WIELKI TYDZIEŃ W NIEWIELKIEJ PIGUŁCE

piątek, 3 kwietnia, 2015 0 0

Wielki Tydzień zaczął się płomiennie – od ognia, a skończy zapewne zimnym prysznicem w śnieżny lany poniedziałek. Pomiędzy jednym a drugim, dosłownie w kilka dni, życie zamknęło się jak w niewielkiej pigułce pokazując wszystkie swoje możliwe barwy. To jest naprawdę dziwny tydzień. Taki jak pogoda – pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. W jednej chwili rozpętuje się zawierucha, a potem na niebie jaśnieje podwójna tęcza. Wysiadasz z samochodu pod szpitalem i świeci piękne słońce. Wracasz i sypie grad. I czy to nie jest jak w życiu?

Moje ciepłe, przyjazne, wyremontowane mieszkanie przypomniało po pożarze w piwnicy, jakie było kiedyś. Wymiana instalacji gazowej okazała się nie taką prostą sprawą. Chociaż trzeba przyznać, że i tak mieliśmy sporo szczęścia, bo da się to zrobić bez zbędnych formalności.

Trzeba było jednak znów opracować grafik koczownika, żeby móc normalnie funkcjonować. Mycie u mamy, jedzenie na mieście lub u mamy. Zafunkcjonowało.

I w tym momencie moja córka, od tygodnia chorująca na grypę, po tym, jak zrobiła kilka pisanek, postanowiła zażyć jeszcze przed świętami szpitalnego spa, wcześniej fundując mi wizytę na pogotowiu w środku nieprawdopodobnie wietrznej nocy.

11094680_918460148198625_5050665781186210436_nBył 1 kwietnia, prima aprilis, a ja naprawdę czułam się, jakby ktoś robił mi wredny żart. Siedziałam tak w szpitalu, rozmyślając nad tym wszystkim, gdy nagle usłyszałam, jak moje dziecko w rękach pielęgniarek usiłujących pobrać krew z zapadniętych żył zażartowało, że jej żyły zrobiły primaaprilisowy żart 😉 To mnie otrzeźwiło.

Skoro nastolatka, umordowana chorobą, odwodniona, z wybroczynami wokół oczu od wymiotów, wyglądająca jak żywy trup potrafi jeszcze żartować z całej sytuacji, to czy ja mogę się czymkolwiek martwić?!

Gaz przecież wróci. Panowie wymieniają instalację i choć idzie im to jak krew z nosa, w końcu sfinalizują sprawę. Córka przecież też wróci. Jest nadzieja, że nawet jutro, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Święta spędzimy wyjątkowo u babci, bo zawsze jest odwrotnie, co z kolei powoduje, że babcia promienieje, bo mimo że i u nas nikt jej tego nie zabraniał i zawsze pomagała, tym razem robi wszystko sama, u siebie, po swojemu. Szczęśliwa, że to ona tym razem zaprasza.

Wszystko jest po coś, jak pisałam ostatnio. Jeszcze nie potrafię nazwać tego „wszystkiego”. Ale wiem, że po coś jest. To i każda inna rzecz, jaka przydarzyła mi się w tym wielkim tygodniu. Bo było ich jeszcze kilka. Zaskakujących. Nieoczekiwanych. Czasem dziwnych. Są po coś. Oby wystarczyło mi życia, by dowiedzieć, się po co.

 

Komentarze

komentarz

Brak komentarzy

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *