TANIE MIĘSO PSY JEDZĄ

Omal nie kopnęłam w kalendarz widząc… kalendarz świdnickich wydarzeń kulturalnych. A nie mówiłam, że będzie zabawnie? Wiemy już, że władze usunęły dwie duże imprezy promujące miasto, trzecią, która mogłaby je promować, zignorowały, a jest jeszcze i czwarta, która mogła ściągnąć do Świdnicy kilkuset zawodników z całej Europy oraz ich załóg i kibiców. Razem kilka tysięcy ludzi.

Nie płaczmy jednak. Imprezy te gdzieś się odbędą, może poza czwartą, bo pomysłodawcom zależało na promocji właśnie Świdnicy. Żal jednak, że straciło je moje rodzinne miasto. Żal tych kilkunastu lat pracy wielu ludzi nad ich wypromowaniem, bo nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że promocja to coś, co się dzieje samo – wystarczy mieć dobry produkt. To ciężka praca na różnych frontach, by nawet najlepszy produkt zaistniał w lokalnej, a co dopiero – ponadlokalnej świadomości. Praca liczona w latach.

W moim mieście, do którego właśnie po dłuższej nieobecności powróciłam na dobre, jednym pociągnięciem ręki zmiata się z powierzchni ziemi efekty czyjejś ciężkiej pracy. I to może by aż tak nie dziwiło, bo polityka rządzi się swoimi prawami, chociaż dziwi coraz więcej ludzi, z którymi rozmawiam (właściwie codziennie, odkąd tu jestem na stałe, dowiaduję się kolejnych dziwnych historii na ten temat). Ale dziwi argumentacja i pobudki, dla których tak się dzieje.

Tanie mięso psy jedzą, i to też nie wszystkie. Jeśli więc ktoś Wam mówi, że impreza promująca miasto jest za droga, popukajcie się w czoło.

Świdnicy nie wypromują ani Dni Świdnicy (bo są dla nas, przepraszam, dla gawiedzi), ani Festiwal Teatru Otwartego (choć to świetna impreza, to jednak latem takowych jest na pęczki w całej Polsce), ani Festiwal Bachowski (bo to gratka jedynie dla koneserów), ani nowe twory, o jakich czytam dzisiaj na www.regionfakty.pl, jak festiwal niszowych filmów Romana Gutka, a właściwie popłuczyny po tym festiwalu, który de facto odbywa się we Wrocku, albo Akademia Filmowa dla Dzieci i Młodzieży (edukacja filmowa dzieci i młodzieży jest ważna, ale żadna to promocja miasta).

W kalendarzu imprez, poza Kongresem Turystyki Polskiej, nie ma niczego nowego, czego by poprzednia władza nie robiła. Spektakle i monodramy są co roku, koncerty i recitale – także, a aktorów tak znakomitych jak Krystyna Janda mieliśmy na wyciągnięcie ręki podczas Festiwalu Reżyserii Filmowej. Zresztą – jeśli chodzi o ten turystyczny kongres, to też nie jest impreza wymyślona przez nowe władze, tylko przez uczestników posiedzenia Rady Polskiej Organizacji Turystycznej w… 2013 roku (http://www.aktualnosciturystyczne.pl/pot/bdzie-kongres-turystyki-polskiej)! Chwała, że to Świdnicy udało się zostać gospodarzem tego spotkania, ale kreatywności, jak widać, w tym żadnej.

No i na koniec smutna refleksja. Jak wiecie, znam wielu i wiem bardzo dużo. Gdybym opisała tutaj wszystko, co wiem, musiałabym poprosić o ochronę ha ha 😉 A co wiem tym razem? Wiem, jakie motywy kierują władzą w tym wszystkim. Zresztą byłam pewna, że tak właśnie będzie. A są to motywy najniższe.

Wzniesienie się „ponad” i godne reprezentowanie wyborców okazało się nie do udźwignięcia.

Zwyciężyły przyzwyczajenia rodem z meksykańskiej telenoweli – intrygi, plotki, knucie za zamkniętymi drzwiami i telefoniczne, dopuszczanie do głosu prywatnych urazów i niechęci, a nade wszystko – zionącej ciągle z głębi trzewi nienawiści. Jakie to małe…

AND THE WINNER IS…

Za cztery dni będziemy się emocjonować tym, who the winner is… Tymczasem w moim rodzinnym mieście Świdnicy, już wiadomo. I nie chodzi tu wcale o Oscary, choć z filmem też ma to coś wspólnego.

Odkąd pojawiła się informacja, że obecna władze nie życzy sobie w mieście Festiwalu Reżyserii Filmowej, zaczęły się domysły, które miasto zwycięży w rankingu kandydatów do przejęcia tej imprezy, która przez siedem dotychczasowych edycji wypracowała sobie wysoką renomę. Dziś już wiadomo. The winner is… Jelenia Góra. To tam Stanisław Dzierniejko, pomysłodawca i producent FRF, postanowił przenieść swoje dzieło. Swoje. Ale nie tylko. Pan Staszek na pewno się nie obrazi, jeśli napiszę, że było to także dzieło władz miasta. I Lokalnej Organizacji Turystycznej. I Świdnickiego Ośrodka Kultury. I Cinema 3D. I przede wszystkim – świdniczan, którzy tworzyli w mieście naprawdę wdzięczną i zainteresowaną wszystkim, co związane z festiwalem, publiczność. Wierzę, że jeleniogórzanie godnie nas zastąpią, choć już dzisiaj słyszę od kolejnych znajomych, że oni także wybierają się do Jeleniej Góry. Zapewne i ja też pojadę, choć już nie na pokazy filmowe, bo kto znajdzie czas na dojazdy.

Mamy też zwycięzcę drugiego z rankingów, bo choć pani prezydent zapewniała, że chciała, by Kongres Regionów pozostał w mieście, tylko w zmienionej formule, najwyraźniej częsty gość tego wydarzenia, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, wykorzystał moment zawahania i przekonał organizatorów, by tę drugą ogólnopolską imprezę odbywającą się w Świdnicy przenieść do stolicy Dolnego Śląska. I tak oto moje rodzinne miasto straciło wydarzenie, którego ostatnim gościem był sam Rudolph Giuliani, legendarny burmistrz Nowego Jorku. Uważny czytelnik wypomni mi pewnie, że pisałam wówczas na blogu, iż przeciętnych ludzi to nie obchodzi, bo nie wiedzą, kim jest Giuliani. Prawda. Ale ci, dla których organizowany jest kongres, wiedzą doskonale. A ich przyjazd do naszego niewielkiego miasta ciągnął za sobą pieniądze dla hotelarzy, restauratorów itd. Podobnie jak przyjazd gości i widzów Festiwalu Reżyserii Filmowej.

Jakich kolejnych zwycięzców przyjdzie mi jeszcze obwieścić? I nad utratą jakich wydarzeń ubolewać? Dziś trudno powiedzieć, ale teraz – kiedy świdniczanie będą narzekać, że „tutaj się nic nie dzieje” – już nie będę się kłócić i wysyłać ich do Dzierżoniowa. Bo tak się składa, że teraz nawet w Dzierżoniowie dzieje się więcej.

Foto podkradzione z portalu www.wiadomosci.swidnickie.pl (fot. Wiktor Bąkiewicz)

Who to fuck is…?

No dobra, ja wiem, kto to jest Rudolph Giuliani (to ten koleś na zdjęciu poniżej). Ale dwójka moich znajomych, którym tłumaczyłam, że czegoś tam nie mogę, bo się spieszę, bo idę na sesję plenarną z nim, na samo stwierdzenie „sesja plenarna” robili oczy okrągłe i wielkie jak denka od mojego największego garnka, w którym gotuję czasem bigos na święta. A na nazwisko Giuliani reagowali mniej więcej tak: „jakiś Włoch?”, „a kto to jest?”

Jakby na potwierdzenie tych słów posłuchałam rozmowę dwóch parkingowych na parkingu przed lodowiskiem, gdzie miało się odbyć spotkanie z Giulianim – „szeryfem Nowego Jorku”:

– Ty, a co to za gość w ogóle jest, że taka ochrona? – mówi jeden.

– A ch… wie, płacą, to pilnuję – odpowiada drugi.

I to niestety pokazuje poziom zainteresowania ludzi polityką i stopień percepcji tego, co jest podawane w mediach.

4 czerwca robiłam w Studio Festiwalu Reżyserii Filmowej wywiad z Ryszardem Bugajskim. Rozmawialiśmy między innymi o tym, po co się robi takie zaangażowane filmy jak „Przesłuchanie” czy może mniej zaangażowane, ale takie wobec których – jak stwierdzili jurorzy przyznając mu nagrodę specjalną – nie można przejść obojętnie, jak „Układ zamknięty”. Pan Ryszard, przesympatyczny człowiek, o którym po kilku minutach rozmowy mogę z całą pewnością powiedzieć, że wie, czego chce, stwierdził, że fabuła „Układu zamkniętego”, oparta przecież na prawdziwej historii (niewtajemniczonych odsyłam tutaj: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13688420,Na_podstawie_jego_losow_powstal__Uklad_zamkniety__.html), byłaby historią jedną z wielu znanych nam z mediów, gdyby nie powstał na jej kanwie film.

Pan Ryszard powiedział dokładnie tak: „Andrzej Wajda powiedział, że na świecie jest wiele rzeczy, których ludzie, tak zwany naród, sobie nie uświadamia, dopóki nie zobaczy ich w przetworzeniu artystycznym (…) i „Układ zamknięty” jest dokładnym tego przykładem. To historia znana z mediów, ale taka, która zniknęłaby wśród innych historii, zabitego dziecka, wypadku i tak dalej, gdyby nie przetworzenie artystyczne”.

Fakt. Patrząc na newsy ostatnich dni – co zostaje nam w głowach? 3-letnie dziecko zostawione przez ojca w samochodzie. Jakieś inne tematy? No, zastanówcie się przez chwilę. Specjalnie po wizycie na spotkaniu z Giulianim, które dzisiaj odbyło się w Świdnicy podczas Kongresu Regionów, bardzo uważnie obejrzałam Fakty TVN, a potem Wiadomości TVP. Wśród innych informacji specjalny nacisk położony był na to, o czym mówią wszyscy, czym żyje Facebook, wszystkie portale, gazet itp. itd. I nawet gdyby któreś z nie-lokalnych mediów podało informację, że „legendarny burmistrz Nowego Jorku jest z wizytą w Świdnicy”, to zginęłaby w całej masie „ugotowanych” dzieci i właściwie tylko ich, bo „przecieki na tajnym posiedzeniu Sejmu” badane przez prokuraturę już dla większości społeczeństwa nie mają znaczenia.

Tak właśnie jest i choćby nie wiem, jak się dziennikarz dwoił i troił, poza pewne granice nie wyskoczy, bo poza nimi nie ma już odbiorcy.

Po tych dzisiejszych doświadczeniach zabrzmiał mi w głowie kiczowaty na maksa, ale wciąż grany w niektórych stacjach, przebój „Who to Fuck is Alice?” jeszcze bardziej kiczowatej grupy Smokie. Bo większość społeczeństwa. ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ nie ma pojęcia „who to fuck is Giuliani”. Smutne, bo facet jest politykiem wybitnym i słuchanie o jego doświadczeniach było naprawdę ciekawym przeżyciem. Smutne, ale… jakże prawdziwe…

Foto: Źródło wikipedia.pl