Jakie to jest niesamowite, że tlen, bez którego nie moglibyśmy oddychać, w nadmiarze jest toksyczny, a azot, który jest gazem całkiem obojętnym, pozbawiony tlenu, zabiłby nas w zaledwie kilkanaście minut…
Ta myśl, która od jakiegoś czasu krąży mi po głowie, jest chyba taką esencją życia. To nie tylko fakty naukowe, ale też coś, co jest tak głęboko ludzkie. Bo to nie jest tylko chemiczny paradoks, ale pewna metafora – i naszej codzienności, i relacji, naszej pracy, pasji, zdrowia psychicznego, a nawet tego, jak radzimy sobie ze stratą. Bo przecież często jest tak, że to, co nas podtrzymuje przy życiu, może nas też zniszczyć, na przykład nadmierne i niezdrowe jedzenie, i odwrotnie – to, co pozornie wydaje się obojętne, w pewnych okolicznościach potrafi odebrać nam oddech.
W pułapce pozorów
Zastanawiam się, jak często wpadamy w pułapkę różnych pozorów. Jak wiele rzeczy, które wydają się oczywiste, kryje w sobie drugie dno. Jak to, co uważamy za ratunek, może okazać się trucizną, a to, co ignorujemy, ma moc decydowania o naszym losie. To trochę jak z tymi cichymi sygnałami, które wysyła nam nasze ciało, nasza psychika, zanim kryzys uderzy z pełną siłą. Albo z relacjami, które, chociaż przecież niezbędne ludziom do budowania odporności psychicznej, potrafią nas ranić, jeśli nie będziemy potrafili w nich znaleźć równowagi. To, co nas buduje, może nas też zniszczyć, jeśli tylko na dłużej stracimy z oczu delikatną granicę między potrzebą a uzależnieniem albo lękiem, że bez czegoś czy kogoś nie przetrwamy.
Azot. Gdy obojętność dusi…
Ale wróćmy do mojego porównania życia do powietrza… Azot jest gazem obojętnym, nie bierze udziału w żadnych procesach metabolicznych w naszym organizmie. Jego główna rola to po prostu rozcieńczanie tlenu. A jednak stanowi aż 78% atmosfery.
Tylko że gdybyśmy oddychali czystym azotem, to już po chwili w naszych płucach po prostu zabrakłoby miejsca i tlenu, i miejsca na niego. Poczytałam trochę na ten temat i dotarło do mnie, z jakim przerażającym paradoksem mamy w tym przypadku do czynienia. Gdyby w powietrzu zabrakło tlenu, to nasz organizm nie ma takich receptorów, które alarmowałyby o jego braku. Kiedy wzrasta poziom dwutlenku węgla, to czujemy duszność, ale kiedy brakuje najbardziej życiodajnego pierwiastka, nie ma żadnego sygnału alarmowego. Nasz organizm nie ma żadnych mechanizmów obronnych wobec siły gazu, który przecież jest… neutralny.
Kiedy o tym myślę, przypomina to sytuacje, które zdarzają się czasem w relacjach, gdzie pojawia się OBOJĘTNOŚĆ. Taka obojętność to de facto brak relacji. To coś, co prowadzi do „uduszenia” emocjonalnego. I kiedy oddalamy się od bliskich, bo wydaje nam się, że to bezpieczniejsze (dla nich albo dla nas), to pewnego dnia obudzimy się w poczuciu pustki, bez tego tlenu, którym są relacje, obudzimy się w pustce, która może nawet odbierać nam oddech i zdolność funkcjonowania? To dlatego tak często mówi się, że samotność zabija.
Podobnie dzieje się, kiedy w naszej pracy czujemy wypalenie zawodowe, a w realizowanej pasji nagle pojawia się brak celu, a w obu przypadkach – przestajemy się angażować. To prowadzi do stagnacji, która też – tak jak brak relacji – powoli, ale nieubłaganie, odbiera nam radość i sens tego wszystkiego, co robimy.
O zdrowie psychiczne trzeba dbać tak jak o fizyczne
Nie inaczej jest w przypadku zdrowia psychicznego. W minionym tygodniu obchodziliśmy jego światowy dzień i zewsząd bombardowały nas grafiki przypominające, jak ono jest ważne. Ja chcę Wam dzisiaj przypomnieć, że ono jest ważne nie tylko dziesiątego października, ale też jedenastego, dwunastego i trzydziestego. W grudniu, w maju, w poniedziałek, środę, niedzielę i w każdy inny dzień tygodnia, miesiąca, roku i życia.
Wracając do azotu w naszym zdrowiu psychicznym. Jest nim unikanie trudnych emocji, zamiatanie ich pod dywan. Chociaż wydaje nam się, że „tak będzie lepiej”, że brak konfrontacji, kłótni, trudnych rozmów to mniej problemów, czyli właśnie takie „neutralne” podejście, tak naprawdę może ono być (i częściej właśnie jest) bardziej szkodliwe niż zmierzenie się z nimi.
To jest właśnie jak oddychanie czystym azotem – spokój jest tak naprawdę pozorny, bo w rzeczywistości po prostu się wewnętrznie dusimy.
Podobnie w życiu po stracie i wcale nie mówię tu tylko o śmierci, bo poczucie straty i żałobę możemy przeżywać także po związku czy utracie pracy. W takich sytuacjach próba „normalnego” funkcjonowania bez przepracowania żałoby jest niemożliwa – choćby tym przepracowaniem miał być tylko czas, jaki sobie dajemy na jej przeżycie. To też jest jak próba oddychania azotem – bez tlenu, ale też bez bólu, który jest niezbędny do uzdrowienia, nie ma prawdziwego życia. Obojętność, brak konfrontacji, unikanie – to wszystko może być naszym cichym zabójcą.
Tlen. Życiodajny ogień, który może spalić
Z drugiej strony mamy tlen – wszyscy wiemy, nawet jeśli jesteśmy słabo wykształceni, że jest absolutnie niezbędny do życia. Bez niego nie moglibyśmy produkować energii w komórkach, ale w zbyt wysokich stężeniach lub pod zwiększonym ciśnieniem (na przykład podczas nurkowania na dużych głębokościach) tlen jest przecież toksyczny.
To dlatego, że jest bardzo reaktywny. Kiedy jest w powietrzu, zawieszony w neutralnym azocie, jest bardzo stabilny, ale w organizmie może tworzyć reaktywne formy, które już nie tylko miłośnicy kosmetologii znają jako wolne rodniki.
Bo wolne rodniki dotyczą całego organizmu. Powstają w nim ciągle i nawet mamy mechanizmy, które je na bieżąco neutralizują przywracając równowagę. Tylko że… coraz częściej my sami siebie sabotujemy, prowadząc taki styl życia, który totalnie taką równowagę zaburza. Dochodzi do stresu oksydacyjnego. To stan, w którym równowaga między produkcją wolnych rodników a naszą zdolnością do ich neutralizowania zostaje zaburzona.
Wtedy wolne rodniki atakują i uszkadzają kluczowe składniki komórek naszego organizmu. Jeśli miałabym to wyjaśnić obrazowo, pokazałabym Wam jabłko przekrojone na pół kilka godzin wcześniej. W wyniku utleniania (czyli toksycznego działania tlenu na jego komórki) jabłko brązowieje.
Oczywiście, procesy, które rozgrywają się w naszym ciele, są znacznie bardziej złożone, ale zasada jest podobna. Wolne rodniki mogą uszkadzać białka, zmieniając ich funkcje, doprowadzać do jełczenia lipidów (czyli komórek tłuszczowych) w błonach komórkowych i ich niszczenia, a nawet mogą uszkadzać nasze DNA, co jest podłożem wielu chorób, w tym nowotworów.
To nie wszystko. Nadmiar tlenu prowadzi do przyspieszonego „starzenia się” i uszkadzania komórek, a za tym idą choroby neurodegeneracyjne, jak Alzheimer czy choroba Parkinsona, chorób serca… Jako osoba od wielu lat związana z branżą kosmetyczną dodam jeszcze że przyspiesza procesy starzenia się skóry i w ogóle całego organizmu. Tlen jest więc dla nas jak trochę ogień – niezbędny do życia, ale niekontrolowany może spalić i zniszczyć. Albo woda – bez niej szybko byśmy zginęli, a jednocześnie w trakcie powodzi potrafi zabierać nasze mienie i życie,
W poszukiwaniu zdrowej równowagi
I znowu – czy to, co powiedziałam o nadmiarze tlenu, nie jest trochę o tym, jak nasze nadmierne zaangażowanie w pracę, realizację pasji czy nawet relacje, choć początkowo budujące, może nas w końcu wypalić i zniszczyć, jeśli nie znajdziemy zdrowej równowagi?
Albo o czymś, co miało nas wzmocnić, ale staje się źródłem cierpienia, kiedy przekroczymy pewną granicę? W relacjach bliskość, chociaż niezbędna, może przecież stać się toksyczna, jeśli nie postawimy zdrowych granic i nie damy sobie przestrzeni na indywidualność.
W zdrowiu psychicznym mierzenie się z bólem, choć – siłą rzeczy – bolesne, jest niezbędne do uzdrowienia, ale nadmiar tego bólu, bez wsparcia, bez narzędzi do jego przetworzenia, może nas przytłoczyć i spalić, w skrajnych przypadkach zabierając nam chęć do życia.
W żałobie ten ból (jak tlen) jest niezbędny do uzdrowienia, ale bez odpowiedniego wsparcia i przestrzeni na jego przetworzenie może nas pochłonąć, zamieniając się w chroniczne cierpienie.
Równowaga to klucz do życia po tej stronie
Te moje pseudonaukowe rozmyślania o tlenie i azocie (chociaż nie bójcie się – zanim postanowiłam się nimi z Wami podzielić, dokładnie wszystko zweryfikowałam) są dla mnie potężną metaforą życia.
W życiu, podobnie jak w chemii, klucz leży w równowadze i świadomości. Zbyt wiele lub zbyt mało, nawet tego, co wydaje się dobre, może prowadzić do katastrofy. Dlatego warto uczyć się rozpoznawać, co nas buduje, a co niszczy, i dążyć do harmonii. Tylko wtedy będziemy mogli naprawdę oddychać pełną piersią.
Bo życie, jak oddech, to ciągła, delikatna równowaga między tym, co niezbędne, a tym, co potencjalnie niebezpieczne. I tylko świadome zarządzanie tą równowagą pozwala nam w pełni doświadczać i przeżywać każdy moment.
W tym nowym tygodniu po tej stronie zachęcam Was do refleksji nad tym, co w Waszym życiu jest tlenem, a co azotem? I jak dbacie o tę kruchą równowagę między nimi?
Pamiętajcie, że czasem największą siłą jest umiejętność zatrzymania się w pędzie i poszukania balansu, zanim cichy zabójca lub życiodajny ogień zadecydują za nas.
Bo prawdziwa wolność to świadomość, że to my wpływamy na nasz oddech i że to my kontrolujemy nasze życie, nawet jeśli czasem wymyka nam się spod tej kontroli, bo przecież… to przecież jest życie, a nie jakaś symulacja, prawda?
Dobrego tygodnia i oddychajcie pełną piersią!


Brak komentarzy