PARKING W RYNKU? JESTEM NA TAK! ;)

Niedziela Palmowa. Niedziela handlowa. I Rynek ciut mniej dziś niedzielny. Ludzie, którzy nie znajdują w tygodniu czasu na różne zakupy, a otwarte cały tydzień markety i galeria im nie wystarczają, wpadli zajrzeć do sklepów. Ale szału nie ma. Tłumów nie widzę. Mimo że strefa parkowania dziś nieczynna i można parkować bez płacenia. I mimo że ludzie mają czas wolny. Zastanawiam się więc, gdzie jest to kupieckie eldorado, zakłócane ponoć przez płatne parkowanie? Tymczasem z magistratu płyną kolejne wieści o ułatwieniach dla środowisk kupieckich z centrum miasta. Władza zastanawia się, czy w okresie jesienno-zimowym nie otworzyć Rynku dla kierowców… I ja mówię: TAK!

Wreszcie, zgodnie z sugestią pani doktor, mojej sąsiadki z góry, zamurujemy tylne drzwi. Bo latem można się przejść dookoła, a zimą – będziemy mieć parking od frontu 😉 Nareszcie nie będę krążyć dookoła Rynku, żeby znaleźć miejsce do parkowania, tylko sobie elegancko zaparkuję pod balkonem i nie będę daleko zakupów dźwigać. Nareszcie moja córka przestanie mieć kompleksy, że jej pokój ma widok na parking. Bo i z salonu będzie taki widok, i z mojej sypialni. Cudownie!

Będzie jak w Rynku w Dzierżoniowie, który niedawno po dłuższym pobycie opuściłam. I dzierżoniowianie już nie będą musieli przyjeżdżać do nas szukać rynkowej atmosfery, bo będą mieli taką samą u siebie. Świątek, piątek czy niedziela, bez względu na to, czy jest wiosna, czy jesień, lato czy zima, widzę rodziców z małymi dziećmi spacerujących sobie świdnickim Rynkiem, zaglądających na wystawy, przysiadających na ławeczkach, dzieci karmią albo ganiają gołębie, mamy dzielą się doświadczeniami, babcie plotkują albo narzekają na pogodę. Nawet jeśli ogródki są nieczynne. I tak w kółko. Nuda! Może więc tylko cieszyć, że nowa władza chce nam te spacery urozmaicić. Dzieci, zamiast ganiać gołębie, będą uciekać przed samochodami, mamy lawirować z wózkami między zaparkowanymi autami, a dziadkowie i babcie siedzący na ławeczkach – doszkalać się w nowych markach samochodów. Bo co tak tylko ciągle będą się na kamienice i wieżę gapić? Jest XXI wiek! Czas nim wjechać do Rynku.

A że przy tym straci on cały klimat? Że ten klimat to nie tylko ogródki wiosną i latem, ale sam Rynek – o każdej porze roku? Że wymagało kilku lat, aby świdniczanie przyzwyczaili się, że główny plac miasta jest jednocześnie miejskim deptakiem, takim jak we Wrocławiu, Krakowie czy jak Piotrkowska w Łodzi, na którą też nie wolno wjeżdżać? No to co? Dla średnio paru złotych dziennie więcej zostawionych w tym czy owym sklepie – warto. W końcu środowiska kupieckie są ważne. Tyle że każdego dnia Rynkiem przechodzą setki świdniczan i przyjezdnych. Mimo że muszą zostawić samochód poza nim albo dojechać autobusem. Czy będzie ich więcej, jeśli będą mogli zaparkować w Rynku? Raczej mniej, bo i mniej przyjemnie będzie tam bywać.

I znów mamy kolejną rzecz, która wymagała kilku lat pracy, a którą ma się zakusy skreślić jednym pociągnięciem kopiowego ołówka (że zapożyczę od mojego kolegi Tetryka gadżet świetnie charakteryzujący osobowość jednego z coraz liczniejszych doradców nowej władzy). I znów, jeśli ten zamysł zostanie wprowadzony w życie, mamy kolejną rzecz, dzięki której Świdnica ze z trudem wypracowanej rangi miasta europejskiego będzie znów prowincjonalnym małym miasteczkiem, jakich wiele na Dolnym Śląsku. I znów – wzorem kabareciarza (bo mówiłam, że będzie śmiesznie) Grzegorza Halamy – chciałoby się zaśpiewać: „Ja wiedziałam, że tak będzie. Ja wiedziałam”. Zresztą te działania są równie absurdalne, jak tekst tej piosenki 😉

Mam jeszcze jedną propozycję dla nowej władzy – zburzcie wieżę. Tam też kiedyś ludzie parkowali. Wtedy już naprawdę będzie jak dawniej 😉

Foto „podkradłam” z portalu www.mojemiasto.swidnica.pl. Autor nieznany

NIM W KOŁOWROTKU PĘKNIE NIĆ…

Znacie te piosenki, które przyczepiają się rano i nawet jeśli Was wkurzają (albo wręcz wqr…), to jednak tkwią w tej głowie i zatykanie uszu, łomotanie się w czoło czy nawet walenie głową w mur nie pozwala się tej melodii wyzbyć. Tak dziś właśnie było ze mną. Piosenka jednak była z gatunku tych, które lubię. A nawet takich, które towarzyszą mi od kilku lat jako tzw. przypominacz. Przypomina mi o tym, że… życie przecież po to jest, żeby pożyć, nim w kołowrotku pęknie nić… Wiecie już, co to za piosenka?

A było z nią tak. W południe pojechałam z córką do galerii, bo wreszcie udało mi się ją namówić do zakupu ciepłej czapki, szalika i rękawiczek. Z ubiegłorocznych wyrosła, a na polski biegun zimna przecież jedziemy 😉 Dawno nie wjeżdżałam na parking na dachu, ale tym razem chciałam sobie ułatwić życie. I przyspieszyć sprawę. Ale słabo to szło już od początku. Od ruchomej platformy, którą ja zawsze – bez względu na to, czy w górę, czy w dół – zawsze raźno maszeruję. Nie dało się. Przed nami ojciec z córką. Stali z butami przyklejonymi do platformy i łokciami opartymi na poręczy, jakby ich ktoś zamroził w zabawie w „skałę”. Pamiętacie taką? 😉 I żeby jeszcze ze sobą rozmawiali. Nie! Stali tak po prostu. Jak zwykle, z moim dzieckiem, wymieniłyśmy między sobą kilka kąśliwych uwag na ten temat, ale… chcąc nie chcąc, też stałyśmy jak zamurowane 😉

W takich sytuacjach od razu mam nerwa. Jak to? Jak można się tak nie spieszyć? Jak można tak tracić czas stojąc na platformie, która zjeżdża około minuty, ale mnie się wtedy wydaje, że to wieczność…

Ale Anna Maria mi tu śpiewa: „Niech ktoś zatrzyma wreszcie czas, ja wysiadam…”

Podobnie kiedy jadę gdzieś samochodem i „ten przede mną” nie umie jechać 😉 Oczywiście to moje mniemanie, bo w jego własnym – pewnie umie 😀 Dziś w drodze do Wrocławia jakieś 91813297487652 razy złapałam nerwa, bo ten przecież jedzie za wolno, a tamten „bez sensu”… A potem miałam nerwa na siebie, bo nie trafiłam od razu tam, dokąd miałam trafić. I się spóźniałam na spotkanie ze znajomymi…

I znów Anna Maria wibruje mi w uszach: „A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!”

I powiem Wam – to straszne jest. Mam to od zawsze i choć próbuję z tym walczyć – wciąż przegrywam. Proszę kogoś, żeby coś zrobił i robi to wolniej niż zrobiłabym ja – robię sama. A jeśli nie umiem, a wiem, że można szybciej – łapię nerwa i choć nie duszę tych ludzi, to jednak się męczę jak jasna cholera. Bo ja bym to już zrobiła i poszła dalej. Bo życie takie krótkie…

„Nie” – wyśpiewuje mi Anna Maria – „Źle myślisz”: „Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć, nim w kołowrotku pęknie nić…

No i gnam tak przez to swoje życie, ale czasem, tak jak dzisiaj, dopada mnie Anna Maria Jopek i od rana truje w uszach, jak powinnam żyć. I kłócę się z nią i nie chcę, bo przecież szybkie życie jest fajne. Jednak kiedy wieczorem, ta jak dzisiaj, osiągam uroczą Przystań we Wrocławiu, z niesamowitym widokiem na Odrę i uniwerek, myślę sobie: „Jaka Ty głupia jesteś, babo…” 😉

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, bo wysiadam
Przez życie nie chcę gnać bez tchu

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubiąc wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie: mieć czy być?
Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić…