Szefie, zafunduj pracownikowi wycieczkę!

Pewna świdnicka spółka z okazji swojego jubileuszu zabiera pracowników na pięć dni do Tunezji. Nie pięciu i nie dziesięciu pracowników, ale stu siedemdziesięciu paru! Kiedy usłyszałam tę wiadomość, aż podskoczyłam z wrażenia. A więc istnieją w naszym kraju pracodawcy, którzy mają tak zwany gest…

I od razu mi się przypomniał tekst w natemat.pl o Richardzie Bransonie, brytyjskim miliarderze, i jego radach dla przedsiębiorców. Trzy rady, jakie im przekazał, jeśli chcą osiągnąć sukces, to… „ludzie, ludzie, ludzie”. Niestety, jeśli o to chodzi, Polska wciąż jest na etapie wczesnego kapitalizmu. I są dwie szkoły. Albo wyciska się ludzi jak cytryny, a kiedy już są prawie całkiem pozbawieni soku i zaczynają schnąć, zamawia się świeżą dostawę owoców, albo wyciska się ich, ale od czasu do czasu wstrzykuje sok w koncentracie – a to w postaci premii, a to w postaci podwyżki, ale pod pewnymi warunkami, a to w formie jakiegoś bonusu. Lekka reanimacja i pracownik wraca do zawodowego życia 😉

Kiedy się rozmawia na ten temat z pracodawcami, to często pojawia się kwestia kosztów pracy. Zgodnie twierdzą, że w Polsce są one niebotyczne. Sorry – panie i panowie przedsiębiorcy. Nie jest tak. Z raportu opublikowanego przez portal rynekpracy.pl na podstawie danych Eurostatu wynika, że koszty pracy w naszym kraju są jednymi z najniższych w Europie! Niżej są tylko Łotwa, Litwa, Rumunia i Bułgaria. Wielu przedsiębiorców narzeka także na politykę fiskalną Polski. To ona według nich ma wpływ na to, ile płacą swoim pracownikom, na jakie umowy ich zatrudniają itd. Przykro mi – tu znów statystyki porównawcze mówią co innego. Polska jest na dziewiątym miejscu na liście dziesięciu europejskich rajów podatkowych. Serio! (jeśli nie wierzycie, to sprawdźcie: http://biznes.onet.pl/raje-podatkowe-w-ue-jest-i-polska,18490,5389935,13464477,fotoreportaze-detal-galeria). A na pierwszych miejscach są wspomniane Litwa, Rumunia i Bułgaria.

O co więc chodzi? Cóż – stare porzekadło mówi, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze. Pieniądze, dodajmy, przedsiębiorcy, a nie jego pracowników. Polscy przedsiębiorcy chcą po prostu więcej (nie będę się rozwodzić o kryzysie, bo to prawda, że dotknął wszystkich). Chcą więcej, chcą taniej, żeby jak najwięcej zostało dla nich. To jasne – ich firma, ich pieniądze. Wciąż jednak niewielu rozumie, że czasem to mniej znaczy więcej, a nie odwrotnie. Mniej dzisiaj dla mnie, bo chcę zainwestować w świetnego pracownika, to więcej jutro i dla mnie, i dla tego pracownika, w którego zainwestowałem.

Problemem większości polskich przedsiębiorców nie są ani koszty pracy, ani podatki. Ich problemem jest nieumiejętność otwarcia umysłu, widzenia dalej i więcej, przewidywania i wyprzedzania faktów. Albo inaczej – robią to w kontekście czysto biznesowym, bo biznes tego wymaga, ale nie włączają do tego procesu pracowników. Większość wciąż traktuje ich jak narzędzie, a więc przedmiot, a nie podmiot. Nie ten, to następny. Tymczasem inwestycja w dobrych pracowników to inwestycja w przyszłość własnej firmy. I tego jeszcze wielu polskich przedsiębiorców musi się uczyć. Oby jak najszybciej.

A pracownicy?… Cóż, nawet ci z tej firmy, która zabiera swoich ludzi do Tunezji, narzekają. Taka już ludzka natura. Przedsiębiorcy na koszty i podatki, pracownicy – na przedsiębiorców 😉

Piękny człowiek

Skrzypek na ulicy z kasą fiskalną? Choć Władysław Tomczyk gra na katowickiej ulicy już od kilku lat, dopiero dzisiaj (choć dość znamienne, że przy okazji święta narodowego) natknęłam się na materiał o nim, który niezmiernie mnie wzruszył. Może także ciut dlatego, że pan Władysław jest z wykształcenia polonistą?…

Prowadził biznes – miał dwa sklepy na katowickim dworcu. Ale zbankrutował. Miał chwilę załamania. Zbierał złom, a nawet musiał żebrać. A jednak odnalazł się. Dzięki szkolnym skrzypcom, które znalazł w swoim niezwykle skromnym domu we wsi pod Siewierzem, skąd półtorej godziny dojeżdża codziennie „do pracy”. Zaczął grać. Ale nie tak zwyczajnie – jak każdy uliczny grajek. Pan Władysław wziął kasę fiskalną i każdemu, kto wrzuca pieniądze do puszki, wydaje paragon. Co miesiąc płaci podatki i składki w ZUS-ie. Mimo polskiej złodziejskiej polityki fiskalno-ubezpieczeniowej, on stara się być uczciwy wobec państwa, wobec tych, którzy go wspierają, ale chyba przede wszystkim wobec samego siebie.

Rok temu nowojorska agencja Variable, która na swoim koncie ma m.in. współpracę z takimi markami jak Coca Cola czy Nike, nakręciła o Władysławie Tomczyku krótki film pokazujący w prosty i oszczędny sposób bezpretensjonalność i prostolinijność tego człowieka. – Wiele w swoim życiu przeżyłem, nigdy się nie poddawałem. To są moi słuchacze. To jest moja scena. To jest moje życie – mówi w nim bohater. Chce uczciwie zapracować na emeryturę. Chce pozostać sobą do końca. Ale przede wszystkim – wydaje się – że chce zachować własną godność i człowieczeństwo.

http://vimeo.com/47265755

W kraju, w którym – czego nie mógł nigdy zrozumieć mój przyjaciel, Amerykanin Larry Siddal – nawet uczniowie oszukują na lekcjach ściągając. W kraju, gdzie wiele rzeczy się „załatwia”,  gdzie bez znajomości trudno znaleźć dobrą pracę, gdzie państwo łupi obywateli na każdym kroku, znalazł się człowiek, który do końca chce pozostać uczciwy. To musi zrobić wrażenie. I na mnie zrobiło, bo cóż to za piękny człowiek…

PS Inna sprawa, że kasa fiskalna obok ulicznego grajka to genialny wręcz chwyt marketingowy. Ale czy ktokolwiek sądzi, że ten skromny i skromnie żyjący, bogobojny człowiek naprawdę o tym myślał stając pierwszy raz ze skrzypcami, puszką i tą kasą na ulicy?…