50 POWODÓW, DLA KTÓRYCH NIE PÓJDĘ NA „50 TWARZY GREYA”

Wczoraj o północy w świdnickim kinie odbyła się premiera „50 twarzy Greya”. Nie wiem, czy kino było pełne, ale domniemam, że tak. Wiem na pewno, że ja na ten akurat film się nie wybiorę, bo jeśli mam napychać kasę producentom i autorce tej szmiry, to wolę wpłacić na jakiś cel dobroczynny. Więcej będzie z tego pożytku. Nie tylko dla mnie. Dlaczego?

Powód pierwszy

Powieść E.L. James to największa chała, jaką zdarzyło mi się w życiu czytać. Doprawdy, ciekawsze bywają niektóre instrukcje kancelaryjne, a bardziej przesiąknięte napięciem seksualnym harlequiny, które z przyjaciółkami podbierałyśmy ich mamie, kiedy ta się onegdaj nimi zaczytywała, więc sprawdzałyśmy o co kaman. Podejrzewam, że i Coelho mógłby być ciekawszy, ale z powodu jego cytatów, którymi niektórzy moi znajomi regularnie zasypują Facebooka, nie odważyłam się na żadną z jego lektur, w obawie przed zaklajstrowaniem mojego mózgu nadmiarem banału.

Ale wróćmy do Greya. Przeczytałam tom pierwszy (ile ich w ogóle jest – nie mam pojęcia). Trochę dlatego że kolega księgarz dał mi takiego właśnie bonusa przy okazji którychś tam zaprzeszłych walentynek, a trochę dlatego że TVN24 czasem miał przerwy na reklamy, więc jak jeździłam na rowerze treningowym, to się momentami nudziłam. „Grey” całkiem nieźle pasował jako kabaretowy przerywnik w poważnych zwykle informacjach z kraju i ze świata. A trochę dlatego, że chciałam WIEDZIEĆ, „o czym marzy dziewczyna, gdy dorastać zaczyna”, jak śpiewała niegdyś Tola Mankiewiczówna w filmie pod znamiennym tytułem „Co mój mąż robi w nocy?” (choć w tym międzywojennym filmie tylko tytuł był znamienny ha ha ha)…

Powód drugi

Seks sam w sobie ma tyle różnych oblicz i daje parom tyle możliwości, że zamiłowanie do BDSM można tylko uznać za skutek poważnych zaburzeń, a związki tego typu – za totalnie toksyczne i na pewno nikt mnie nie przekona, że można na to patrzeć inaczej. Ale też trzeba sobie powiedzieć wprost, że sami miłośnicy tego rodzaju uciech niewątpliwie turlaliby się ze śmiechu czytając sceny z osławionego powieściowego pokoju Christiana Greya. Ja się turlałam, nie będąc miłośniczką BDSM (tzn. jak już zlazłam z rowerka) 😉

Powód trzeci

O książce (znaczy cyklu) E.L. James mówi się, że jest pornografią dla gospodyń domowych. To nieprawda. A niejedna gospodyni domowa pokazałaby Anastasii (dodajmy, że dziewicy) rzeczy, od których samego słuchania pąsowiałaby równie szybko jak mając w pobliżu swojego zboczonego milionera.

Ta powieść nie jest żadną pornografią, a jedynie nudnym, groteskowym romantycznym klasykiem, w którym jest bajecznie bogaty ON i zagubiona w świecie zwyczajna (ale oczywiście mająca w sobie to „coś”) ONA i w którym dla podniesienia sprzedaży wykorzystano pobieżną wiedzę na temat tej części zachowań seksualnych, która dla przeciętnego (a nawet i większości nieprzeciętnego) człowieka jest owiana aurą tajemniczości.

https://www.youtube.com/watch?v=VnTl0GJb2_k

Cóż, autorka najwyraźniej podeszła do sprawy marketingowo i uznała, że tego w literaturze kobiecej jeszcze nie było, a więc wypełniła lukę osiągając rekordy sprzedaży. Kasowy film był tylko kwestią czasu. A ja tego nie kupuję 😉

Powód czwarty

Nie wierzę ani trochę w to, o czym rozpisują się przeróżne portale – że ta chałowata pozycja księgarska zmieniła zamiłowanie do pozycji „po bożemu”,powszechne w większości polskich alków, i że nagle wszystkie rzeczone gospodynie domowe zaczęły „nałazić” na swoich gospodarzy, jak Handzia na kontuzjowanego z powodu podglądania „uczycielki” Kaziuka w „Konopielce”. Po pierwsze, dlatego że one to już dawno potrafią, tylko im się nie chce, bo gospodarz albo niedomyty, albo jest na bani, a w najlepszym razie mecz ogląda. Po drugie, dlatego że nie przypomina on fantastycznie ubranego i nieziemsko przystojnego Christiana Greya, więc lepiej gospodyni zgasić światło, wskoczyć pod kołdrę i wrócić do pozycji pierwotnej. Po trzecie wreszcie – same gospodynie nie są niewinną, ciekawą świata Anastasią, tylko matkami i żonami, zmęczonymi obsługą dzieci i całego ogniska domowego. Czasem z nadwagą. Ale też z dużą wiedzą seksualną, tylko często grunt jest niepodatny, by tę wiedzę wykorzystywać w praktyce.

Co mogło tu zmienić „50 twarzy Greya”, to to, że może te gospodynie zaczęły się krytyczniej przyglądać swoim gospodarzom, alkowom i sobie samym i może nawet masowo ruszyły na zumby, siłownie itd., by zwiększyć swoje potencjalne szanse u tych potencjalnych gospodarzy, którym się chce trochę więcej od życia niż tym, co po pracy zasiadają z pilotem przed telewizorem. I to się akurat chwali 🙂

Powód piąty, szósty… i pięćdziesiąty

Qrczę, są lepsze rzeczy do czytania w mojej nowej sypialni, jak już ją wreszcie uruchomię. I lepsze filmy do oglądania w moim nowym salonie. I ciekawsze, świetnie wyreżyserowane i genialnie zagrane erotyki niż to, co dziś oficjalnie wchodzi na ekrany polskich kin.