Codziennie w mediach społecznościowych wyświetlają mi się propozycje kursów tego, kursów tamtego, webinarów o tym, jak sprzedawać nie mając co sprzedawać, jak zostać milionerem dzięki sztucznej inteligencji, jak w trzy miesiące zrzucić 10 kilo, jak pisać skuteczne posty do social mediów, jak się modnie ubierać, jak ładnie mówić, jak pisać książki, jak czytać 10 książek w tygodniu, czego nie jeść, żeby schudnąć, co jeść, żeby przytyć, jak spać, chodzić, siedzieć, leżeć, sikać, uprawiać seks… I myślę sobie… że Internet i media społecznościowe uczyniły z nas nieoczekiwanie społeczeństwo domorosłych ekspertów z jednej strony i społeczeństwo pozornie inteligentnych debili z drugiej, którzy za takie rady, szkolenia i kursy są w stanie nawet płacić.
Fake it ‘till you make it!
Ta pierwsza grupa też jest zróżnicowana, bo nie chcę generalizować i od razu powiem, że jest w niej wiele osób wartościowych, które naprawdę osiągnęły sukces w swojej dziedzinie i mogą oraz chcą się podzielić z innymi swoją wiedzą, doświadczeniem, pomysłami. Chociaż prawda jest taka, że prawdziwa wiedza i doświadczenie nie musi się lansować w internetach.
Ale… mimo wszystko, oddajmy tym internetowym, że faktycznie TO COŚ mają. Poznacie ich po tym, że albo udostępniają swoje treści bezpłatnie, albo – jeśli zbudowali markę osobistą i ogromne zasięgi, to ludzie płacą im po prostu za tę markę i za wiedzę, która nie jest powszechna. Ale cała pozostała reszta – nie ma się co oszukiwać – robi to, bo po prostu chce osiągnąć korzyści finansowe, najczęściej nie będąc ekspertem wcale albo będąc nim tylko we własnym mniemaniu.
A że Internet i media społecznościowe przyjmą dzisiaj wszystko, poza nagością i ściśle określonymi niedozwolonymi treściami, to YOLO! Publikują jak opętani wierząc w zasadę „fake it, ‘till you make it”, czyli „udawaj, że się uda [aż się uda]”. To angielski aforyzm, który opisuje sytuację, w której ktoś udający pewność siebie, posiadanie kompetencji i regularnie to manifestujący (czy też dzisiaj upubliczniający, bo aforyzm jest starszy niż ja, na pewno sprzed 1973 roku[i]) tę swoją „wiedzę”, „doświadczenie” i „kompetencje”, może realizować swoje cele.
Fake it!
„30 dni do bikini”? Proszę bardzo! Jedyne 49,99 zł.
„5 tygodni do zapięcia guzika od spodni”? Nie ma sprawy! Tylko 5 zł za jeden tydzień.
„3 miesiące i będziesz liczył pierwsze tysiące”. Kupuj szybko. Dzisiaj za jedyne 199,99 zł.
„Jak zarabiać na życie leżąc na plaży w San Pedro?” Już dziś zapisz się na bezpłatny webinar.
„W dwie godziny pokażę Ci, jak zapewnić dobrobyt Twój i Twojej rodziny”. Pobierz e-booka. Tylko dwie godziny czytania! Dziś w promocyjnej cenie 39 zł. Cena regularna 339 zł. Nie przegap takiej okazji!
„Co jeść na płaski brzuch? 105 porad eksperta”. Zapisz się do newslettera, a otrzymasz bezpłatnego e-booka.
Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Obserwuję to wszystko od pewnego czasu, a im bardziej obserwuję, tym bardziej, rzecz jasna – dzięki ciasteczkom – jestem atakowana podobnymi reklamami, postami sponsorowanymi, linkami sponsorowanymi w Google i pewnie na wiele innych sposobów, których nie zauważam, bo w niektórych miejscach w sieci mnie po prostu nie ma albo patrząc na ekran skupiam się na czymś innym.
Untill you make it!
I zastanawiam się, czy jest tak, dlatego że staliśmy się społeczeństwem, które zna się dosłownie na wszystkim, czy przeciwnie – nie znamy się kompletnie na niczym, nie mamy własnego zdania na żaden temat i do niczego nie potrafimy dojść sami bez tutoriali, tipów, kursów, poradników, podpowiedzi „ekspertów” i stąd właśnie taki ich ogromny wysyp. Bo w końcu to popyt napędza podaż. Czy może nie?
Czy może jest jeszcze gorzej, czyli ktoś się czegoś nauczył, ma tupet/parcie na szkło/żądzę pieniądza, więc wywołuje potrzebę i wmawia innym, że to jest też ich potrzeba, którą koniecznie muszą zaspokoić? Za jedyne 9,99 zł!
Czy może po prostu jeszcze bardziej cynicznie – taki jeden czy taka jedna sprawdza, czego ludzie najczęściej szukają w wyszukiwarkach i – tadam! – ogłasza, że ma rozwiązanie Twojego problemu!
Miejsce w szeregu
Żeby było jasne – nie mam nic przeciwko tipom, poradom, a nawet sama nie raz brałam udział w kursach, webinarach, szkoleniach i przez całe życie chętnie korzystam z wiedzy i doświadczenia osób, które w jakiejś dziedzinie są mądrzejsze ode mnie. Ale znam swoje miejsce w szeregu.
I chociaż napisałam w życiu tysiące artykułów na przeróżne tematy, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, jak dobry był mój warsztat dziennikarski, jak dobre miałam tzw. dziennikarskie pióro, ile naprawdę świetnych artykułów (ale też dziennikarzy) wyszło spod mojej ręki i jak dużą mam wiedzę na ten temat, to nigdy nie przyszło mi do głowy napisać o tym płatnego e-booka czy organizować kurs online za 29,99 zł. Dlaczego? Dlatego że wiem, że są lepsi i mądrzejsi ode mnie (włącznie z tymi dziennikarzami, którzy wyszli spod mojej ręki). I to oni mają prawo dzielić się tak wiedzą, a nie ja.
Dokładnie tak samo jest z copywritingiem, w którym jak widzę artykuły czy posty, które wiem, że są wygenerowane przez sztuczną inteligencję i nawet niemuśnięte ludzką ręką, to też widzę swoją przewagę. Bo dla mnie AI, którą – żeby nie było – jestem równie mocno zafascynowana jak większość światłego świata i z której też korzystam, to jednak tylko narzędzie pomocnicze, researcher, który jest o niebo szybszy niż ja, ale który nie widzi niuansów, nie zadaje dodatkowych pytań, pisze w punktach, nie bawi się w grę słów, nie wgryza się w marki i ich produkty, nie „czuje klimatu” i nie wymyśla kreatywnych tytułów.
A jednak – chociaż wiem, jak pracuję, jakie mam doświadczenie i świadomie widzę siebie w porównaniu z innymi, też nie odważyłabym się „sprzedawać” tej wiedzy i doświadczenia innym. Nie dlatego, że nie chcę się tym dzielić, bo to jakaś „wiedza tajemna”. Ale dlatego, że są w tym też lepsi ode mnie i dlatego, że dobry copywriter wie, że choć pisanie to umiejętność, którą można sobie wyćwiczyć, to jednak pisanie z tak zwanym polotem, wszechstronność tematyczna, zanurzanie się w temacie, zatapianie w języku, gry słowne, niedopowiedzenia czy przeciwnie – dopowiedzenia jest darem, talentem. I tego absolutnie nie da się wyćwiczyć ani wyuczyć. Tak jak ja nigdy nie będę dobrym matematykiem, tak też ktoś, kto nie ma wrodzonego daru pisania i słuchu do języka, nigdy nie będzie dobrym autorem tekstów. Dla mnie to bezdyskusyjne.
Kto mi kupi kawę? ☕️
Ale, moi drodzy, w końcu fake it, ‘till you make it! Jest więc coś, co i ja, mogę i nawet chcę Wam sprzedać, bo ja też, na tej fali samozwańczych ekspertów od różnych rzeczy, mam ochotę podzielić się z kimś swoją wiedzą i doświadczeniem. I oczywiście na tym zarobić! Oferuję Wam zatem kurs kursowania przez życie. To bezpłatny e-book, który zamierzam napisać wspólnie z Wami – Wy będziecie mi zadawać życiowe pytania, prosić o porady, tipy itp., a ja poszukując odpowiedzi i zapisując je, będę tworzyć ten wyjątkowy poradnik. Skoro bezpłatny, to jak na tym zarobię? To proste. Zbierając od Was pytania będę gromadzić Wasze dane, np. adresy mailowe, i albo od razu, albo po jakimś czasie wykorzystam je, oferując Wam coś absolutnie wyjątkowego, wykreuję potrzebę, która będzie też Waszą potrzebą, tak wielką, że obojętnie, czy 9,99 zł, czy 599 zł, ale będziecie chcieli zapłacić za tej potrzeby zaspokojenie.
Oczywiście, to żart. Nie zamierzam pisać żadnego poradnika, zwłaszcza o życiu i kursowaniu przez nie, bo absolutnie nie czuję się kompetentna. Chociaż na tym blogu zdarzyło mi się napisać trochę zaobserwowanych i doświadczonych prawd o życiu. Na przykłada taką, że jest tylko jedno albo taką, że nikt naszego życia nie przeżyje za nas, więc jebać ich oceny i opinie… Włącznie z tą moją oceną i opinią na temat samozwańczych ekspertów 😅
Ale pisząc ten felieton, miałam naprawdę niezły fun. A jeśli Wy też, to może faktycznie zechcecie kupić mi kawę (tak robią przeróżni eksperci, więc się uczę 😎). Specjalnie przeszłam całą procedurę na buycoffe.to, gdzie nie można wpisać daty ważności dowodu osobistego, tylko trzeba się przeklikać przez wszystkie lata od urodzenia, więc doceńcie to, że musiałam wyklikać aż 50 lat! 🤣
Poniżej link do kawy. To oczywiście też dla żartu. Najlepsza kawa to ta wypijana z przyjaciółmi w kawiarni albo z Olą w domu, z ekspresu kupionego wiele lat temu z dotacji na założenie firmy Fabryka Słowa, którą mam szczęście prowadzić do dzisiaj.
Ale no… słowo się rzekło, więc link jest https://buycoffee.to/anitaodachowska Need coffee ☕️ 🤣🤣🤣
[i] Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Fake_it_till_you_make_it (dostęp: 9.08.2023)
Brak komentarzy