Who to fuck is…?

No dobra, ja wiem, kto to jest Rudolph Giuliani (to ten koleś na zdjęciu poniżej). Ale dwójka moich znajomych, którym tłumaczyłam, że czegoś tam nie mogę, bo się spieszę, bo idę na sesję plenarną z nim, na samo stwierdzenie „sesja plenarna” robili oczy okrągłe i wielkie jak denka od mojego największego garnka, w którym gotuję czasem bigos na święta. A na nazwisko Giuliani reagowali mniej więcej tak: „jakiś Włoch?”, „a kto to jest?”

Jakby na potwierdzenie tych słów posłuchałam rozmowę dwóch parkingowych na parkingu przed lodowiskiem, gdzie miało się odbyć spotkanie z Giulianim – „szeryfem Nowego Jorku”:

– Ty, a co to za gość w ogóle jest, że taka ochrona? – mówi jeden.

– A ch… wie, płacą, to pilnuję – odpowiada drugi.

I to niestety pokazuje poziom zainteresowania ludzi polityką i stopień percepcji tego, co jest podawane w mediach.

4 czerwca robiłam w Studio Festiwalu Reżyserii Filmowej wywiad z Ryszardem Bugajskim. Rozmawialiśmy między innymi o tym, po co się robi takie zaangażowane filmy jak „Przesłuchanie” czy może mniej zaangażowane, ale takie wobec których – jak stwierdzili jurorzy przyznając mu nagrodę specjalną – nie można przejść obojętnie, jak „Układ zamknięty”. Pan Ryszard, przesympatyczny człowiek, o którym po kilku minutach rozmowy mogę z całą pewnością powiedzieć, że wie, czego chce, stwierdził, że fabuła „Układu zamkniętego”, oparta przecież na prawdziwej historii (niewtajemniczonych odsyłam tutaj: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13688420,Na_podstawie_jego_losow_powstal__Uklad_zamkniety__.html), byłaby historią jedną z wielu znanych nam z mediów, gdyby nie powstał na jej kanwie film.

Pan Ryszard powiedział dokładnie tak: „Andrzej Wajda powiedział, że na świecie jest wiele rzeczy, których ludzie, tak zwany naród, sobie nie uświadamia, dopóki nie zobaczy ich w przetworzeniu artystycznym (…) i „Układ zamknięty” jest dokładnym tego przykładem. To historia znana z mediów, ale taka, która zniknęłaby wśród innych historii, zabitego dziecka, wypadku i tak dalej, gdyby nie przetworzenie artystyczne”.

Fakt. Patrząc na newsy ostatnich dni – co zostaje nam w głowach? 3-letnie dziecko zostawione przez ojca w samochodzie. Jakieś inne tematy? No, zastanówcie się przez chwilę. Specjalnie po wizycie na spotkaniu z Giulianim, które dzisiaj odbyło się w Świdnicy podczas Kongresu Regionów, bardzo uważnie obejrzałam Fakty TVN, a potem Wiadomości TVP. Wśród innych informacji specjalny nacisk położony był na to, o czym mówią wszyscy, czym żyje Facebook, wszystkie portale, gazet itp. itd. I nawet gdyby któreś z nie-lokalnych mediów podało informację, że „legendarny burmistrz Nowego Jorku jest z wizytą w Świdnicy”, to zginęłaby w całej masie „ugotowanych” dzieci i właściwie tylko ich, bo „przecieki na tajnym posiedzeniu Sejmu” badane przez prokuraturę już dla większości społeczeństwa nie mają znaczenia.

Tak właśnie jest i choćby nie wiem, jak się dziennikarz dwoił i troił, poza pewne granice nie wyskoczy, bo poza nimi nie ma już odbiorcy.

Po tych dzisiejszych doświadczeniach zabrzmiał mi w głowie kiczowaty na maksa, ale wciąż grany w niektórych stacjach, przebój „Who to Fuck is Alice?” jeszcze bardziej kiczowatej grupy Smokie. Bo większość społeczeństwa. ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ nie ma pojęcia „who to fuck is Giuliani”. Smutne, bo facet jest politykiem wybitnym i słuchanie o jego doświadczeniach było naprawdę ciekawym przeżyciem. Smutne, ale… jakże prawdziwe…

Foto: Źródło wikipedia.pl

Świeża krew ;)

Nie będę owijać w bawełnę: uwielbiam pracować z dziećmi i młodzieżą! Nie w szkole, na lekcjach, chociaż moi dawni uczniowie – przynajmniej tak wynika z tego, co mówią po latach – wspominają mnie dobrze. Ale właśnie po szkole, po lekcjach, w lekkim oderwaniu od szkolnej rzeczywistości, na pewnym luzie, podczas którego następuje wzajemna transfuzja doświadczeń, wrażeń, wspomnień, a czasem i marzeń…

Naszaswidnica.pl – młodzieżowy portal, w którym ze wszystkich mediów, z jakimi w swoim życiu zawodowym współpracowałam, najwięcej nauczyłam się w najkrótszym czasie. Więcej nawet – najbardziej rozwinęłam się. Ciekawe, prawda? Dorosła, doświadczona dziennikarka, a pisze takie rzeczy. A jednak tak jest. Tak było. To Nasza Świdnica uświadomiła mi, że praca dziennikarza może być wieczną przygodą. To dzięki młodym dziennikarzom z NŚ zrozumiałam, że dziennikarz to nie hiena, lecz dobry kolega, który przybliża świat, i że czytelnika trzeba cały czas zdobywać, tak jak młody chłopak dziewczynę, z którą chciałby spędzić całe życie.

Tak. Dostałam gigantyczną transfuzję świeżej krwi, o której mówiłam ponad rok temu, gdy NŚ i WŚ rozpoczynały współpracę. NŚ wygasiła działalność, z WŚ odeszłam ja. Ale młodzież – została. Pełna pomysłów, rozentuzjazmowana, chcąca się wyżyć w pisaniu, przed kamerą, za kamerą. Chętna i wciąż świeża – tak jak jej młoda krew.

My, dorośli, z przeróżnych powodów, czasem może i uzasadnionych, bo praca, bo pieniądze, bo trzeba dzieciom zapewnić to czy tamto, rzadko zaglądamy do świata ludzi młodych. To niewybaczalny błąd! I nie chodzi o wścibstwo. Nie chodzi o dopytywanie się, co w szkole, wyciąganie informacji o przyjaźniach, marzeniach itd. Jeśli zechcą, sami nam o tym powiedzą. Chodzi o otwarcie się na ich świat, zejście piętro niżej, cofnięcie się w czasie, próbę spojrzenia na świat ich oczami. Często wydaje nam się, że wiemy więcej. Jesteśmy wręcz o tym przekonani. Ale kto z nas potrafi przyznać, że tak nie jest? A nie jest tak ani trochę.

Świat dzieci, świat młodzieży, tak jak i świat dorosłych – w średnim wieku i seniorów – to ten sam świat. Tyle że każdy odczuwa go stosownie do swojego wieku. Za jeden ze swoich największych życiowych sukcesów uważam to, że nie rozgraniczam ludzi według wieku. Nigdy tego nie robiłam. I nigdy nie będę. Mam dobrych znajomych i przyjaciół o tak gigantycznej rozpiętości wiekowej, że czasem jestem w szoku (jak wszyscy, którzy obserwowali Naszą Świdnicę haha ;))

I ten szok niech wciąż trwa. I zapewniam, że trwać będzie 😉