Skip to content

Stan zamrożenia

zmarznięte, uschnięte, rdzawe paprocie w arboretum w Wojsławicach

Świat ludzi i zwierząt ma wiele wspólnego. Ssaki, takie jak koty czy psy, mają charaktery, humory, ulubione rzeczy, swoje zwyczaje. I ludzie też. Są na to i dowody, i badania. Nigdy jednak nie myślałam, że także świat roślin i ludzi ma wiele wspólnego. Aż do ostatniej wizyty w arboretum w Wojsławicach.

Wojsławickie arboretum odwiedzam niemal co roku, odkąd w latach 90. XX wieku odkryłam to miejsce. Po niespełna godzinie niespiesznej drogi autem ode mnie wkraczam w inny świat, gdzie czas się zatrzymuje i gdzie – o dziwo! – nawet tłumy mi nie przeszkadzają, bo teren jest tak ogromny, że właściwie tylko przy wejściu jest ciasno. A dalej – dalej jestem już tylko ja i moi towarzysze tej relaksacyjnej podróży. I wszechobecne rośliny. Niektóre tak piękne, że nie mogę oprzeć się przed robieniem zdjęć. W tym roku było inaczej. Trochę smutno i bardziej refleksyjnie niż zwykle.

Arboretum straciło kolory

W tym roku arboretum straciło kolory. Choć zieleni nie brakowało, to poza nią krajobraz zdominowały przygnębiająca szarość, rdza i brąz. Pousychane, smutne liście, przerażająco obumarłe kwiaty, zduszone w zarodku owoce, które nigdy nie dojrzeją. Mieszkające tam ptaki ze wszystkich sił próbowały przyćmić swoim pięknym śpiewem obraz, który jest skutkiem tego, co wydarzyło się nie tylko w Wojsławicach, ale chyba w całej Polsce. W tym roku cała przyroda jest jak wcześniak, który trochę się pośpieszył na ten świat. 

Śmierć za życia

Przedwczesna wegetacja wszystkich roślin spowodowała, że coś, co w kwietniu jest normalne, czyli przymrozki, zniweczyło szansę wielu drzew, krzewów i kwiatów i innych podobnych na normalne życie w tym roku. Przepiękne magnolie i azalie poumierały, zanim na dobre tej wiosny ożyły. Hortensje, które są znane z tego, że potrafią przetrwać mrozy, wzięte z zaskoczenia, tych nie przetrwały. Martwe kwiaty, martwe liście, śmierć za życia. Wojsławicki czereśniowy sad, w którym rosną setki drzew, a czereśnie można z nich zrywać do woli i za darmo, w tym roku nie wyda owoców. Przykłady można mnożyć. Ale w tym smutnym obrazie tegorocznej przyrody zauważyłam coś pięknego.

Życie, mimo śmierci

To ta magnolia i tamta azalia, które niemal całe obumarły, ale gdzieś w głębi dostrzegłam jedną gałąź, która się zieleni, a kwiaty pięknie kwitną. To ta hortensja, która – mimo że sąsiadki nie dały rady – jest zielona, więc jest szansa, że wkrótce zakwitnie. To ta jedna mała gałązka orzecha włoskiego, który w czasie przymrozków totalnie zmarzł, śmiało wypuszczająca liście, pokazująca, że drzewo wciąż żyje.

Wielka wola życia

I coś jeszcze, co sprawiło, że pomyślałam o podobieństwie roślin i ludzi. Że wśród roślin tego samego gatunku jedne uległy siłom przyrody i wprowadzone w stan zamrożenia przestały walczyć, ale inne – choć pokaleczone, a czasem jak ten orzech włoski niemal doszczętnie zniszczone, nie poddają się i wracają do życia, mimo wszystko. Tak jak my, ludzie. Czasem i nas dotknie „stan zamrożenia”. Może to być życiowa tragedia. Może to być ciężka choroba – fizyczna albo psychiczna. Może to być natłok problemów, z którymi sobie nie umiemy poradzić. I wielu z nas – tak jak te wojsławickie (i nie tylko) rośliny w tym roku – podda się. Może spróbuje przeczekać. Może całkiem zrezygnują. Ale część – wykorzysta tę chwilową trudność, żeby się zbudować na nowo. Niemal każdy z nas przynajmniej raz w życiu doświadcza stanu zamrożenia. Wielką życiową sztuką jest wykorzystać ten stan, żeby się odrodzić. Bo przecież tak rośliny, jak i my – mamy to życie tylko jedno.

Brak komentarzy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnij ten wpis: