Młody mężczyzna siedzi przed kamerą zamknięty w swoim pokoju (być może nadal mieszka z rodzicami) i uczy innych młodych mężczyzn, co robić, żeby podporządkować sobie kobietę, żeby… jadła im z ręki. Takich „coachów podrywu” jest w sieci coraz więcej. Inny ciśnie nową furą 150 km/h przez miasto, bo musi udowodnić przed kolegami, swoją „męskość”. Bo fura to za mało. Jeszcze inny pisze komentarz pod filmem o samobójstwie: „Słaby był, skoro się nie ogarnął”, a kolejny pod moją rolką o śmierci mojego męża komentuje: „Kurwa go wykończyła. Czemu nie siedzisz?”. 20-letni Kacper cieszy się po wyborach prezydenckich w Polsce, że wygrał kandydat, który… „dojedzie women’s world”. Tymczasem w domu ojciec mówi do syna: „Nie marudź. Chłopaki nie płaczą”, a matka – zamiast uczyć syna wyrażania emocji, a tym samym panowania nad nimi – przytakuje ojcu… Toksyczna męskość niszczy ludzki świat. Dlaczego? Zapraszam do rozejrzenia się po tym świecie razem ze mną.
***
Takich przykładów mamy wiele, gdziekolwiek się nie obejrzymy. Mężczyźni stworzyli przez tysiąclecia świat, który dziś nie tylko dla kobiet, nie tylko dla ich dzieci, ale też dla nich samych staje się powoli miejscem nie do zniesienia. Ten artykuł chciałam napisać już dawno, ale cieszę się, że z nim poczekałam, aż skończę czytać książkę Liz Plank „Samiec alfa musi odejść. Dlaczego patriarchat szkodzi wszystkim”. To głęboka, oparta na badaniach i licznych wywiadach, głęboko humanistyczna analiza tego, jak patriarchat szkodzi nie tylko kobietom, ale i mężczyznom.
Drugim, a właściwie pierwszym, impulsem był podcast „Opowieści arabskie” (część „Raportu o stanie świata” Dariusza Rosiaka), w którym wieloletni ambasador Polski w krajach arabskich Jan Natkański przybliża słuchaczom tamten świat. Już po pierwszych kilku odcinkach zrozumiałam, że największy problem tamtej części świata, jego długa i wciąż pisząca się na nowo historia przemocy, jest skutkiem mariażu patriarchalnych struktur władzy i jej religijnego umocowania.
Trzeci powód jest osobisty. Odkąd zaczęłam regularnie publikować filmy w mediach społecznościowych (głównie na TikToku), sfrustrowani panowie zaczęli wychodzić ze swoich internetowych jaskiń po to tylko, żeby skomentować, że to ja wykończyłam męża, że pewnie go gnębiłam i nie wytrzymał, że powinnam siedzieć itd. Choć są oni w zdecydowanej mniejszości, skala ich frustracji jest ogromna.
I kiedy wczoraj natknęłam się na przywołany wyżej powyborczy komentarz niejakiego Kacpra, 20-latka, który studiuje i pracuje w Macu, żeby zarobić na mieszkanie, bo go nie stać, a… kobiety tak, dlatego trzeba je „dojechać”, wszystkie te elementy – podcast o świecie arabskim, książka Liz Plank i to, co czytam czasem w komentarzach pod moimi filmami – jak puzzle powskakiwały na swoje miejsca tworząc obraz współczesnego świata, w którym toksyczna męskość jest takim samym zagrożeniem dla ludzkości jak kryzys klimatyczny, notabene przez toksycznych mężczyzn konsekwentnie negowany.
Dlaczego patriarchat szkodzi wszystkim?
Zacznijmy od podstaw, czyli od wyjaśnienia, czym dziś jest patriarchat, o którym osoby w moim wieku uczyły się w liceum na lekcjach historii jako o pewnym systemie społecznym czy modelu rodziny. Dzisiejszy patriarchat to coś więcej niż ten przestarzały model rodziny, w którym ojciec jest jej głową i to on wszystkim rządzi i o wszystkim decyduje. Mamy bowiem do czynienia z systemem społecznym, który przez wieki budował świat, gdzie męskość znaczy dominację, a kobiecość – podporządkowanie. I choć dziś wiele się mówi o równości, fundamenty tego systemu nadal mają się dobrze. A wielu, niestety także coraz młodszym, marzy się powrót do dawnego świata, w którym mężczyźni dominują w każdej dziedzinie życia.
Słowo patriarchat pochodzi z greki i oznacza dosłownie „władzę ojca” – patriá (ród) i archo (rządzić). W praktyce oznaczało to, że najstarszy mężczyzna w rodzinie lub społeczności miał pełnię władzy: nad majątkiem, decyzjami, a często – nad życiem kobiet i dzieci. Współczesny patriarchat to jednak już niekoniecznie władczy ojciec stosujący system zakazów i nakazów. Dziś to raczej subtelne, ale wszechobecne przekonanie, że:
- mężczyzna „musi zarabiać więcej”,
- kobieta „jest zbyt emocjonalna na stanowisko kierownicze”,
- chłopcu nie wypada płakać, a dziewczynce – złościć się
- feminizm jest wymierzony w prawa mężczyzn.
To kultura, która promuje siłę, kontrolę i dominację jako naturalne cechy mężczyzny. I karze każdego, kto się z tego schematu wyłamuje – niezależnie od płci.
Patriarchat nie dotyczy tylko rodzin. Widzimy go też w prawie, edukacji, języku, religii, mediach, a nawet codziennych żartach przy kawie czy piwie. To właśnie on sprawia, że kobiety (przeciwnie do tego, co obserwuje wspomniany wyżej 20-latek) wciąż muszą walczyć o swoje bezpieczeństwo i godność, a mężczyźni – często w ciszy – zmagają się z presją, której często nie są w stanie udźwignąć.
Liczne badania, na które niemal na każdej stronie swojej książki powołuje się Liz Plank, pokazują, że patriarchat nie tylko nie chroni nikogo w społeczności, ale wręcz krzywdzi wszystkich, włącznie z mężczyznami.
Co to jest toksyczna męskość?
Jednym z elementów systemu patriarchalnego, widocznym dziś bardzo wyraźnie, zwłaszcza na tle społeczeństw, które można określić jako feminizujące się (wspomnę o nich jeszcze), jest toksyczna męskość. I nie chodzi tu o męskość rozumianą jako siła fizyczna, odpowiedzialność czy chęć opieki nad bliskimi. Chodzi o jej wypaczoną wersję – toksyczną właśnie, czyli znany nam wszystkim aż za dobrze model wychowania, który m.in.:
- uczy chłopców, że emocje to słabość,
- piętnuje mężczyzn, którzy proszą o pomoc,
- chwali agresję jako dowód siły,
- uznaje władzę nad innymi za coś naturalnego.
Liz Plank pisze o tym tak:
„Sposób, w jaki wychowujemy chłopców, to recepta na katastrofę – i ta katastrofa już się dokonuje”.
W swojej książce pokazuje, jak ten wzorzec działa już od dzieciństwa. Mały chłopiec, który płacze – słyszy „nie bądź babą”. Dorosły mężczyzna, który nie radzi sobie psychicznie, zostaje często sam, bo „facet powinien dać radę”.
Sformułowanie, że coś jest toksyczne, kojarzy się zwykle z czymś marginalnym. W przypadku toksycznej męskości jest wprost przeciwnie – zachowania, które szkodzą i otoczeniu, i samym mężczyznom, to nie są jednostkowe przypadki. To cała struktura. Cały, budowany i akceptowany przez stulecia, system przekonań, który jasno wyznacza standard, że mężczyzna musi być silny, niewzruszony, utrzymywać rodzinę, zarabiać więcej i zawsze być na górze hierarchii, „przewodząc stadu”. I wszystko to, co się w tym schemacie nie mieści – jak czułość, słabość, lęk, empatia – jest odrzucane, negowane lub wyśmiewane. I co trzeba podkreślić – wyśmiewają to czasem kobiety (też potrafią bywać toksyczne), ale przede wszystkim robią to inni mężczyźni. To oni są najbardziej odpowiedzialni za kreowanie poczucia wstydu – emocji, której wszyscy unikamy jak ognia.
To właśnie ten wspomniany wyżej system – nie konkretne osoby – jest głównym sprawcą cierpienia, którego jest coraz więcej. Cierpienia i kobiet, i mężczyzn (i dzieci!).
Patriarchat + religia = przemoc
Kiedy przysłuchiwałam się kolejnym odcinkom podcastu „Opowieści arabskie”, powoli rodziła się we mnie pewna refleksja. Te wspaniałe kraje arabskie, z których tak wiele to przecież kolebka naszej cywilizacji, od setek lat, mimo niesamowitych zasobów naturalnych i fantastycznych ludzi, w większości nie mogą wyjść poza schematy „prawo i pięść”, „przemoc i władza” itd. Słyszałam w głosie ambasadora Jana Natkańskiego wielki smutek za każdym razem, kiedy uświadamiał nam, jak wspaniały jest ten świat i jednocześnie jak małe są szanse niektórych krajów na to, żeby kiedykolwiek zażegnały konflikty i zaczęły budować zdrowe społeczeństwa.
Tą moją refleksją, co już widać po tytule tej części, było uświadomienie sobie pozornie niemożliwej zależności między religią a przemocą. Niemożliwej, bo przecież zasadniczo każda religia w swojej pierwotnej formie miała łączyć ludzi, dawać im nadzieję, tłumaczyć świat, który często był niezrozumiały i okrutny. I tak było. Do momentu, kiedy nie została użyta jako narzędzie władzy. Władzy, którą dzierżyli w swoich rękach… no, właśnie – mężczyźni.
Władca z woli Boga
W „Opowieściach arabskich” Jan Natkański wielokrotnie pokazuje, choć nie zawsze wprost, jak religia w świecie arabskim była (i wciąż bywa) wykorzystywana do legitymizowania władzy mężczyzn nad kobietami – ale też nad innymi mężczyznami. Męska dominacja staje się „wolą Boga”, a jakakolwiek próba jej podważenia jest świętokradztwem.
Żeby było jasne – to nie jest tylko problem islamu. Również w historii chrześcijaństwa znajdziemy dokładnie te same mechanizmy. To krucjaty, które niosły śmierć w imię Boga. To Inkwizycja (tylko diabli wiedzą, czemu nazwana świętą), która paliła na stosach „niepokornych” – często kobiety. To krwawy podbój obu Ameryk, w którym religia chrześcijańska była oficjalnym uzasadnieniem eksterminacji rdzennych ludów. Papież Aleksander VI w 1493 roku napisał: „Barbarzyńców można nawracać, ponieważ nie mają władzy nad sobą i należy ich podporządkować.”
To przykłady średniowieczne. Ale są też współczesne. To Irlandia do lat 90. XX wieku, gdzie kobiety trafiały do „zakładów dla upadłych” prowadzonych przez Kościół tylko dlatego, że zaszły w ciążę poza małżeństwem. To przecież Polska, w której dziś debata o prawach kobiet wciąż jest zdominowana przez religijny język „grzechu” i „winy”. To także Rosja, gdzie Cerkiew Prawosławna aktywnie wspiera patriarchalny model władzy Putina.
Co chcę bardzo podkreślić – to nie wiara jest problemem. Problemem jest władza oparta na przekonaniu, że tylko jedna płeć ma prawo interpretować religię, tworzyć fundamenty wiary i w imię tego czy innego boga oraz jego przykazań decydować – o innych, o ich ciałach, uczuciach, życiu.
Duchowni wtłoczeni w hierarchie i wierni wtłoczeni w kościelne schematy zapomnieli o najważniejszym – że religia, która nie chroni słabszych, a wspiera silniejszych – przestaje być religią. Staje się narzędziem przemocy.
Toksyczna męskość zabija… mężczyzn
Jeśli patriarchat jest bombą, to toksyczna męskość bywa zapalnikiem. I paradoksalnie to właśnie sami mężczyźni najczęściej padają jego ofiarą.
Według WHO niemal 75% wszystkich samobójstw na świecie popełniają mężczyźni; w krajach zachodnich ich śmiertelność z tego powodu jest 3-4 razy wyższa niż u kobiet. W Polsce w 2022 r. mężczyźni stanowili aż 85% ofiar samobójstw – najczęściej w wieku 35-60 lat, ale liczby rosną także wśród młodszych. Co dzień w Polsce odbiera sobie życie około 11 mężczyzn na 13 samobójstw ogółem[i]. To dramatyczne proporcje.
W tym kontekście najczęstsze pytanie, jakie zadają sobie rodziny ofiar samobójstw, czyli „dlaczego?”, na które zwykle nigdy już nie znajdujemy odpowiedzi – jakieś odpowiedzi jednak daje.
Dlaczego toksyczna męskość zabija?
Dlatego że od najmłodszych lat słyszą, że nie wolno im płakać. Bo mają „wziąć się w garść” i być twardzi. Przecież w patriarchalnym systemie emocje są oznaką słabości, a słabość to największy grzech w toksycznym męskim świecie. Dlatego nie proszą o pomoc, bo nikt ich tego nie nauczył. Nie chodzą do psychologów, bo facet to nie baba, a mężczyźni mają sobie radzić sami. A kiedy już sobie nie radzą, kiedy stają pod ścianą, najczęściej zbudowaną ze wstydu przed okazaniem się „niemęskim”, przed proszeniem o pomoc, decydują się na krok, który przeczy naszemu naturalnemu instynktowi przetrwania. Bo nie widzą dla siebie już żadnego wyjścia. Oni nie chcą umierać, ale nie potrafią już dalej żyć.
Toksyczna męskość to niestety nie jest „prawdziwa siła”. To klatka zamknięta od wewnątrz. Klucz gdzieś tam jest, ale wielu z nich go nie znajduje, bo nikt im nie powiedział, że mają prawo go szukać. To dlatego tak wielu mężczyzn wpada w depresję, alkoholizm i inne uzależnienia i dlatego tak wielu odbiera sobie życie…
Suicydologia, rozpatrując samobójstwa pod kątem płci, mówi o czymś jeszcze. To kobiety częściej podejmują próby. Mężczyźni robią to rzadziej, ale ich skuteczność jest niestety bardzo wysoka. Dlaczego? Bo mają większe skłonności do agresji, a samobójstwo jest aktem autoagresji. A agresja, co na wielu przykładach pokazuje Liz Plank w swojej książce, staje się jedynym językiem, jakiego mężczyzn nauczono. Smutek, bezsilność, lęk, czułość – są „niemęskie”. Ale złość, gniew, przemoc? One zawsze w męskim świecie były dozwolone, a nawet pożądane.
Toksyczną męskość wyrażaną właśnie w formie agresji widzimy wszędzie, choć jest ona przez nasze społeczeństwa tak zinternalizowana, że wcale w ten sposób nie patrzymy na takie jej przejawy, jak:
- agresywna jazda samochodem,
- przemoc domowa,
- bójki na ulicach i stadionach,
- chamskie i agresywne komentarze w sieci itp.
Czy feminizm ratuje mężczyzn?
Wielu mężczyzn, wychowanych w konfrontacyjnym modelu społecznym, uważa feminizm za jakiś antymęski ruch, który – jak w „Seksmisji” – ma zniszczyć męski świat, którym pragną zwładnąć kobiety. I nic dziwnego, że tak myślą – przecież znają tylko model oparty na władzy tych czy owych. Skoro więc kobiety chcą czegoś więcej, to jak im to damy, zniszczą nasz świat i wezmą go we władanie. W przesyconych patriarchalnym myśleniem zatrutych toksyczną męskością mózgach panów w różnym wieku i o każdym statusie społecznym nie mieści się model, w którym nikt nad nikim nie ma władzy, a ludzie współistnieją i współpracują po to, żeby wszystkim żyło się lepiej.
Kiedy jednak mężczyźni uważają, że równość płci to jakiś oddolny projekt (bunt kobiet), który przynosi korzyść głównie kobietom, prawda, i to poparta licznymi badaniami, jest całkiem inna. To właśnie w krajach uznawanych za najbardziej feministyczne mężczyźni żyją dłużej, zdrowiej i… spokojniej.
Silny mężczyzna to mężczyzna czuły?
Weźmy Islandię, Szwecję czy Norwegię – państwa, które od lat znajdują się w czołówce światowych rankingów równości społecznej (Global Gender Gap Report, World Economic Forum). Co je łączy?
- Urlopy rodzicielskie, z których naprawdę korzystają ojcowie.
- Krótki tydzień pracy i dbałość o work-life balance.
- Otwartość na emocje i terapię – bez wstydu.
- Niższe wskaźniki samobójstw wśród mężczyzn niż w krajach o wysokim poziomie patriarchalnych norm.
W Szwecji mówi się otwarcie, że silny mężczyzna to ten, który potrafi być czuły. W Norwegii chłopcy uczą się od najmłodszych lat, że płacz nie czyni ich słabymi – czyni ich ludźmi.
Nieprzypadkowo właśnie w tych krajach satysfakcja z życia u obu płci jest znacznie wyższa niż np. w Polsce, krajach Bliskiego Wschodu czy Ameryce Łacińskiej, gdzie stereotypy męskości są dużo silniejsze.
Dlaczego tak jest? Dlatego że feministyczne społeczeństwo po prostu pozwala mężczyznom być ludźmi. Nie muszą nikomu niczego udowadniać, a kumpel nie wyśmieje ich, jeśli pójdą na urlop tacierzyński, bo… sami na niego idą. Bo kiedy znika presja bycia „prawdziwym facetem”, pojawia się przestrzeń na bycie sobą. Człowiekiem.
Jak wygląda świat bez dominacji jednej płci?
Zaczęłam od wyjaśnienia patriarchatu, więc kończąc chcę powiedzieć trochę o matriarchacie. Bo tak jak wspomniałam wyżej na temat feminizmu, wiele osób wyobraża sobie system matriarchalny po prostu jako odwrócenie ról – że to kobiety rządzą, a mężczyźni są rządzeni. Tyle że to zafałszowany obraz, bo faktyczne (i wciąż istniejące) społeczności matriarchalne nie są lustrzanym odbiciem patriarchatu. To po prostu zupełnie inny model życia.
Żyjąca w południowo-zachodnich Chinach społeczność Mosuo określana jest często jako jedno z ostatnich matriarchalnych społeczeństw świata. Jak wygląda ten system? Dziedziczenie przebiega tam po linii żeńskiej i to kobiety podejmują decyzje dotyczące domu i gospodarstwa, czyli tak jak w patriarchacie, tyle że następuje zamiana płci. Ale inne jest już podejście do małżeństw, bo funkcjonują tam tzw. „małżeństwa chodzone”, oparte na wolnych związkach i szacunku, a dzieci są wychowywane w rozszerzonych rodzinach, z udziałem wielu dorosłych opiekunów.
Co jest bardzo ważne – w tej strukturze nie ma przymusu dominacji. Tam w ogóle nie chodzi o władzę, tylko o zgodne współistnienie. Jakie to ma skutki? Badania etnograficzne pokazują, że życie Mosuo charakteryzuje się mniejszym poziomem przemocy domowej, większą stabilnością emocjonalną dzieci i wyższym poziomem szczęścia deklarowanym przez dorosłych.
Podobne zjawisko obserwujemy wśród mieszkańców plemienia Minangkabau w Indonezji, które jest największą żyjącą społecznością matrylinearną (dziedziczącą po linii żeńskiej) na świecie. Tam również decyzje rodzinne i społeczne podejmowane są wspólnie, ale rola kobiet nie polega na kontroli, tylko na organizowaniu życia całej wspólnoty.
Te przykłady, jak też podane wcześniej przykłady społeczeństw feminizujących się pokazują, że można inaczej. Że można budować społeczeństwa bez opresji, bez ciągłego mierzenia siły, bez hierarchii, która z góry ustawia jednych nad drugimi. I to nie utopia – to alternatywa, która już działa.
Co możemy zmienić?
Mam nadzieję, że pokazałam Wam, że ten system, w którym wciąż wszyscy żyjemy, nie jest dobry. Dla nikogo. A to, co się dzieje ostatnio – ten wzrost toksycznej męskości, to mnożenie się młodych męskich frustratów, którzy na jakieś życiowe trudności przeszkody reagują przemocowymi komentarzami pod adresem kobiet – tylko pokazuje, że jest coraz gorzej. I to jasne, że patriarchat nie upadnie w jeden dzień. Ale jeśli już dziś są kraje, w których pozornie drobne zmiany równościowe wobec kobiet i mężczyzn przyniosły ogromne i bardzo pozytywne zmiany w jakości życia i jednych, i drugich, to warto przynajmniej zacząć o tym myśleć, rozmawiać i wdrażać świadome zmiany do naszego codziennego życia i kontaktów z innymi.
Bo kropla drąży skałę, więc każde słowo, które wypowiadamy inaczej, każda rozmowa, którą prowadzimy szczerze, każdy artykuł czy post, który otwiera oczy – mają znaczenie. Jako filolożka i niezmordowana obserwatorka języka i jego mocy dodam jeszcze na koniec, że zmiana bardzo często zaczyna się w języku. Bo to właśnie w języku zakorzenione są nasze schematy. To słowami nazywamy nasz świat, nasze emocje i siebie nawzajem. Dlatego to, jak coś opisujemy, w jaki sposób coś komentujemy, jakich słów używamy, kiedy ktoś mówi nam o swoich problemach – to wszystko ma większe znaczenie niż nam się wydaje.
Gdybym chciała to wszystko podsumować krótko, powiedziałabym, że nie chodzi o to, żeby mężczyźni byli mniej męscy, a kobiety bardziej waleczne. Chodzi o to, żeby panie miały takie same prawa, a panowie – żeby nie musieli być bohaterami, samcami alfa, zdobywcami i władcami, tylko po prostu sobą – ludźmi…
[i] Źródło: https://zapobiegajmysamobojstwom.pl/raport-zachowania-samobojcze-2020-2024



Brak komentarzy