tak jak to, jakie mamy nastawienie do siebie, ludzi i świata. Choć nie ma się co oszukiwać, że robią to dla zdobycia popularności, to z drugiej strony – robią to na dokładnie takiej samej zasadzie jak Chodakowska czy Lewandowska popularyzując fitness i zdrowy styl życia. Dlatego jeśli pięćdziesiątki czy sześćdziesiątki i nawet siedemdziesiątki mają zdobywać fanów jednocześnie zmieniając podejście swoich rówieśników do tych tematów, to ja jestem za i podpisuję się pod takimi działaniami całym moim pięćdziesięcioletnim ciałem.
Umysł swoje, a ciało swoje
A skoro o ciele mowa… To tutaj już może być różnie, bo choć wiek to stan umysłu, ciało – nawet jeśli bardzo o siebie dbamy – podlega naturalnemu procesowi starzenia się, planom naszych genów, kaprysom anatomii, a w dodatku nie wybacza naszych różnych młodzieńczych wybryków, gdy mówiąc dzisiejszym językiem – maksymą większości z nas było YOLO! (dla niezorientowanych YOLO to skrót od angielskich słów You Only Live Once, czyli żyjesz tylko raz, masz jedno życie, więc – w domyśle – nie ma się co ograniczać).
Po tylu latach eksploatacji nasze ciało jest jak stary (przepraszam za to słowo) samochód – nie tylko upomina się o gruntowny przegląd, ale często też porządną renowację, a niekiedy nawet wymianę tej czy innej części. I tu już nie zawsze możemy mieć wpływ na wszystko, choć ci, którzy zadbają, na pewno pojadą na swojej osi czasu dłużej niż ci, którzy nie zadbają.
Ja zetknęłam się z ograniczeniami ciała już kilka lat temu. Najpierw, gdy nie mając o tym pojęcia weszłam w menopauzę i nagle przytyłam 10 kilo, mimo treningów, zdrowego jedzenia i eksperymentów dietetycznych. To na szczęście udało mi się opanować – myślę, że już teraz na tyle świadomie, że będzie to na dobre.
Mniej więcej w podobnym czasie dowiedziałam się, że nie dosłyszę. Było to dość absurdalne i abstrakcyjne orzeczenie lekarskie (bo przecież słyszę), a jednak odkąd o tym wiem, to też rozumiem, że to nie ludzie za cicho mówią, tylko ja za głośno nie słyszę. Według diagnozy nie dosłyszę na częstotliwościach ludzkiej mowy, co powoduje, że gdy rozmów wokół jest kilka albo rozmowa jest jedna, ale dookoła jest hałas lub po prostu gra muzyka, ja mam problemy z wyłowieniem niektórych słów albo docierają one do mnie z opóźnieniem, więc w rezultacie nie do końca rozumiem, co się mówi. Uprzedzając pytania – oczywiście, że testowałam aparaty słuchowe! Ale najfajniejszą ich funkcją było to, że mogłam sobie słuchać muzyki albo rozmawiać przez telefon nie podnosząc ich do ucha. Bo ta wada słuchu nie jest jeszcze (na szczęście!) tak zaawansowana.
O tym, że ciało nie wybacza, przekonują mnie moje problemy z kręgosłupem. Tak zwana praca siedząca niemal od zawsze, i to często wielogodzinna, a do tego jeszcze wszystkie moje traumy zawiesiły mi się w układzie kostno-stawowym. I tak oto dorobiłam się rwy kulszowej i jeszcze paru innych przypadłości, nad którymi na szczęście nauczyłam się panować i z nimi żyć, a nawet być – mimo nich – aktywna fizycznie. Ale wiem, że nie wiem, jak długo tak będę nad tym panować (chociaż może jak będę paniować, to będzie skuteczniejsze) 😉
Jak by tego było mało, pewnego dnia w zeszłym roku po powrocie z Rzymu zauważyłam, że mój mały lewy palec jest jakiś taki… grubszy w stawie. A potem zaczął od czasu do czasu boleć. Po paru miesiącach dotarło do mnie, że boli najczęściej na tzw. zmianę pogody. To jest dopiero starcze! No i diagnoza nie była fajna. Bo to po prostu początki RZS (reumatoidalnego zapalenia stawów), którego postęp teraz staramy się z lekarzami jak najbardziej odwlec w czasie. Oby do czasów, o których piszę poniżej.
YOLO!
Ale czy mnie to ogranicza? A w życiu! YOLO! Jak boli, to przestanie. Tylko że jeszcze do tego te wszystkie zmarszczki, bruzdy, tłuszczyk, nad którym – mimo aktywności – trudno czasem zapanować. Jak żyć?!
Po prostu – żyć, i to jak najpełniej. Bo nikt z nas nie wie, czy będzie jakieś drugie życie ani jakie będzie, jeśli w ogóle będzie. Ja jeszcze mam taki fajny punkt zakotwiczenia w tym życiu, że kocham nowoczesne technologie. Jaram się wszystkimi nowymi urządzeniami, wynalazkami, sztuczną inteligencją. To jest dla mnie dowód tego, że jako gatunek jesteśmy naprawdę fascynujący.
Dlatego jaram się nie tylko technologiami ułatwiającymi życie i prace, ale też laserami, falami radiowymi, akustycznymi, elektromagnetycznymi, ultradźwiękami i innymi cudami, które można wykorzystać w salonach urody, żeby trochę opóźnić proces starzenia się.
I cały czas wierzę, że będzie coraz więcej dostępnych, i to powszechnie, technologii, które pomogą nam trochę ten nasz czas na Ziemi wydłużyć. Ale nie tak, że wszystko już nam będzie szwankowało, ale jeszcze – jak taki czarny pokiereszowany, ranny charakter z thrillerów czy horrorów – uczepimy się życia ostatkiem sił, żeby coś jeszcze z niego wyssać. Tak bym zdecydowanie nie chciała. Ale chciałabym tak, że po prostu zrobimy ten przegląd, potem małą albo większą renowację, a może i wymianę paru części, właśnie po to, żeby móc się jeszcze nacieszyć tym życiem.
Ja jestem go ciągle głodna, bo tak wielu rzeczy jeszcze nie robiłam, tylu miejsc nie widziałam i tak wielu doświadczeń nie przeżyłam, że kibicuję całemu światu naukowemu. Jestem jego największą fanką i najaktywniejszą cheerleaderką, nawet gdy dokucza mi moja rwa kulszowa.
Językowe post scriptum
Rozwijam mój językowo-rozrywkowy podcast Fabryka Słowa, więc od dzisiaj w każdym niejęzykowym artykule będzie „Językowe post scriptum”. Dziś o wieku, latach, nastolatkach i roku.
Dlaczego mówimy rok, ale liczba mnoga to lata?
Słowo rok pochodzi od słowa rzec (powiedzieć), a jego znaczenie wiązało się z umową zawartą na jakiś okres, najczęściej właśnie tyle, ile dzisiaj trwa rok, czyli 12 miesięcy. Zwykle to sformułowanie odnosiło się do spraw sądowych, w których jeśli przesuwano jakieś np. płatności, to robiono to na 12 miesięcy, czyli właśnie na rok. I tak już zostało, że określenie 12 miesięcy w liczbie pojedynczej to rok. Od tego dziś pochodzą słowa takie, jak wyrok czy odroczyć albo orzeczenie.
Ale dlaczego w takim razie nie mówimy w liczbie mnogiej roków, tylko lat?
To z kolei słowo wiąże się z porą roku zwaną latem. Od około X wieku Polacy liczyli 12 miesięcy, czyli rok, od lata do lata. A z czasem utarło się, że te 12 miesięcy to po prostu lato. I o ile w liczbie pojedynczej został ten sądowy rok, o tyle w liczbie mnogiej, choć słowo wyrok odmieniamy wyroków, to jednak nie mówimy roków, tylko lat. Takie tam… językowe łamigłówki. Dobrze, że nie jesteśmy cudzoziemcami i nie musimy się ich uczyć.
Skąd się wzięło słowo wiek i dlaczego mówimy, że ktoś jest wiekowy, a nie letni, skoro mówimy pięćdziesięcioletni albo nastoletni?
Wiek pochodzi od prasłowiańskiego słowa *věkъ (< *voi̯ku-), które oznacza przejawianie, okazywanie siły, a także siłę, moc, życie, czas życia, okres życia. Zgodnie ze źródłem, oznacza jakiś okres, może ważny. Dlaczego mówimy wiekowy? Może dlatego, żeby podkreślić, że ktoś lub coś już przeżył naprawdę sporo czasu i jest w tym jakaś moc?
Brak komentarzy