Kasia i Julia, dwie pierwsze rozmówczynie podcastu „Po tej stronie”, to kobiety, których mężowie są ofiarami śmierci samobójczej. Dwie historie – wydawałoby się – tak różne, a jednak o tym samym i z tym samym pytaniem, które już do końca życia będzie brzmieć w ich głowach. Będzie się zacierać, będzie coraz cichsze, będzie się zsuwać do coraz odleglejszych zakątków pamięci, jak do najgłębszej studni. Ale jak z tej studni – czasem, wywołane jakimś wspomnieniem, zadudni trochę głośniej, a czasem odbije się echem. To pytanie brzmi: „Dlaczego?” Zawsze takie samo. Zadają je sobie wszystkie żony samobójców.
Piętno samobójcy
Wiem, że określenie „żony samobójców” ma nieco pejoratywny wydźwięk, jednak świadomie go używam, żeby rzucić jak najmocniejsze światło na ten problem. Bo że jest to problem, nie mam wątpliwości. Sam fakt, że mężowie tych kobiet targnęli się na własne życie, już sprawia, że – zwłaszcza w mniejszych miejscowościach – są one często w jakiś sposób napiętnowane, uważane za winne co najmniej tego, że nie zapobiegły tej śmierci, a często – wręcz o nią obwiniane. Kilkakrotnie czytałam wypowiedzi żon samobójców, właśnie tych ze wsi i małych miast, że stawały się automatycznie takim trochę… lokalnym „zjawiskiem”. Śmierć samobójcza, jakkolwiek dla bliskich ofiary to niewyobrażalna tragedia, jest – jak by nie patrzeć – również pewną sensacją. I nie ma tu znaczenia, czy są to czasy Internetu i błyskawicznego obiegu informacji, czy byłyby to czasy średniowiecza. Tak po prostu odbiera to społeczeństwo.
Kasia i Julia, ja sama, ale też kilka innych kobiet, których historie (oprócz wielu innych) znajdą się w mojej książce, to żywe przykłady na to, że wciąż jeszcze, w XXI wieku, w świecie – wydawałoby się – cywilizacyjnie i społecznie coraz bardziej rozwiniętym istnieje coś takiego, co nazywa się piętnem samobójcy. Ono odciska się na całej rodzinie. Na żonie zmarłego. Na dzieciach. Na ich dalszym życiu.
Religie wobec śmierci samobójczej
Nie wzięło się to znikąd. Większość religii uważa samobójstwo za zbrodnię przeciwko własnemu życiu, mówiąc często wprost o morderstwie. W prawosławiu, judaizmie, islamie, buddyzmie odbieranie sobie życia jest surowo zakazane[i].
Stanowisko najbliższego Polakom kościoła katolickiego w tej kwestii jest podobne i niezmienne od tysiącleci: „Samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. Jest także zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania. Samobójstwo sprzeciwia się miłości Boga żywego”[ii].
Z tego powodu akt odebrania sobie życia jest w Kościele katolickim grzechem ciężkim, który poprzez wieki automatycznie skazywał samobójcę na wieczne potępienie. To dlatego dawniej ofiary zamachów samobójczych nie tylko nie mogły mieć chrześcijańskiego pochówku, ale też były grzebane poza murami miast lub w wydzielonych miejscach, w najodleglejszych zakątkach cmentarzy[iii].
Co prawda, minęły już czasy, gdy duchowni katoliccy (nie wiem, jak jest w innych wyznaniach) odmawiali rodzinom ofiar samobójstw pochówku, a narracja kościoła nieco w tym aspekcie złagodniała do zawartego również w katechizmie stwierdzenia, że „ciężkie zaburzenia psychiczne, strach lub poważna obawa przed próbą, cierpieniem lub torturami mogą zmniejszyć odpowiedzialność samobójcy”[iv]. „Decyzję”, co zrobić z takim grzesznikiem duchowni pozostawiają w ten sposób swojemu Bogu. Sami nigdy nie spojrzą na samobójców przychylnie.
Nic dziwnego, że przekazywany z pokolenia na pokolenie odbiór społeczny takich tragicznych wydarzeń wciąż bywa zaburzony, a żony ofiar samobójstw (ale też rodzice czy dzieci) bywają – jak już wspomniałam – ofiarami tego odbioru.
Żony samobójców
Samobójczy zamach mojego męża, który zakończył się jego śmiercią, był dla mnie szokiem i traumą, takimi samymi, o jakich opowiadają w podcaście Kasia i Julia. Wiem, jak trudno jest o tym mówić, jak trudno czasem wypowiedzieć TO na głos. Kiedy już zaczęłam przygotowywać plan podcastu i listę rozmówców, a szczególnie po pierwszej rozmowie z Kasią, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak jest. Dlaczego na pytanie „co się stało”, które ktoś mi zadawał na wiadomość o śmierci mojego męża, nie mogłam po prostu powiedzieć: „mój mąż odebrał sobie życie”.
A nie mogłam. Nie potrafiłam. Obawiałam się, jak to zostanie przyjęte. A przecież kiedy ktoś umiera na raka, to po prostu o tym mówimy. Kiedy ktoś dostaje wylewu, zawału, ginie w wypadku, to nawet jeśli sam go spowodował i zginęły w nim inne osoby – też mówimy, że zginął w wypadku. Ale kiedy osoba, która (dziś dzięki książce Halszki Witkowskiej „Życie mimo wszystko” i zagłębieniu się w tematykę suicydologii, już to wiem) zmaga się z czymś strasznym, dla większości ludzi niewyobrażalnym, tkwi w mroku, z którego nie znajduje innego wyjścia, jak pogrążyć się w jeszcze większym mroku, to nie potrafimy o tym mówić.
Tym bardziej jestem wdzięczna Kasi i Julii, i wszystkim kobietom z mojej grupy wdów na Facebooku, które straciły mężów w ten sposób, że zgłosiły się i zechciały mi o tym napisać albo opowiedzieć.
Słuchając historii Kasi i Julii – tak różnych, choć mężowie obu z nich odeszli w ten sam sposób, można czasem wprost, a czasem między wierszami – usłyszeć, jak to jest być wdową po samobójcy, żoną samobójcy, z czym te kobiety się zmagały, zmagają i z czym jeszcze będą zmagać.
Kasia, już dojrzała, bo blisko 40-letnia, choć powoli buduje swoje życie z synem na nowo, wciąż żyje w przekonaniu, że nigdy nie pozbędzie się wyrzutów sumienia, choć z drugiej strony – jako osoba bardzo racjonalna i pragmatycznie podchodząca do wszystkiego – doskonale wie, że nie powinna ich mieć.
Dziś 26-letnia Julia przez lata nie mogła zerwać więzi z dopiero co poślubionym mężem, którą podtrzymywała pisząc do niego pośmiertne listy. Napisała ich około trzystu. List, który czyta na końcu odcinka, mógłby poruszyć skałę.
Julia, która owdowiała mając zaledwie 21 lat, nie zdążyła mieć dziecka ze swoim mężem. Kasia dziecko ma, co sprawia, że z jednej strony ma żywą motywację do tego, żeby budować to nowe, inne życie, ale z drugiej – rozmowy z synem o śmierci taty są dla niej dużym obciążeniem. I obawy – jak syn będzie to odbierał, gdy już dorośnie.
I Kasia, i Julia doświadczyły oceny ze strony otoczenia, słyszały na swój temat plotki, a ich kontakty z rodzinami mężów w najlepszym wypadku są poprawne.
I obie już zawsze, do końca swojego życia, będą zadawać sobie pytanie: „dlaczego?” Może z roku na rok będzie brzmiało coraz ciszej. Ale nigdy nie zniknie…
[i] Mencel P., Stanowisko religii wobec samobójstwa, online: https://repozytorium.uni.wroc.pl/Content/121549/PDF/04_Mencel_Stanowisko_religii_wobec_samobojstwa.pdf, dostęp: 25.01.2024
[ii] Katechizm Kościoła katolickiego, nr 2281 (cyt. za: o. Mateusz Przanowski, „Nie udawać Boga”, online: https://wdrodze.pl/article/nie-udawac-boga/, dostęp: 25.01.2024
[iii] Stokłosa M., Prawo do katolickiego pogrzebu w niektórych wyjątkowych okolicznościach, Prawo Kanoniczne: kwartalnik prawno-historyczny 53/3-4, 83-111, 2010, s. 90, online: https://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.ojs-doi-10_21697_pk_2010_53_3-4_04/c/4636-4192.pdf, dostęp: 25.01.2024
[iv] Katechizm Kościoła katolickiego, nr 2282 (cyt. za: o. Mateusz Przanowski, „Nie udawać Boga”, online: https://wdrodze.pl/article/nie-udawac-boga/, dostęp: 25.01.2024
Brak komentarzy