CAŁA POLSKA CZEKA NA PIĘĆ STÓW

Widma podobno pojawiają się nocą. Moje straszy mnie dziś od rana, dopadając z różnych stron w różnych konfiguracjach i kontekstach.

Zróbmy sobie wnuka

Najpierw Magda wrzuciła na fejsa fotkę małego Łukasza z komentarzem: „Oglądamy poranne wiadomości 🙂 Nie dostanę pięciu stów? Damn it!” W komentarzach teraz wieczorem czytam żartobliwe uwagi znajomych typu czas na drugie. Są przynajmniej śmieszne. W przeciwieństwie to artykułu z natemat.pl o tym, jak to Beata Mazurek (cóż za wstyd nosić takie samo nazwisko!) proponuje samotnym matkom z jednym dzieckiem… staranie się o kolejne! (do przeczytania TUTAJ). Jasne! Najlepiej zróbmy sobie od razu wnuka! Po co się bawić w kolejne dzieci, harując jak woły przez całe życie, żeby utrzymać się na powierzchni?

Pogoda dla biedaków

Potem artykuł z wyborcza.biz o tym, czy zamożni wezmą 500 zł na dziecko, w którym cytują marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego (PiS), jak w grudniu w Radiu ZET zaapelował do najbogatszych Polaków, by powstrzymali się od korzystania z programu „Rodzina 500 plus” i dodał: „Jeśli tego nie zrobią, skompromitują się”. Czy to ze mną jest coś nie tak? Bo jakoś nie pojmuję, jak to możliwe, że pisząc typowo socjalną ustawę nie zabezpieczyli się przed tym, żeby dać tylko tym biednym, skoro teraz bogatym każą rezygnować.

Czy się stoi, czy się leży…

Pamiętacie to powiedzenie z czasów komuny? Dzisiejsze dopełnienie brzmi: 500 zł się należy. I okazuje się, że nawet lepiej jest leżeć. Najlepiej z szeroko rozłożonymi nogami i bez majtek, żeby Polska rosła w siłę kolejnych nowo narodzonych obywateli. A jak wolisz jednak na stojąco? No problem. Dziś PiS, któremu słowo seks nie przechodzi nawet przez tchawicę, ogłasza pełną dowolność. Tak więc… Polki, samotne matki jednego dziecka, nie żałujcie sobie, albowiem nagrodą za każdy kolejny owoc lędźwi waszych będzie pięć stów. A że za tę sumę to ledwie dziś można dziecko dorastające ubrać, a co dopiero nakarmić i zapewnić jakiś rozwój i że bycie samotną matką (czy ojcem) to nie jest bułka z masłem – who cares?! Chcesz pięć setek, ściągaj majtki 🙂

Matka Polka

Tak. Jestem samotną matką z jednym dzieckiem. Nie. Nie chcę kolejnego dziecka. Moje macierzyństwo było w pełni świadome i od dawna wiedziałam, że więcej dzieci mieć nie chcę. Nie planuję więc powiększenia rodziny, chyba że o jakiegoś całkiem dorosłego miłego pana ogarniętego życiowo 😉 Tak się składa, że wokół mnie jest sporo takich kobiet jak ja. Nie dzieciorobów żyjących na łasce pomocy społecznej, ale zaradnych, zadbanych, chcących czegoś więcej niż życia z dnia na dzień.

Renty, które dostajemy na dzieci, są niższe niż emerytury ich babć, bo nasi zmarli mężowie nie zdążyli w czasie swojego krótkiego życia nazbierać złodziejskich ZUS-owskich składek na godziwą rentę dla dziecka. Alimenty, jakie nam płacą mężowie (najczęściej rozstajemy się bez konieczności interwencji Funduszu Alimentacyjnego), są nawet niższe. Moja córka jest szczęściarą, bo ma 700 stów renty. Córka jednej z moich przyjaciółek jest pechowcem, bo ma 300 zł alimentów, a na każdą inną pomoc córce, np. na dodatkowe zajęcia, „tatuś” płaci dokładnie połowę kosztów – co do grosza!

Żeby utrzymać przyzwoity standard życia i zapewnić naszym jedynym dzieciom lepszy start w dorosłość, zapieprzamy całymi dniami, niektóre na kilku etatach. A po godzinach jeszcze w domu jako matka, ojciec, konserwator, korepetytor, psychoterapeuta, kierowca, spowiednik, logistyk, kucharz i sprzątaczka. Konsekwencją jest to, że mamy mniej czasu dla dzieci, dla siebie i na życie. Finansowo jesteśmy jak start-up, który nigdy poza tę fazę nie wychodzi. Domowe budżety to ciągły wysiłek wiązania końca z końcem. Każdy nieprzewidziany wydatek trzęsie nimi w posadach ósemką w skali Richtera, a potem następuje faza dźwigania się z gruzów. Jeśli dziecko jedzie na wakacje, to my musimy zrezygnować z własnych. Albo wybieramy wyjazd wspólny, co nastolatkom, im starsze, tym mniej się uśmiecha. Nie siadamy też w styczniu przy stole i nie zamawiamy wczasów all-inclusive, finansując je z przyrastających sukcesywnie oszczędności, bo ich nie ma, tylko szukamy tego, co najtańsze, albo mówimy sobie, że trudno – pojedziemy za rok.

Uwierzcie mi, że czasem same nie wiemy, jak znajdujemy na to wszystko siłę, czas i dlaczego jeszcze nie zwariowałyśmy. Ale PiS-owski Robin Hood poszedł o pięć długości lasu Sherwood dalej, dając biednym i nie zabierając bogatym. I depcząc po drodze te prawdziwe, a nie żyjące na garnuszku pomocy społecznej Matki Polki (i ojców), których liczba systematycznie rośnie (nie znalazłam niestety danych dotyczących liczby dzieci w tych niepełnych rodzinach), rozdaje nawet bogatym, byle tylko mieli więcej niż jedno dziecko. Kiedyś cała Polska czytała dzieciom i latorośle nam mądrzały. Teraz cała Polska czeka na pięć stów… Tylko lepiej, żeby bogaci ich nie brali. Ale właściwie dlaczego? Właśnie że niech biorą! To oni w większości przypadków zapychają od lat na dobrobyt tego kraju, dzięki czemu PiS może teraz bawić się w Robin Hooda.

PS Ja dam sobie radę bez tych pięciu stów, ale niech mi żadna PiS-owska zbawiaczka wszechświata nie wchodzi do łóżka i nie każe sobie robić kolejnych dzieci, bo to moja sprawa, ile ich mam. A skoro dzietność to taki problem, niech PiS się weźmie do roboty! 😉

KSIĘŻNA W KAWIARNI

Dawno, dawno temu, gdy w świdnickim kinie „Gdynia” odbywała się jeszcze cudna impreza pod nazwą Konfrontacje Filmowe, uczęszczałam na nie regularnie wraz z moją śp. koleżanką Kasią, z którą codziennie długo błądząc ulicami omawiałyśmy każdy obejrzany film. Wśród nich był amerykańsko-niemiecki „Bagdad Cafe”, który zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że do dziś często przychodzą mi do głowy sceny z tego magicznego filmu. Czasem w zupełnie nieoczekiwanych kontekstach… A więc dziś – przy okazji Trzech Króli – będzie o czarach i książętach, a właściwie księżnych. Znaczy jednej księżnej… Ale po kolei.

„Bagdad Cafe” to poniekąd film drogi, choć droga ta właśnie kończy się w zapomnianym przez Boga i ludzi, położonym pośrodku pustyni Mohave, motelu o nazwie równie egzotycznej jak jego „zawartość ludzka”. Nie będę go opisywać, bo warto ten obraz obejrzeć samemu, a wciąż jeszcze krąży gdzieś po sieci (nie mylić z serialem nakręconym później na jego podstawie). Wspomnę tylko, że do tej przedziwnej kawiarni z zepsutym automatem do kawy dociera samotna, konserwatywna Niemka, która postanawia wprowadzić w nim niemiecki ordnung, po czym nagle sama ulega jego czarowi, sama też zaczyna… czarować. Samotna droga doprowadza ją do zmiany życia nie tylko własnego, ale też wszystkich mieszkańców „małej kawiarni na drodze z Vegas donikąd” (specjalnie do tego filmu Jevetta Steele zaśpiewała nominowaną do Oscara piosenkę „Calling You”, którą właśnie cytuję).

Film jest naprawdę przecudnej urody. Pokazuje, jak nawet jedna podróż może zmienić nasz sposób widzenia świata, a bywa, że i całe życie. Dlatego pewnie tak lubię filmy drogi i zapewne też dlatego często, gdy tylko mogę, w krótszą lub dłuższą drogę się wybieram. Ostatnio ciągle dokądś jeżdżę i wracam, a chwilowo nawet nie mieszkam w Świdnicy. Codziennie więc (prawie) dojeżdżam. Każdego dnia przebywam ten mały kawałek drogi tam i z powrotem, żeby dotrzeć do pracy, pozałatwiać sprawy czy zajrzeć do domu. Dzięki temu z innej nieco perspektywy, trochę oderwanej od naszej świdnickiej rzeczywistości, z pewnego dystansu patrzę na to, co dzieje się w moim rodzinnym mieście.

A tu okazuje się, że i tam też wyprawiają się czary… Wyczarowała nam się oto księżna. Skąd to wiem? Jest taki fanpage na FB Świdnica Watch, który obiecuje, że będzie się nowej władzy przyglądał (jak i ja). I znalazłam tam taki oto wpis:

„Prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska nie podjęła jeszcze decyzji odnośnie powołania nowego dyrektora Lokalnej Organizacji Turystycznej – decyzja ta zapadnie po spotkaniu z władzami LOT, które pozwoli przeanalizować dotychczasowe zadania organizacji i podjąć stosowne rozstrzygnięcia”
Ewa Dryhusz, Biuro Prasowe Urzędu Miejskiego w Świdnicy

Na stronie internetowej stowarzyszenia Lokalna Organizacja Turystyczna „Księstwo Świdnicko-Jaworskie” http://www.ks-j.pl wymienionych jest 26 członków, z których każdy na walnym zgromadzeniu ma 1 głos. Również 1 głos posiada Miasto Świdnica. Pozostałych 25 członków nie będzie brało udziału w decyzjach Pani Prezydent?

No i jakbyście to odczytali? Czary! Oto mamy miasto, w którym jeden głos liczy się za kilkadziesiąt innych. Oto rządzi w nim niepodzielnie księżna, która może więcej niż inni. Książęcość w sumie by się zgadzała, wszak LOT ma przydomek „Księstwo”, więc i książę, i księżna być  w nim powinni (swego czasu w „WŚ” wybieraliśmy takowych), a jednak coś tu jest nie tak…

Trudno przecież uwierzyć, że inteligentna osoba albo nie umie liczyć, albo (no, to już byłby wstyd straszny) jej otoczenie nie ma pojęcia o tematach, w których się wypowiada, albo ona sama uwierzyła, że jest wszechwładną księżną, która raz wybrana, może wszystko. Dotarła tam, dokąd dążyła przez całą swoją życiową drogę i teraz wprowadza swój ordnung, jak Jasmine w „Bagdad Cafe”, tyle że Niemka była bohaterką pozytywną 😉 Ciekawa jestem, co na to pozostali członkowie LOT-u.

Informacja cytowana przez Świdnica Watch pochodzi najwyraźniej z komunikatu Biura Prasowego i jest częścią większej całości, cytowanej na wszystkich lokalnych portalach, a dotyczącej zmian na stanowiskach (niestety, po zmianie rzecznika w magistracie wycięto mój adres z listy mailingowej, więc już komunikatów nie dostaję). Wychodzi więc na to, że to BP zaliczyło merytoryczną wpadkę wielką niczym Rów Mariański, przypisując swojej pryncypałce moc iście książęcą. Tyle że obecne księstwo to jedynie powstała za zgodą różnorodnych samorządów i przedsiębiorców oraz osób fizycznych organizacja pozarządowa. A czy jej członkowie także ulegną świdnickim czarom? Pożyjemy, zobaczymy.

PS Co?… Myśleliście, że pazur mi się stępił i znów będę przynudzać o życiowych drogach i ścieżkach? Czasem będę. Ale bez przesady! 😉