
Czasem wystarczy, jeśli pozwoli się po prostu komuś działać – takie słowa usłyszałam wczoraj w rozmowie z kolegą. A odnosiły się do sytuacji w naszym mieście. Jaka sytuacja? – zapytacie pewnie. Jest przecież sielsko, wręcz idealnie, jak w Utopii Thomasa More’a. Ludzie sami wychodzą z inicjatywami, a władza patrzy łaskawym okiem i wszystkie wspiera oraz popiera. Jest pięknie! Przyszła wiosna. Miasto posprzątane. A Bystrzycą, której brzegi zostaną w czynie społecznym posprzątane, popłyną wkrótce mleko i miód. Coś tu jednak nie całkiem chyba gra.
Od jakiegoś czasu regularnie przeglądam lokalne media. I mam wrażenie, że nasza nowa władza robi same dobre rzeczy, ma zawsze rację i nie ma żadnych wad. Może faktycznie tak jest i może także mediom udzieliła się sielska atmosfera. Najgorsze i najgłupsze decyzje już podjęte, choć nie wiemy, jakie tam jeszcze asy się w rękawie kryją, pierwsza burza minęła, więc można złapać drugi oddech i markować działanie, bo że się nic ciekawego (poza inicjatywami mieszkańców) nie dzieje, to chyba widać gołym okiem? Nie widać?
Zaraz Wam to udowodnię.
Oto oglądam w lokalnej telewizji materiał o tym, że nowa władza odkryła Amerykę w postaci Rynku, w którym „nic się nie dzieje”.
Przyznam, że słuchając wynurzeń tejże władzy przed kamerą przecierałam oczy ze zdumienia i poszłam do łazienki po waciki do uszu, bo nie byłam pewna, czy dobrze słyszę. Bo jeśli jest tak, jak mówi władza, to ja chyba mieszkam w innym Rynku innej Świdnicy.
Owszem, z martwym Rynkiem był problem kilka lat temu, dlatego wspólnie z kolegami z redakcji „Wiadomości Świdnickich” zorganizowaliśmy akcję „Przywróćmy Rynek z tradycjami”. To my męczyliśmy co tydzień artykułami, zdjęciami, felietonami, wywiadami i pytaniami poprzednią władzę, żeby wreszcie podjęła jakieś kroki. I podjęła.
Świdnicki Rynek od pierwszych do ostatnich ciepłych promieni słońca tętni życiem i tak dzieje się od kilku już lat, odkąd poprzednia władza zastosowała m.in. ulgi dla osób prowadzących lokale gastronomiczne. Niektóre lokale organizują latem obok swoich ogródków pokazy czy minirecitale, zatrudniają artystów, by bawili ich gości, a przy okazji – ożywiają Rynek. Nie wspomnę o Galerii44, która była królową świdnickich lokali, jeśli chodzi o wystrój, jakość obsługi, wyjście do klienta i… wyjście na Rynek, która – jak słyszę – ma na powrót być Galerią Fotografii, odwiedzaną przez 0,75 osoby dziennie.
To się nazywa ożywianie Rynku!
A jakie jeszcze pomysły na ożywienie ma nowa władza? Nie padnijcie z wrażenia. Udostępnienie Rynku dla osób niepełnosprawnych (co się chwali, ale Rynek dla niepełnosprawnych nie jest niedostępny, o czym świadczy drąca się często latem pod moimi oknami „Agnieeeeszkaaaa! Agnieeeeeszkaaaa!” pewna niepełnosprawna osoba, chcąca, by moja sąsiadka do niej zeszła, bo domofon zepsuty), udostępnienie Rynku dla taksówek oraz… stworzenie kilku miejsc do parkowania dla taksówek 😀 Po co? Bo Rynek ma być „dostępny”. Rozumiecie? Bo dzisiaj nie jest 😉 Osoba, którą stać na taksówkę, nie da rady dotrzeć do Rynku piechotą 5 metrów, bo tyle ma od najbliższego miejsca postoju taksówek na ul. Grodzkiej. Trzeba ją wwieźć do Rynku. Osoba, która jest w Rynku i narobiła 25 kilogramów zakupów, nie dojdzie przecież z nimi te parę metrów na Grodzką. Biedni zakupoholicy 😉
Cóż… Z pewnością tegoroczny świdnicki dawny plac targowy nie będzie taki sam jak kiedyś. Nie zobaczymy w letnich ogródkach znanych aktorów czy reżyserów popijających kawę czy piwo w trakcie Festiwalu Reżyserii Filmowej, nie zaroi się na nim od gości Kongresu Regionów, nie był na ten rok planowany także Zjazd Świdniczan, który miał mieć dwuletnią przerwę, ale diabli wiedzą, co nowa władza zrobi z nim za rok. Nie będzie najlepszego ogródka letniego w Galerii44. Tak naprawdę sporo zmian nas czeka, których przeciętny świdniczanin jeszcze nie czuje.
Nie martwcie się jednak, bo jak się dowiedziałam z rzeczonej wypowiedzi, pomysłów na ożywienie Rynku jest jeszcze bardzo wiele. Rozumiem, że te powyższe są sztandarowe, skoro zostały już zaprezentowane. Nieświadomy czytelnik może się zastanawiać, czemu akurat takie. No cóż, jak widać „ożywienie” ma się wiązać z lizaniem dupy środowiskom kupieckim, bo ich celem najwyraźniej jest przywiezienie i odwiezienie potencjalnego klienta. A na temat siły nabywczej tegoż klienta już tutaj pisałam, więc nie będę się powtarzać.
Ten konsumpcjonizm jednak chyba nie dziwi u kogoś, kto przez ostatnie lata bujał się jako kaowiec po galeriach handlowych. Nie może więc też dziwić kompletny brak pojęcia o tym, jak od wiosny do późnej jesieni wygląda świdnicki Rynek. A że teraz jest ciut niemrawy, cóż… zimą wszystko zamiera, a wiosna jeszcze nie przyszła. Ale już stoi za Rynkowym progiem.
PS Jak na ironię – właśnie dzisiaj w Rynku zamontowano pierwszy ogródek letni 😀